http://observatory.designobserver.com

http://observatory.designobserver.com

Braknie mi Ciebie w moim narożniku,
Chociaż nigdy nie stąpałaś po ringu.

Andrzej Gołota po śmierci Wisławy Szymborskiej


a)

Rozstałem się z Andżelą, mówi Janusz. Wyciągam czerwonego czestera z paczki, którą mam w kieszeni przy lewej piersi, bo bliżej serca, a tu o miłość do marki chodzi; wyciągam nie dlatego, że mi żal Janusza, nie, raczej dlatego, bo wiem, że to chwilę potrwa. I on dodaje po sekundach kilku namysłu: Ostatecznie.

Jasne, Janusz, mówię i daję mu znak, by zbliżył swój płomień do mojego czestera. Janusz wyciąga z kieszeni swoją najbardziej ulubioną zippo (tak o niej mówi czasami, zwłaszcza wieczorami, gdy słucha The Cure In your house ? wiele o Januszu wiem) i czyni to sakramentalne cmyk, puf, klik. Posłusznie (ubiłby mnie, gdyby jakimś cudem dowiedział się, że użyłem takiego słowa) zbliża płomień do mojego czestera. Kiedy z powrotem odchyla się i wygodnie w wiklinowym krześle rozsiada, ja z namysłem mówię (tj. powoli), że tak, rozumiem, ostatecznie, jasna sprawa.

Chwila ciszy. Zerkam na zegarek (Certina DS Spel, wersja ze stali szlachetnej, 2440 zł brutto), żeby sprawdzić ułożenie wskazówek, aby później, w tym miejscu, wszystkim móc podzielić się dokładnie. W sensie: określić tę chwilę lepiej niż słowem ?chwila?, to jest sprawozdanie, tu nie ma miejsca na ściemnianie.

Janusz wyrywa mnie z patrzenia na zegarek, dlatego cała akcja idzie się jebać i tylko ta ?chwila? musi wystarczyć. Wystarcza, zawsze wystarcza. Mówię do Janusza: Wypełnij to treścią.

Ostatecznie, czyli że teraz na poważnie, bez powrotów, Andrzej. Tak mówi Janusz, głosem pewnym jak z konferencji prasowej, więc prawie mu wierzę, ale chcę jeszcze dopytać, czy tym razem, Janusz, o tym rozstaniu wie ktoś więcej niż ty, Janusz, i ja, Andrzej? Andżela, na przykład ? drążę? Janusz: a spierdalaj, mówi i sam teraz wyciąga czestera, ale z kieszeni na prawej piersi, po czym wnioskuję, że on nie umie kochać tak, jak ja umiem.

I to wszystko, co mogę powiedzieć, zanim przejdę do sedna.


b)

Widzisz, zaczyna znowu Janusz, a ja już pękam ze strachu, bo zawsze, gdy tak zaczyna, to to się źle kończy. Wyciąga wtedy gazetę i o braciach Kurskich mi prawi. Tym razem nie ma nigdzie gazety, tak się składa, że jest niedziela, wszystkie sobotnie wydania, których ważność trwać ma cały weekend, nie są aktualne już, bo wydarzyła się katastrofa, świat się zmienił, na gorsze zresztą się zmienił.

Widzisz, mówi znowu Janusz. Opiera łokcie na stoliku, kawa biała jego wylewa się z filiżanki na spodek, ze spodka na obrus, obrus nasiąka białą kawą. Wyciągam czestera, podaję go Januszowi, Janusz wkłada go do ust, jeden łokieć traci kontakt ze stolikiem, Januszowa ręka sięga gdzieś, po chwili jego dłoń ? cmyk, puf ? mieni się światłem, światło zmierza w stronę twarzy Janusza, mija sekunda, jest dym, Janusz czuje ulgę, nie zamyka jeszcze zippo, jego dłoń zmierza teraz w stronę mojej twarzy, błyskawicznie czester pokonuje drogę paczka ? moje usta i teraz i ja zaciągam się, jest dym, ale ulgi nie czuję, zaciągam się więc znowu i znowu, a wtedy Janusz mówi po raz kolejny: Widzisz.

Czekam, co nastąpi za chwilę, ale Janusz zastanawia się jeszcze, czy widzę to samo, co on widzi, to trwa, mam trochę czasu, więc myślę, a myślę o tej wiadomości, która gruchnęła wczoraj. Gołota jednak spotka się z Bowem kolejny raz, trzeci raz się ze sobą spotkają, pod hasłem Niedokończone Sprawunki się spotkają i bić będą się w specjalnie przygotowanej na tę okazję klatce, na zasadach amerykańskiego wrestlingu.

Widzisz, przerywa mu Janusz, spoglądam więc tam, gdzie sięga jego wzrok, a jego wzrok sięga daleko, dzień jest chłodny i pogodny, wzrok może więc sięgać bardzo daleko, ale nie tak daleko, jak daleko odeszła Andżela.

Najbardziej to się boję, mówi dalej Janusz, że się z jakimś Andrzejem zwiąże, mówi Janusz, słucham go z przerażeniem. Nie, no, co, ty, Janusz ? mówię. Spokojnie, uspokaja mnie Andrzej, spokojnie, powtarza, ciebie nie mam na myśli. Gasimy papierosy. Rozumiesz, podejmuje Janusz wątek, wtedy nie tyle nawet nie mógłbym już do ciebie zwracać się po imieniu, ale nie mógłbym już dalej pisać.

Już łapię, Janusz, mówię spokojnie, bo spokoju najbardziej nam teraz potrzeba. Jesteśmy dzisiaj z Januszem w tej kawiarni dwa takie emo, co tylko In your house The Cure chciałyby słuchać. Siedzimy pod parasolikiem, pada deszczyk, jak zawieje, mamy dreszczyk.

Janusz, ona ci tego nie zrobi ? mówię, nie będąc pewnym tego, co mówię. Biorę łyk kawy, jest już zimna, ble, niedobra. Jak to mówi Wyborcza: ?Przypomnijmy?. Janusz sobie Andrzej imię wybrał na zawsze jako imię swojego bohatera, bo kocha to imię, łatwiej mu wtedy się pisze, ale jeśli ona z Andrzejem prowadzić się zacznie, to wtedy Janusz imię to znielubi, a jak je znielubi, to i swojego bohatera kochać przestanie, trudniej będzie mu pisać.

Cieszę się, Andrzej, mówi Janusz, że nie muszę kończyć zdań, gdy z tobą rozmawiam.

O, Janusz, patrz! ? niemal się drę, bo za Janusza ramieniem widzę ogromnego miśka, biało-rudego, na oko 10 kilo. Janusz niespiesznie się odwraca, chwilę obserwuje ruchy zwierzęcia, po czym patrzy na mnie i cedzi przez zęby: Nie popieram już kotów.

I to wszystko, co Janusz może powiedzieć, zanim przejdzie do sedna.




Piotr Makowski