Wychodzę, padać przestaje, nie kupuję parasola. Ludzie idą w jedną stronę, ludzie idą w drugą stronę, potrącają mnie, stoję pośrodku chodnika jak Jezus przybity do Chrystusa, co robić? Wracać i siedzieć czy zostać i stać? Czaszka pęka w imadle takiego wyboru. Muszę coś kupić, żeby nie zwariować. Artykuły spożywcze nie liczą się, żaden chleb, żaden owoc, żadne mięso, i tak dalej, nie załatwią sprawy, przeciwnie, jako elementarne pogorszą sytuację, pomijając już fakt, że mam je w lodówce. Wchodzę do sklepu z jakimiś artykułami innymi, wyprzedaż mikroskopów. Mikroskopów? Fakt wyprzedaży czegoś takiego zaskakuje nawet mnie, w związku z czym zastanawiam się przez chwilę, czy nie kupić dwu, żeby się zemścić na sobie za to, że dałem się zaskoczyć, kupuję jednak jeden, dwa skarykaturowałyby moją desperację i zrujnowały mnie finansowe.
[w:] Janusz Rudnicki, Śmierć czeskiego psa, W.A.B., Warszawa 2009/10.