Różne rzeczy miałem już w ręku, różne przyjemne kształty, specjalistyczne narzędzia, wartościowe i bezwartościowe przedmioty, nawet zeznania podatkowe, ale akurat tej książki w ręku nie miałem i raczej pozostanę w tym stanie.
I to nie z powodu jakiejś obrazy, że nie trafiły do niej moje wiersze, bo ten fakt akurat mi się dość podoba. Sprawa jest inna. Tak jakoś zbyt szumnie próbuje się z tym tomem poczynać ? użyłem formy nieosobowej, żeby nie dowalać jego wydawcy, karconemu ostatnio bardzo słusznie za coś, co na razie nazwę utratą instynktu samozachowawczego (a dlaczego tak to nazwałem, być może wyjaśnię gdzieś dalej, w którymś z kolejnych odcinków, jeśli nadarzy się okazja). Zajmijmy się na razie tym, co w całej sprawie wydaje się ważniejsze i co zdaje się być istotą tej książki i zapewne zamieszania, jakie z założenia miała wywołać. Czy można rozpoznać poetę po debiucie?
Oczywiście, czasami tak (i do zestawienia, obok innych, na szczęście trafiło trochę bardzo ciekawych debiutantów ostatniego dziesięciolecia), i oczywiście, rozumiemy powody, dla których od dawna próbuje się takie podsumowania robić, zestawiając kolejne tego typu antologie (zwykle jednak bez takiego zadęcia). Ale też, dlatego że robi się to od tak dawna, dość łatwo można ocenić efekty takich prób zaklinania przyszłości, a tym bardziej wartościowania po pierwszej książce. Nie warto tu się zbytnio znęcać nad kolejnymi redaktorami i pokoleniami, ale jak takie zabiegi marnie wychodzą, świetnie się obserwuje na niezbyt odległych w czasie przykładach, najlepiej wciąż żywych, dających się oceniać niemal współcześnie, na przykład na nowofalowej antologii pod redakcją między innymi Ryszarda Krynickiego ?Tak-Nie? z 1971 (bez Zadury), a jeszcze lepiej na mojej ulubionej, bo zupełnie dziś zaskakującej, postnowofalowej, poświęconej poetom debiutującym po 1974 roku (aż do roku 83), o prześlicznym tytule bałaganiarsko wymieszanym z podtytułami ?Poeta jest jak dziecko, poezja młodych, Nowe Roczniki, antologia? z 1987 (głównie bez ? tak zwanych ? poetów, niewygodnych wówczas politycznie, ale przede wszystkim z? ? tak zwanymi ? poetami, przytłaczającymi ilością i objętością Sommera, Maja i bardzo skromnie zaprezentowanego Piotra Cielesza, o którego przy okazji się tu upominam, bo chyba już czas wyłuskać go i docenić). Mało? To może zajrzyjmy jeszcze do ?Macie swoich poetów? (wydanie drugie, poprawione i uzupełnione) z 1997 (bez Sosnowskiego, co mógłby tłumaczyć dość zabawny podtytuł ?Liryka polska urodzona po 1960 r.?, gdyby nie fakt, że Sajnóg, rówieśnik Sosnowskiego, zasłużył na honor). Ilu w tych wydawnictwach dobrze się zapowiadających, którzy przepadli, i ilu pominiętych, którzy wyrośli ponad i przerośli swoich szczęśliwie wybranych do reprezentacyjnego zestawienia rówieśników. Ilu tych, którzy tam wciąż są, choć ich nie ma, i ilu tych, których tam nie ma, choć naprawdę są. Na usprawiedliwienie takich wydawnictw (jak najbardziej potrzebnych, jak sądzę) powinien działać ich zwyczajowy cel, czyli próba uchwycenia stanu rzeczy z pewnej ? jasnej zazwyczaj i wyraźnie umocowanej ? perspektywy redaktora bądź zespołu redakcyjnego. I prawie tylko to.
A tu co? Perspektywa redaktora nie jest ani jasna, ani stabilna, ani nawet ciekawa, bo to ani wybitny krytyk, ani wybitny poeta, ani zasłużony redaktor pisma literackiego (bo ?Studium?, kiedyś naprawdę świetne, redagowane z polotem, po odejściu Wiedemanna i przejęciu w nim sterów przez wzmiankowaną osobę, tylko traciło i traciło). Może w takim razie jest to wnikliwy czytelnik? Jak się czyta, co ten czytelnik rozumie z przeczytanych książek, które włączył do zestawienia lub je odrzucił, a potem napisał o swoich wrażeniach z lektury i trochę o powodach swoich decyzji, niejako na zamówienie wydawcy, żeby wszystko było na papierze, znaczy w internecie, i jeśli samemu czytało się te książki (bądź niektóre z nich) z jako takim zrozumieniem, to można wątpić w tę wnikliwość, za to łatwo zauważy się brak konsekwencji, pal sześć brak konsekwencji, ale aż rzucają się w oczy doraźność i pośpiech. Jedynie intuicyjne podstawy dla wypowiadanych sądów. I zdaje się, jakieś trudne do wychwycenia partykularne stanowiska, bo chyba jednak nie interesy. Oczywiście, nie odmawiam nikomu prawa do własnego zdania i prezentowania go chcącym je poznać, ani tym bardziej nie potępiam tutaj w czambuł osoby Pana Redaktora, bo wiem, że oprócz wielu surowych krytyków, ma on swoich zwolenników, naśladowców, a nawet wielbicieli i wielbicielki, dla których te moje słowa mogą być niezrozumiałe, a nawet mogą być poczytane za zuchwalstwo lub nie daj Boże odwet. A ja tylko w sprawie rzetelności. Bo może nie warto było zlecać rozpoznawania poetów polskich na sporej przestrzeni bogatego w książki ostatniego dziesięciolecia, w dodatku rozpoznawania po samym debiucie, komuś w pojedynkę, komuś o (trzeba obiektywnie przyznać) wątpliwym autorytecie, bez (prawdopodobnie) żadnego materiału wyjściowego, w tak krótkim czasie, za publiczne pieniądze powierzone prywatnej firmie (powierzone, jak sądzę, w dobrej wierze)? Na usprawiedliwienie takiego pospiesznego i niechlujnego prorokowania z ambicjami do niemal siły sprawczej, którzy to poeci będą poetami na nowy (XXI) wiek (w czasie kiedy poeci na ten wiek prawdopodobnie w olbrzymiej większości jeszcze się nie urodzili, a ten wiek w dodatku w rzeczywistości nie przywita ich zbyt przychylnie), przy takiej strategii selekcyjnej i krytycznej, w tak zasłużonym wydawnictwie jak Biuro Literackie i za relatywnie spore pieniądze podatników najbardziej zadłużonego miasta w Polsce, nie ma nic.
A z poetami to jest chyba tak, że każdego (każdą) można rozpoznać po czymś innym, ale coś mi się zbyt często sprawdza, że najłatwiej rozpoznać go (ją) po tym samym, czyli po trzeciej książce.
Jacek Bierut
Chyba jednak trochę jest tak, że najwięcej o tym wszystkim można powiedzieć przez to, czego w tej książce nie ma. Poprzez braki, jakieś niedochybienia, rozumisz. Przez pryzmat nazwisk, które pominięto w przedbiegach. A na dalszy plan schodzą dla mnie teksty krytyczne tego Pana Redaktora. Na pierwszym wciąż jednak sama książka. Ale trochę racji, co by nie mówić, jest.
Nie przemawia to do mnie, bo przecież Bierut to ani wybitny krytyk, ani wybitny poeta, ani zasłużony redaktor pisma literackiego.
Czyli jego perspektywa nie jest stabilna?
ani jasna. ale za to ciekawa.
Może ciekawa, bo nie jasna?
ciekawa, bo złośliwa.
Jasne. To ciekawe, swoją drogą 😉
no tak, ale mam z miejsca kilka wątpliwości, i nie wiem dlaczego, Jacek Bierut zdecydował się napisać ten tekst, bo Jacka nie ma w tej książce, a który próbuje bezskutecznie zaznaczyć bezstronność, wówczas kiedy bezstronny być nie powinien, ale serwuje argumenty jakkolwiek słuszne zwłaszcza pod koniec. Należy też zauważyć, że tekst zarówno dotyczy książki, jak i szerszej polityki konkretnego wydawnictwa działającego w konkretnych warunkach, z którym Bierut nie ma nic wspólnego, co w pewien sposób działa oczyszczająco i szereg wątpliwości znika.
więc sprawa zaczyna się od nowa. Będę bronił redaktora, nie będę bronił polityki wydawnictwa. Bo nie uważam, że można wyszlifować w ten sposób wyjątkowy talent (np. pewien projekt dla debiutantów). Talent zwykle porusza się osobno i odnajduje swoje ścieżki i kontakty, przyjaźnie i wrogów, działa na własną rękę. Wcześniej czy później zostaje odczytany, w szerszym lub węższym gronie, nie potrzebuje projektów. Projekty są dla średniej krajowej, i to raczej problem edukacji niż sztuki zwanej poezją.
No ale redaktor przyjął zlecenie, jak to się czasami przyjmuje różne zlecenia, przyjął je od wydawnictwa, które wynajmując autorytet umywa ręce od czarnej roboty, i redaktor podjął się zlecenia, narażając swój autorytet – jakikolwiek by on nie był, dla mnie oczywiście autorytety są zazwyczaj podejrzane i uczę się wyzbywać tej miary, dlatego też nie mogę bronić polityki wydawnictwa. Autorytety są też w tym wydawnictwie wymienne, co akurat jest jedynym dobrym posunięciem w tej polityce.
No ale redaktor wybrał według swojego uznania, i cóż miałbym mieć do redaktora? wybrał i już, według swojego uznania wybrał. Jakaś komisja do spraw nacisków? Też jakoś nie mam ochoty mieć tej książki w ręku, ale ani to powód do dumy, ani nic. Najzwyklej w świecie mało mnie to interesuje.
Jest to jakaś próba, dobrze by było gdyby powstały jakieś inne spojrzenia, równoległe, ukośne, boczne. Różne nazwiska, różne wrażliwości, różne poetyki, różne światy, najprostsza różnorodność, takie siakie i owakie – jak to się czasami ładnie mówi.
A to co dobre to czytam. Do ręki biorę i macam. Wcześniej czy później.
Chyba trochę za dużo i w tekście, i w komentarzach jest nacisku nie na książkę, ale na politykę książki. W tekście, bo na przykład co przesądza o tym, że dobór był pośpieszny? Jakie kryteria przesądzają, że redaktor nie czyta ze zrozumieniem? W komentarzach zaś, że autor złośliwy (bo się nie załapał?), po drugie, kompletnie nie wiem, dlaczego Jacek „bezstronny być nie powinien”? Nie mylmy bezstronności ze stronniczością, pomijając, że to przecież felieton i swoimi prawami się rządzi.
W znacznej części zgadzam się z Karolem, z oczywistych względów pomijając ustęp o „pewnym projekcie dla debiutantów”. Cały tekst, felieton byłby zrobił na mnie dużo większe wrażenie, bo nie sposób mu odmówić swoich racji, gdyby nie napastliwy ton wobec Redaktora, który każe węszyć prywatne podszczypywanki.
E tam, po prostu krytyczny – ale raczej nie personalny – stosunek do jego roboty. I do zjawiska wokół niego wytwarzanego, bo dźwięków naśladowczych (przeważnie cmokających) wokół tego, proszę Ciebie, Redaktora rzeczywiście sporo można płucotchawkami wyłapać.
ale akurat tej książki w ręku nie miałem i raczej pozostanę w tym stanie
Hm, tekst Jacka Bieruta dosyć interesujący, ale jeśli czegoś w ręku nie miałam, to się o kształcie lub bezkształcie tegoż nie wypowiadam.
Najbardziej mnie śmieszą co jakiś czas pojawiające się komentarze Jacka Bieruta odnośnie do tych młodych – ciągle jest niezadowolony, coś mu nie pasuje. Panie wybitny poeta, krytyk, redaktor pokaz Pan wiersze swoje, pokaż Pan wiersz choc jeden na miarę np honeta czy elsnera.
świeżo spoza łam, bo jeszcze niedawno można było regularnie czytać teksty Bieruta na łamach portalu BL (wtedy trakt, teraz dukt, czyli widać zmianę z głównej linii komunikacyjnej na drogę leśną, road less traveled, ach ta wierność sobie, prawie awangarda). Debiutujący w SPP wrocławskim w roku 2002 Bierut dokonuje, jak rozumiem, swoistej racjonalizacji, czemu się w owej honetowskiej antologii nie znalazł. Argumenty ma najróżniejsze – kiedyś też pomijano wielkich i ważnych (vide Sosnowski, Zadura, zarazem ukłony i uszanowania wysyła nasz wrocławski autor, zresztą co tam, też się dołączę), Honet w ujęciu Bieruta to niemal zabójca mitycznego Studium (nie to co Wiedemann – i ja cię pozdrawiam Adam), który swą działalnością zdusił szlachetne pismo, co czyni go złym człowiekiem, egro jego sądy są mało istotne. Zresztą Bierut zaraz konstatuje, że „to ani wybitny krytyk, ani wybitny poeta, ani zasłużony redaktor pisma literackiego”, gdyby ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości. Ba, nawet czytelnik z Honeta słaby, żeby nie było, że opanował chociaż szaloną umiejętność czytania ze zrozumieniem. do tego najemnik nie pasjonat, co to na zamówienie wydawcy dokonuje selekcji. no i sam kwiat polskiej polityki wsączony do szkicu – „trudne do wychwycenia partykularne stanowiska, bo chyba jednak nie interesy”, no tak kwity, układy, ręka rękę myje, ja nic nie mówię, ja tylko pytam wysoki sejmie. Widać że drugi program z transmisją z sejmu leci u Bieruta bez przerwy. Wszystkie te elementy racjonalizacji jak mniemam osładzają mu trochę los leśnego banity i po katharsis jakie uzyskał po terapii gestalt sam zauważa, że się trochę zapędził, więc uderza w tony patriotyzmu, rzetelności i obrony funduszy publicznych przed marnotrawstwem. Nawet zaznacza skromnie, że nie chciałby, żeby mu to było „poczytane za zuchwalstwo lub nie daj Boże odwet”. Streszcza raz jeszcze swoje zarzuty, żeby poczuć się znów dziarsko i kończy. Szczerze mówiąc jak mam ochotę posłuchać sesji psychoterapeuty, tam jest nie tylko smutno, ale i czasem zabawnie. Tutaj jest dla mnie tylko dość żenująco. Coż można powiedzieć więcej o tekscie Jacka Bieruta? niewiele, bo „najłatwiej rozpoznać go (ją) po tym samym, czyli po trzeciej książce.” a jacek bierut ma dwie wierszem, dwie prozą, równie mało światu znane, więc sam nie wiem czy można go rozpoznać czy jeszcze nie. Może przy następnej.
PS
uprzedzając wszelkie ale, tak owszem, ja z kolej na pewno dokonuje racjonalizacji swojej obecności w owej antologii i jestem wyznawcą Honeta (pozdrawiam)
Mnie brakuje tu jakiś konkretów, a nie naparzanki z Honetem.
Ja np. wyborów Honeta nie pochwalam: np. Pułka, Konstrat, Kopyt…
Dla mnie taka poezja goni w piętkę.
Ale już np. Elsnera jak najbardziej a i owszem.
Heh, cudny obrazek, Bierut jako leśny żulik, bulgoczący coś sobie pod nosem w leśnym zagajniku i wymachujący kijaszkiem. Popłynąłeś, ziombel. Tak czy siak jasne jest, że parę tu sformułowań to lekka wtopa („za publiczne pieniądze powierzone prywatnej firmie (powierzone, jak sądzę, w dobrej wierze)”), ale perspektywa kopa w jaja jakoś mnie nie przygnębia. Byleby to był kop do czegoś. Uprzytamniający. Coś przynoszący. Tu wyszło to niestety połowicznie, ale bez przesady; swoją drogą ciekawa jest strategia obrony oburzonych. „Wyznawców” 😉
Z tym duktem rzeczywiście jest ważna sprawa. Ja na przykład wolałbym, gdyby chodziło nie o, heh, leśny, ale o dukt pisma. Łodewer.
Pees. Co do wzmianek pozytywnych Bieruta o młodej poezji, wystarczy wspomnieć choćby jego tekst o Justynie Bargielskiej. Ale co ja będę chłopaka bronił. Sam się łobroni.
Wybitny krytyk Bierut dziwi się oczywistości. Podaje przykłady autorów, dla których brakło miejsca w różnych antologiach, a którzy potem okazali się wybitni. Niezawodnie sam Jacek Bierut jest następny w tej kolejce pomyłek.
Dla mnie obecność kilku autorów w tej antologii też jest wątpliwa. Ale ja ją czytałem. Bierut nie. Gdyby ją przeczytał to by nie bredził o nienarodzonych poetach, skoro tam Honet wyraźnie napisał, że to nie jest antologia na cały nowy wiek i żeby nie uzurpować tego tytułu. No ale jak się nie czytało, to skąd ma się wiedzieć? To tak jakby napisać, że Bolesław Bierut to rodzina do Jacka Bieruta. Nie zgadza się? A co mi tam, nie sprawdzałem.
Nie rozumiem po co tyle szumu? O jakiś drugorzędny casting na nowych autorów BL?
może jakąś rekompensatą za nieobecność w debiutach poetyckich, będzie znalezienie się „Spojeń” Bieruta w szeregu książek wyłonionych do nagrody Angelusa. 🙂
Z całym szacunkiem, ale nie wyłonionych, ale formalnie zakwalifikowanych. W tym samym sensie mamy teraz ponad 200 książek „wyłonionych” do Silesiusa.
oo o co tyle hałasu? zastanawiające, ze kiedy wychodzi jakaś antologia głównym problemem staje się kwestia pominiętych, na drugim miejscu wąty do redaktora/ów, a to doskonały przyczynek do utyskiwania nad kondycją poezji współczesnej
BL od lat skutecznie robi to, co innym się nie udaje – biznes 🙂
Z poezją to ma coraz mniej wspólnego, ale na szczęście są wydawnictwa, które z poezją mają nadal wiele wspólnego więc równowaga w przyrodzie istnieje.
Niebawem wyjdzie kolejna antologia – ostrzcie pióra krytycy, tymczasem macie poetów na nowy wiek, na niedzielę, na obiad i na kolację, ofiary nominacji do Silesiusów, Angelusów, będą ofiary Gdyń i Ników i ulubione rozważania, a dlaczego ten a nie tamten, a czy żyri na głowę upadło,że tamtych a nie tych, a może pijane było, a może dowcip zrobiło?
Pana Jacka Bieruta pozdrawiam – cenię ogromnie, a ponarzekać każdy może.
„BL od lat skutecznie robi to, co innym się nie udaje ? biznes” – w jakim sensie biznes?
Nie podoba mi się Bierut, Chruszczow, debil, o, Kennedy, to jest związek inteligentych, no i dlaczego należy do Bieruta obrzudzić świątecznym-polnym burakiem, oraz owsem, gdyby się zebrał. W sobie. Albo gdyby się zesrał z powodu swojej żałości. Zawsze coś:) Trzymaj się, Jacek! Nosz, kurwa, co by nie mówić, zawsze jest: Jacek. Glory Days, jeśli skumał.
jasne to wsystko, bierut sie nie zna, ciemnoty gada, was wszystkich po trzeciej ksiazce juz poznano, krzyz wszystkim na drogę, antologii też (o rety, ale wzajemna adoracja).
Karol – w poetyckim sensie 🙂
ja – bierut nie zrozumie, ani kennedy, ani chruszczow – bo co to znaczy obrzudzić? ale tu duzo zazdrosników, panie i panowie.
no tak, miałem książkę w ręku i przeglądałem ją sobie, więc widać, że zadziałał parytet, Honet trochę przeciągnął swoich (np. Sarna), Burszta przeciągnął trochę swoich (np. jak dobrze rozumiem, to są to debiuty 2000-2009, a np książka Przemka Witkowskiego jest datowana 2010!) Nazbyt dużo autorów moim zdaniem , którzy wydawali w latach 2007-2009, brak nie tylko w 21 ale w wyliczance debiutów branych pod uwagę Dominika Bielickiego, a „Gruba tańczy” to jednak było dla mnie coś istotnego. Cieszę się, że pojawili się Rybicki i Góra.
Odnośnie Bieruta, który otrzymał przynajmniej 2 nagrody literackie (Iłłakowiczówny za najlepszy debiut roku, nagroda Fundacji Kultury) to myślę, że zestawiając z Bierutem kilka nazwisk wyróżnionych w antologii z łatwością dokonałbym podmiany i miałbym , myślę konkretne argumenty, którymi bym się przekonał na korzyść Bieruta. W tej antologii jest ciutkę za dużo poetyckiego popu, a kilka solidnych nazwisk przepadło. Parytet zadziwia, ale to pewnie terror solistek 🙂
Spieprzona krytyka. Tak bym ujęła ten tekst. Spieprzona, bo dająca z punktu w rękę argument podstawowy zwolennikom antologii – argument braku rzetelności, bo autor w ręku książki nie miał. Inna sprawa, że idei tej antologii, a nie samej książce krytyka należy się jak psu zupa.
Robimy jakiś projekt literacki, mający na celu wyłonienie ze zbioru istniejących autorów jakiś podzbiór w formie książkowej. Pytanie pierwsze przy planowaniu projektu chyba powinno brzmieć : „Jaki jest cel tej antologii?”
I jeśli spróbować dotrzeć do tego jaki był cel, na podstawie danych które mamy. To po pierwsze należy wziąć pod uwagę zbiór autorów z którego wybierano: debiutujący w latach 2000- 2009, czyli w ostatniej dekadzie. W drugiej kolejności przypomnijmy zaproszenie do dyskusji „Poeci na nowy wiek” nieustająco dostępne pod linkiem http://www.biuroliterackie.pl/biuro/biuro.php?site=670 i zaczynające się od słów:
„Którzy z debiutantów kończącej się właśnie dekady mają szanse na trwałe zapisać się w poezji polskiej? Które z książek zasługują na miano najważniejszego debiutu? Czy jakieś debiutanckie tomiki zostały przez krytykę przeoczone, niedocenione? Czy ostatnie dziesięć lat to faktycznie dominacja debiutantów z lat 90.? Czy poeci, którzy debiutowali w pierwszej dekadzie nowego wieku będą w stanie nadać nowy ton poezji polskiej? Jeśli tak, to kto z tego grona może odegrać najważniejszą rolę?”
a kończące słowami:
„W kolejnych latach za sprawą projektu „Odsiecz” w Legnicy pojawiali się m.in. Jacek Gutorow, Roman Honet, Radosław Kobierski, Marta Podgórnik, Tomasz Różycki, Krzysztof Siwczyk, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki. Planując jubileuszowy festiwal uznaliśmy, że zamiast wydawać okolicznościową publikację lepiej uruchomić akcję, dzięki której znowu upomnimy się o nowych autorów.”
Na etapie planu, celem antologii miało być:
a) wskazanie autorów, którzy nadają nowy ton poezji polskiej i nadając ten ton odgrywają najważniejszą rolę
b) upomnienie się o nowych autorów
W przypadku punktu b – z miejsca wątpliwość: nowych czyli jakich? dotychczas niepublikowanych w Biurze? jak wynika z kontekstu, z kontekstu, w którym mowa o Odsieczy, a która taki właśnie miała cel, tak by się zdawało, jak się czyta z tzw. zrozumieniem.
I od razu w tym miejscu przejdźmy do realizacji punktu b – autorów, którzy przed wydaniem antologii opublikowali książkę w Biurze w antologii jest 9, czyli 42 %. Z debiutantów Biura w przyjętym okresie czasu nie zostali jedynie uwzględnieni Krzysztof Gryko i Tobiasz Melanowski, których książki jeszcze zostały wydane za czasów Legnicy, z debiutantów wrocławskich uwzględnieni zostali wszyscy, w tym wszyscy wyłonieni w ramach akcji „Połów”. Jaki z tego wniosek, oczywiście taki, że nie było celem nadrzędnym, tak jak w przypadku Odsieczy upominanie się o nowych autorów, celem nadrzędnym było wskazanie autorów kształtujących nowy ton poezji w nadchodzącym wieku (laudacje, laudacje!) i jak wynika z realizacji antologii, autorzy wybierani w ramach Połowu zawsze są autorami nadającymi ton i co do tego nie ma wątpliwości i być ich nie może.
Sarkastycznie, ale z drugiej strony, czy wydawca może mieć wątpliwości, co do tego czy wydał nowatorskie debiuty? Oczywiście nie może i nie powinien, bo niby czemu miałby poddawać w wątpliwość sens swoich wyborów, dokonywanych w precyzyjnie zaplanowanym i długim procesie, dlaczego po fakcie miałby nie być pewnym tych swoich wyborów, których już dokonał. Taka wątpliwość to byłby marketingowy strzał w stopę jego przedsiębiorstwa. Oczywiście od okresu Legnicy można się odciąć, bo to były inne czasy, nominacji do Nike z czasów Legnickich oczywiście nie można pominąć, bo to też marketingowy strzał, wiadomo o czym mowa.
A teraz przejdźmy do realizacji punktu a. Została przeprowadzona dyskusja wśród krytyków różnych na temat tych nowych trendów i tonów, a następnie, niezależnie od dyskusji wybranie nowych tonów spośród opublikowanych tomów, powierzono jednej osobie, czyli jednemu punktowi widzenia. Nie ma, jak powszechnie wiadomo jednej obowiązującej definicji poezji, którą można by zastosować do wierszy jak platynoirydowy wzór metra z S?vres. Każdy w sobie nosi swój wzór platynowy, irydowy, spiżowy albo i drewniany. Każdy wybór jednej osoby, jest wyłącznie wyborem tej osoby arbitralnym, bezdyskujnym, dającym obraz wyłącznie jej gustów i żadnych innych. Mamy więc obraz gustów redaktora, co według niego będzie nowym tonem w poezji. Obraz jednostronny, niezweryfikowany przez nikogo. I tu pytanie czy aby napewno przez nikogo, skoro 42 % książki to autorzy wydawcy? Ach ta pytań retoryka, ckliwa dynamika dyskusji, mógłby ktoś powiedzieć.
Ale zastanówmy się, czy jeśli chcemy się dowiedzieć jakie będą trendy wzrostu gospodarczego w Polsce w nadchodzącym roku i chcemy mieć rzetelną analizę, spytamy jednego specjalisty? Czy jeśli sprzedajemy ciuchy i chcemy dowiedzieć się jakie będą trendy w modzie w sezonie jesień/zima 2010 poprzestaniemy na wypowiedzi Jacykowa? No jeśli Jacyków powie, że w 90 % nasza kolekcja nadaje nowy ton, to w zasadzie czemu nie. I kit z tym, czy Jacyków ma dobry gust, czy zły, ważne, że jest to specjalista który w jakiejś części grupy docelowej ma autorytet , a w pozostałej części będą ciekawi jego zdania i można dokonać transferu tego autorytetu i tej ciekawości, z niego na wydawnictwo. Wniosek – rzetelność ocen nowych tonów, to rzecz drugorzędna. Oczywiście, jeśli pomijamy pytanie, co było pierwsze czy wybór oceniającego, czy ocena kolekcji lub mówiąc inaczej, jeśli przyjmujemy, a jak tak przyjmuję, niezawisłość wyborów redaktora. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że wydawca zlecił wybór redaktorowi i trudno uznać, że nie miał przy tym zleceniu, co najmnieju z tyłu głowy zabookowanego dobra wydawnictwa.
No i ok. Ale w gruncie rzeczy wracając do celu antologii, czy ktoś wyjaśnił, dlaczego nowe trendy w poezji wyznaczą autorzy z pierwszej dekady? z 10 pierwszych lat 100 lat nadchodzącego wieku? Czy to jakiś jest schemat wynikający z historii literatury? Czy 10 lat to wystarczająca perspektywa? Czy debiutanci z lat 1900 -1910 wyznaczli trend na cały wiek? (Retorycznie, minorycznie aka minorowo pytam, ale trzeba to wyartykułować mocno). Czemu trzeba te 10 lat podsumowywać, w formie antologii, a nie krytyki? Czy co 10 lat będizemy robić takie podsumowania? Co nam da, w kwestii rozwijania poezji i pojęcia o niej, wybór wierszy z ostatniej dekady, poza kompresją miejsca w podręcznej biblioteczce? Czemu nie wydać tej kasy, która poszła na antologię na tłumaczenia obcej poezji, wznowienie rzeczy naprawdę niedostępnych a istotnych lub ciekawych np. Twojej pojedynczości O’Hary, albo wierszy zebranych Ginczanki. Czy temu, że to wymaga czegoś więcej niż mailing do żyjących autorów posiadających maile tudzież wybór z istniejących i całkiem w miarę dostępnych tomików?
W gruncie rzeczy najistotniejsze pytanie, jeśli chodzi o tę antologię, na które trzeba sobie odpowiedzieć jest: czy i jak ta antologia jest potrzebna osobom zainteresowanym poezją, przy czym chodzi tu o wszystkie poziomy zainteresowania poza poziomem: rozpowszechnienie moich, autora, wierszy, bo z tego punktu widzenia wiadomo że jest super i to uczucie „super” wszystkich autorów antologii jest jak najbardziej na miejscu i zrozumiałe, cieszę się z nimi, bez cienia sarkazmu, serio.
od tego pewnie trzeba zacząć, że umieszczenie 21 poetów w tej antologii to nie jest zapewne pomysł ani redaktora, ani kogo innego, tylko po prostu Biura i tu nazwijmy w końcu rzecz po imieniu – Biura czyli Artura Burszty, to On i tylko On miewa takie różne pomysły, dlatego różnie to z ich realizacją wychodzi.
tak, to prawda, np „czytaj poezję w 3D” na Porcie Wrocław – takie hasło pojawiało się w mediach, a skończyło się na tym, że leżały jakieś okulary w koszu, ludzie nawet próbowali to zakładać na głowę, ale nie było na co patrzeć…