todayandtomorrow.net





Jesień

Te liście pragną odejść,
wszystkie chcą odejść,
choć wreszcie przybrały
królewskie szaty.

Znużone barwami
myślą o czarnej ziemi,
myślą o białym
białym śniegu.

Wreszcie odskakują
od gałęzi, delikatnie
i potajemnie, jak gdyby
rozbijały sejf.

Spadają bez dźwięku
z królewskich wież,
stając się częścią
proletariatu błota.



Na plaży

Chcę o czymś zapomnieć,
ale zapomniałem o czym.

? Mój umysł męczy się i zgrzyta
jak piasek pod stopami.

Znałem się na rzeczach, których nie znałem.
To było kiedyś. Teraz nie znam się nawet
na rzeczach, które znam, choć temu zaprzeczam.

? Drobne fale prześlizgują się po plaży i odpływają
sepleniąc i sepleniąc. Księżyc
to cała ich pamięć. W moim umyśle
nie ma księżyca.

Nie wiem i nawet nie myślę, że wiem,
powiedział uczony Sokrates.

Próbuję przypomnieć sobie
coś, czego nie zapomniałem zapomnieć.

Kilkanaście metrów dalej
foka wpatruje się we mnie
uważnie,
potem
chowa się
pod wodą, nie zostawiając
ani jednej zmarszczki.



Kos o czwartej nad ranem

Gdy już można było pomyśleć,
że ciemność się przerzedza,
usłyszałem kosa, który siedział
na mojej ukochanej jarzębinie
i z pietyzmem, wolno, lecz dokładnie
formułował myśli. Co za szczęściarz ?
nie musiał, jak sikorki, poddawać się
mechanicznej rutynie nut granych
z dokładnością pianoli. Nie miał może
akrobatycznego tupetu mądrego drozda,
powtarzającego wszystko dwa razy
jak Robert Browning,
ale jego srebru przeciwstawiał brąz,
a w porze między nocą i dniem
wydawał pełne dźwięki, które mówiły,
niespiesznie i z rozmysłem,
gdzieś z wnętrza jarzębiny,
tej wyjątkowo teraz ukochanej,
że bycie pomiędzy
nocą i dniem to bycie
pomiędzy dwiema bogatymi krainami
i w środku trzeciej.



Szpaki

Czy możesz jeszcze przez chwilę, dostojne
drzewo, być niebieską klatką
dla tej niesfornej społeczności,
kongregacji średniowiecznych uczonych
kłócących się w kilku językach?
Tych kupców ubijających zawiłe interesy
na targowisku zielska?
Nakręcanych skamielin, których nie uciszy
nawet wiosenne rozprężenie?

Nie, tego rozgwaru nie powstrzyma
żadne drzewo, żadna niebieska klatka.
Odlatują z furkotem, rozsypują się na trawie
jak garść nasion ? to teraz
pracowici mnisi uprawiający
z zapałem zielone poletka.




Pan Jemiołuszka

Mój ty elegancki dżentelmenie, wystrojony bankierze
z liściastego banku, uklepany wiatrem czub
to bodaj jedyny kompromis, na który się godzisz.
Czyżbyś nigdy nie ulegał podmuchom?
Nie latał z prądem powietrznej fali?
A może spoglądasz z wyższością
na wystrzępione czuby perkozów
i potargane grzywy czajek?
Patrzę, jak przełykasz
dorodne czerwone jagody ? już nie bankier,
tylko kierowca ciężarówki, pospiesznie
przeżuwający i przełykający coś
w przydrożnej kawiarni na gałęziach irgi.

Ile tu zapracowanych kolorów!
Jaki nienagannie ubrany żarłok!

Fruniesz na inną gałązkę,
gdzie jagody jak krople wosku
mrugają do ciebie z tej i z tamtej strony.



Mewy nad górskim jeziorem

Nasza obecność je irytuje, podrywają się jak wielkie płatki śniegu
na wietrze, zawisają nastroszone i nurkują z nagłym przyspieszeniem,
potem strzelają w górę bez wysiłku albo tkwią nieruchomo w powietrzu,
zaszczycając nas spojrzeniem dwojga kamiennych oczu
zawieszonych pomiędzy anielskimi łokciami.
Rysują w powietrzu diagramy i przekreślają je,
burząc poczucie porządku.

I przez cały ten czas jęki, ujadania, napomnienia
w tym niewyobrażalnym języku! Niektóre
przypominają klekot muszel
lub korkociąg śpiewający o poranku,
są jak pierwszy kontralt w chórze nagrobków
lub jajo bez skorupki, albo przerażona tafla,
albo zawiasy drzwi w szpitalu dla wariatów,
promień Księżyca miauczący w lesie,
sopel kłócący się z soplem.
Ale przede wszystkim są szalone i krnąbrne,
te gotyckie wycia, zawodzenia i gwałtowne
lamenty, natarczywie
rozrywające w szwach powietrze, jodłujące
z przepastnej przestrzeni.

Gdy wracamy, siadają na wodzie,
wzruszają ramionami i popijając, obrażone,
szczęśliwe, że widzą nasze plecy, gdy schodzimy
w letni wieczór, aby ujrzeć normalne życie:
kury ? tęgie matrony, wiecznie pochylone i grzebiące w ziemi ?
osiem jaskółek przypiętych jak klamerkami do linii wysokiego napięcia
i wiejski byk udający jak zwykle Jowisza.



Norman MacCaig



Przełożył Jacek Gutorow


Notka o Normanie Maccaigu.