thisisnthappiness.com

thisisnthappiness.com

Różne rzeczy miałem już w ręku, różne przyjemne kształty, specjalistyczne narzędzia, wartościowe i bezwartościowe przedmioty, nawet zeznania podatkowe, ale akurat tej książki w ręku nie miałem i raczej pozostanę w tym stanie.

I to nie z powodu jakiejś obrazy, że nie trafiły do niej moje wiersze, bo ten fakt akurat mi się dość podoba. Sprawa jest inna. Tak jakoś zbyt szumnie próbuje się z tym tomem poczynać ? użyłem formy nieosobowej, żeby nie dowalać jego wydawcy, karconemu ostatnio bardzo słusznie za coś, co na razie nazwę utratą instynktu samozachowawczego (a dlaczego tak to nazwałem, być może wyjaśnię gdzieś dalej, w którymś z kolejnych odcinków, jeśli nadarzy się okazja). Zajmijmy się na razie tym, co w całej sprawie wydaje się ważniejsze i co zdaje się być istotą tej książki i zapewne zamieszania, jakie z założenia miała wywołać. Czy można rozpoznać poetę po debiucie?

Oczywiście, czasami tak (i do zestawienia, obok innych, na szczęście trafiło trochę bardzo ciekawych debiutantów ostatniego dziesięciolecia), i oczywiście, rozumiemy powody, dla których od dawna próbuje się takie podsumowania robić, zestawiając kolejne tego typu antologie (zwykle jednak bez takiego zadęcia). Ale też, dlatego że robi się to od tak dawna, dość łatwo można ocenić efekty takich prób zaklinania przyszłości, a tym bardziej wartościowania po pierwszej książce. Nie warto tu się zbytnio znęcać nad kolejnymi redaktorami i pokoleniami, ale jak takie zabiegi marnie wychodzą, świetnie się obserwuje na niezbyt odległych w czasie przykładach, najlepiej wciąż żywych, dających się oceniać niemal współcześnie, na przykład na nowofalowej antologii pod redakcją między innymi Ryszarda Krynickiego ?Tak-Nie? z 1971 (bez Zadury), a jeszcze lepiej na mojej ulubionej, bo zupełnie dziś zaskakującej, postnowofalowej, poświęconej poetom debiutującym po 1974 roku (aż do roku 83), o prześlicznym tytule bałaganiarsko wymieszanym z podtytułami ?Poeta jest jak dziecko, poezja młodych, Nowe Roczniki, antologia? z 1987 (głównie bez ? tak zwanych ? poetów, niewygodnych wówczas politycznie, ale przede wszystkim z? ? tak zwanymi ? poetami, przytłaczającymi ilością i objętością Sommera, Maja i bardzo skromnie zaprezentowanego Piotra Cielesza, o którego przy okazji się tu upominam, bo chyba już czas wyłuskać go i docenić). Mało? To może zajrzyjmy jeszcze do ?Macie swoich poetów? (wydanie drugie, poprawione i uzupełnione) z 1997 (bez Sosnowskiego, co mógłby tłumaczyć dość zabawny podtytuł ?Liryka polska urodzona po 1960 r.?, gdyby nie fakt, że Sajnóg, rówieśnik Sosnowskiego, zasłużył na honor). Ilu w tych wydawnictwach dobrze się zapowiadających, którzy przepadli, i ilu pominiętych, którzy wyrośli ponad i przerośli swoich szczęśliwie wybranych do reprezentacyjnego zestawienia rówieśników. Ilu tych, którzy tam wciąż są, choć ich nie ma, i ilu tych, których tam nie ma, choć naprawdę są. Na usprawiedliwienie takich wydawnictw (jak najbardziej potrzebnych, jak sądzę) powinien działać ich zwyczajowy cel, czyli próba uchwycenia stanu rzeczy z pewnej ? jasnej zazwyczaj i wyraźnie umocowanej ? perspektywy redaktora bądź zespołu redakcyjnego. I prawie tylko to.

A tu co? Perspektywa redaktora nie jest ani jasna, ani stabilna, ani nawet ciekawa, bo to ani wybitny krytyk, ani wybitny poeta, ani zasłużony redaktor pisma literackiego (bo ?Studium?, kiedyś naprawdę świetne, redagowane z polotem, po odejściu Wiedemanna i przejęciu w nim sterów przez wzmiankowaną osobę, tylko traciło i traciło). Może w takim razie jest to wnikliwy czytelnik? Jak się czyta, co ten czytelnik rozumie z przeczytanych książek, które włączył do zestawienia lub je odrzucił, a potem napisał o swoich wrażeniach z lektury i trochę o powodach swoich decyzji, niejako na zamówienie wydawcy, żeby wszystko było na papierze, znaczy w internecie, i jeśli samemu czytało się te książki (bądź niektóre z nich) z jako takim zrozumieniem, to można wątpić w tę wnikliwość, za to łatwo zauważy się brak konsekwencji, pal sześć brak konsekwencji, ale aż rzucają się w oczy doraźność i pośpiech. Jedynie intuicyjne podstawy dla wypowiadanych sądów. I zdaje się, jakieś trudne do wychwycenia partykularne stanowiska, bo chyba jednak nie interesy. Oczywiście, nie odmawiam nikomu prawa do własnego zdania i prezentowania go chcącym je poznać, ani tym bardziej nie potępiam tutaj w czambuł osoby Pana Redaktora, bo wiem, że oprócz wielu surowych krytyków, ma on swoich zwolenników, naśladowców, a nawet wielbicieli i wielbicielki, dla których te moje słowa mogą być niezrozumiałe, a nawet mogą być poczytane za zuchwalstwo lub nie daj Boże odwet. A ja tylko w sprawie rzetelności. Bo może nie warto było zlecać rozpoznawania poetów polskich na sporej przestrzeni bogatego w książki ostatniego dziesięciolecia, w dodatku rozpoznawania po samym debiucie, komuś w pojedynkę, komuś o (trzeba obiektywnie przyznać) wątpliwym autorytecie, bez (prawdopodobnie) żadnego materiału wyjściowego, w tak krótkim czasie, za publiczne pieniądze powierzone prywatnej firmie (powierzone, jak sądzę, w dobrej wierze)? Na usprawiedliwienie takiego pospiesznego i niechlujnego prorokowania z ambicjami do niemal siły sprawczej, którzy to poeci będą poetami na nowy (XXI) wiek (w czasie kiedy poeci na ten wiek prawdopodobnie w olbrzymiej większości jeszcze się nie urodzili, a ten wiek w dodatku w rzeczywistości nie przywita ich zbyt przychylnie), przy takiej strategii selekcyjnej i krytycznej, w tak zasłużonym wydawnictwie jak Biuro Literackie i za relatywnie spore pieniądze podatników najbardziej zadłużonego miasta w Polsce, nie ma nic.

A z poetami to jest chyba tak, że każdego (każdą) można rozpoznać po czymś innym, ale coś mi się zbyt często sprawdza, że najłatwiej rozpoznać go (ją) po tym samym, czyli po trzeciej książce.

Jacek Bierut