Naród postanowił poradzić sobie bez tłumaczy. Wszyscy pilnie uczyli się angielskiego. Maglowano present simple, pamiętano, że ?apostrof es? i wkuwano słówka. Było sporo problemów z tabelą czasowników nieregularnych. Podobne formy myliły się narodowi. Naród cierpiał, ale dzielnie zaciskał zęby.

Wszystko dla prawdy.

Telewizyjna kariera kanapki z dżemem zachęciła mnie do dalszych eksperymentów. W szpitalnym oknie pojawiałem się częściej. Rzucałem na dół różne rzeczy: mandarynki, kapcie, zeschłe listki stojącej w rogu pokoju roślinki. Wszystkie następnego dnia pokazywano w telewizji a szczęśliwcy, którym udało się je złapać stawali się ulubieńcami tłumu. Zapraszano ich na niedzielny rosół i lajkowano wszystko, co tylko wrzucali na portale społecznościowe.

Czasami nachodziła mnie melancholia. Opierałem się wtedy o parapet, zapalałem papierosa i opowiadałem narodowi o sobie. Naród słuchał mnie z uwagą. Nie pamiętałem, kiedy ostatnim razem ktoś słuchał mnie z uwagą.

? Jak byłem mały, to nie zawsze zjadałem wszystko z talerza. Wiedzą państwo, jakie są dzieci. Mama zwykle mówiła: ?ziemniaki zostaw, zjedz mięso?. Dawała mi takie ultimatum. A wiedzą państwo, co wtedy robiłem?

? Co robiłeś? Co robiłeś? ? dopytywał się naród.

? Chowałem mięso pod ziemniaki! Zakopywałem je tam!

? Ha, ha, ha! ? śmiał się naród.

Słuchałem też, co on miał mi do powiedzenia. Mówił mi o swoich spostrzeżeniach, o marzeniach, o tym, co by chciał i czego nie lubił.

? Sąsiad z góry stuka i puka! ? mówił naród.

? Autobusy się spóźniają, a w środku wali moczem! ? mówił naród.

? Pomidory na straganach już nie takie dobre jak kiedyś! ? mówił naród.

? Ubrałem szalik i czapkę a na dworze było ciepło i się zgrzałem! ? mówił naród.

? Nie tak miało wyglądać moje życie! ? mówił naród.

? Nie podobał mi się ten film! Myślałem, że będzie lepszy! ? mówił naród.

? Te nasze drogi! Dziura na dziurze! ? mówił naród.

? Pojechałbym na koncert Bono! ? mówił naród.

? Chcę spokoju, a dzieciaki mi pod oknem drą ryja! ? mówił naród.

? Tyle się dzieje złego, a rząd nic nie robi! ? mówił naród.

? W tym kraju nie ma perspektyw! ? mówił naród.

? Kocham, a ona mnie nie kocha! ? mówił naród.

? Chciałbym zrobić więcej, a nie mogę! ? mówił naród.

? Nie cenię tego koloru! ? mówił naród.

? Dali mi, ale za mało! ? mówił naród.

? On tu jest, a ja go nie lubię! ? mówił naród.

? Sprzątam i sprzątam, a kurzu ciągle przybywa! ? mówił naród.

? Chciałbym chodzić, a nie mogę! ? mówił naród.

? Sąsiad ma nowy telewizor i mu zazdroszczę! ? mówił naród.

? Ludzie starzy tak strasznie śmierdzą! ? mówił naród.

? Byłem na wakacjach, ale mi się nie podobało! ? mówił naród.

? Prąd taki drogi! ? mówił naród.

? Jestem głodny, a nie mam nic w lodówce! ? mówił naród.

? Nie wiem, co jest stolicą Jemenu! ? mówił naród.

Tak sobie rozmawialiśmy do późnych godzin nocnych.

? Dobranoc! ? mówiłem kiedy poczułem już zmęczenie.

? Dobranoc! ? odpowiadał mi naród i kładł się w śpiworach na placu.

Bardzo lubiliśmy się z narodem.

Powoli wyczerpywał się temat katastrofy. Wyczerpywał się też temat tłumacza. Oprócz taty zdrajcy ojczyzny, nic nie dało się mu zarzucić. Widownia nudziła się, słupki oglądalności spadały. Media zaczynały mieć problem. Zostali jeszcze międzynarodowi eksperci. Pamiętano o ich fantastycznych wynikach w sondażach popularności. Media postanowiły bliżej się im przyjrzeć.

Posłano im zaproszenia do talk show. Pozmawiano z rodzinami, z przyjaciółmi i współpracownikami. Okazało się, że nie za ciekawe to typki. Głownie ateiści, lewaki i pedały. Zwolennicy aborcji. Media to wszystko powiedziały narodowi.

Poinformowany naród stanął pod hotelem międzynarodowych ekspertów. Podziękowano im wszystkim za współpracę. Poleciały kamienie. Międzynarodowi eksperci opuścili nasz kraj.

Badania i analizy zlecono krajowym ekspertom, którzy zabrali się za międzynarodowe dane, za dane komisji filologów i komisji międzynarodowych filologów.

? Czy wyniki poznamy w tym tygodniu? ? zapytały media.

Moją kanapkę z dżemem złożono w skarbcu jasnogórskim. Tego samego dnia trzej chromi wstali, urodziły się pięcioraczki, a na niebie pojawiła się tęcza. Uznano, że to nie przypadek.

Odwiedził mnie w szpitalu pewien pan z aktówką w dłoni. Ściągnął płaszcz i powiesił go na wieszaku. Poznałem tego pana, widziałem go w telewizji. Odwiedził mnie tłumacz międzynarodowych ekspertów.

? Kraj chyli się ku upadkowi. Tak dalej być nie może ? powiedział pan tłumacz i wyjrzał za okno. Tłum zaklaskał, po chwili zorientował się, że to nie ja. Tłum przestał klaskać.

Przed szpitalem gromadziło się coraz więcej ludzi. Rozbijano namioty, dymiły kuchnie polowe. Przed szpitalem naród był spokojny i radosny. Wszędzie indziej naród wychodził na ulicę tupać i krzyczeć. Wściekły na fiasko Operacji Prawda i nieregularną tabelę czasowników. Naród chodził po kraju, pił piwo i palił papierosy w miejscach publicznych, wybijał szyby, rzucał petardy.

? Grow! Grew! Grown! ? skandował.

? Polska pana potrzebuje ? powiedział pan tłumacz.

Cały zadrżałem. Ostatnim razem, kiedy mnie potrzebowała, prawie zginąłem.

Tłumacz podszedł do łóżka, podsunął krzesełko, usiadł. Aktówkę położył sobie na kolanach.

? Moim mocodawcom na sercu leży przyszłość tego narodu. Chcemy Polskę uporządkować. Tutaj w niebieskiej teczce ma pan dokumenty ? podał mi niebieską teczkę ? Tu jest wszystko opisane. Ma pan też do mnie kontakt. Może pan zadzwonić praktycznie o każdej porze. Nie śpię do późna, oglądam seriale. Oglądam je tylko z napisami. Jak już pan wszystko zrozumie, to stanie pan w oknie i pan im wytłumaczy, że tak właśnie trzeba będzie zrobić. Do widzenia, proszę pana.

Powiedział pan tłumacz i wyszedł.

Otworzyłem niebieską teczkę.

Wieczorem porozmawiałem z narodem.

? Przygotowałem dla was niespodziankę ? powiedziałem.

Naród bardzo ucieszył się z tego powodu.

? Feel! Felt! Felt! ? skandowano.

? Tylko nie możecie się wzbraniać! Robię to dla waszego dobra ? przestrzegłem naród. Lubiliśmy się z narodem, więc naród zaufał mi i obiecał, że będzie się dobrze zachowywał.

Następnego dnia do kraju wjechały czołgi. Ze wschodu nadciągnęła Rosja, z zachodu Niemcy, z południa Czesi. Wozy pancerne zatrzymały się dopiero w Warszawie. Naród patrzył na to wszystko, świerzbiła go ręka, ale dotrzymał danego mi słowa.

Stałem w oknie szpitalnej sali. Paliłem papierosa. Piłem alkohol. Pokazałem wszystkim język. Nikt się nie zaśmiał. Tłum na dole warczał groźnie. W stronę szpitala poleciały butelki, poleciały kamienie. Oddano kilka strzałów z broni. Chybiono.

Byłem już zdrowy. Ze szpitala wywoziła mnie uzbrojona eskorta.

? Bite! Bit! Bitten! ? krzyczał naród i grzmocił pięściami w grubą karoserię.

Wybuchło.

Przeżyłem i ten wybuch.

To było wręcz nieprzyzwoite.

Wyciągnięto mnie z wraku samochodu i porządnie zabito.

Następnego dnia na ścianach budynków namalowano pierwsze kotwice, rozsypano pierwsze ulotki, pierwsze świnie poszły do kina, zaśpiewano pierwszą zakazaną piosenkę.

Gromadzono broń.

Szykowano się do powstania.

Arise!

Arose!

Arisen!



Marcin Pluskota

Sprawdź poprzednie odcinki cyklu: pierwszy, drugi, trzeci, czwartypiąty, szósty.