Twarz Chaplina w tym dyskursie to zarówno reprezentacja najwyższego emocjonalnego wyrazu, jak i przestrzeń pustki, znak wymazywania ekspresji – Siemsen określał na przykład oblicze komika mianem chińskiej maski.
Twarz mima składała się z dwóch substancji: tego, co jednostkowe i kolektywne. Parę rozpoznawalnych gestów, „dwadzieścia niuansów mimicznych na sekundę, charakterystyczne spojrzenie, rodzaj uśmiechu – komunikują unikalną osobowość w empirycznej postaci. Kredowa białość cery podkreślająca żywe oczy, grube, czarne brwi, zmierzwione, ciemne i kręcące się włosy – to projektowany przez kolektyw stygmat „rasy”, który dla wielu krytyków konotował „żydowskość”. Na tę rasę wskazywać też miała typowa dla Trampa nerwowość gestów, które stale coś kamuflują, próbują od czegoś odwrócić uwagę i zarazem usiłują za to przepraszać. Ten ostatni aspekt wskazuje na świadomość kryzysu tożsamości, która wyraża się, jak to określił wówczas Herbert Ihering, w bolesnej, rytmicznej obsesyjności stałej kontroli, której podlegają członki ciała Chaplina. Powtarzające się gesty, zatrzymujące się niczym tryby w zepsutym mechanizmie tuż przed logicznym spełnieniem, oznaczają podskórną walkę z impulsem pożądania, konotują wyparcie seksualności i jej powracającą siłę. Wyobcowanie społęczne miałoby także wyrażać się w nieświadomym proteście ciała, przybierającym postać nadaktywności, na granicy paniki, opisywanej przez Freuda jako symptom „męskiej histerii. Charakterystyczne gesty obronne: krzyżowanie nóg, splatanie dłoni przy wyprostowanych łokciach, połączone ze skuleniem i nieco kokietującym uśmiechem, sugerują coś kobiecego, przechodzącego w tendencję homoseksualną.
[w:] Tomasz Majewski, Dialektyczne feerie, Officyna, Łodź 2011.