Odpowiedzi
Sonia zaczęła pracować nad odpowiedziami. I wyprodukowała ich całą paletę, jakby kilka systemów wierzeń in nuce, do wyboru ? do koloru. Najpierw zastanawiała się, czy ?będzie w gwiazdach?, a jeśli tak, to czy tam będzie Gabryś? A klocki? A przedszkole? A może jakiś domek, a skoro domek, to i ogród ? najlepiej z huśtawką i zjeżdżalnią! A dorośli też tam będą? I tak starannie zabudowała zaświaty, żeby wyszło, że ?co tu, to i tam?. Albo inny pomysł: – Będę staruszką, umarnę, a potem znowu będę dzieckiem? Na co ja podrzucam żabę: – A jeśli potem nie będziesz dzieckiem, tylko jakimś zwierzątkiem? ? Kotkiem! ? rozpromienia się Sonia, jakby właśnie pocałowała żabkę w łapkę i zamieniła w królewicza. A nawet, gdyby była żabą, to co ? można sobie skakać po nenufarach z innymi żabkami i kumkać wesoło. To prawie to samo, co być aniołkiem, tylko jak się jest aniołkiem, trzeba latać, uśmiechać się i trzymać rączki złożone, razem, o tak.
Widzę tu nieuleczalną asymetrię. Z jednej strony ? a po tej stronie spontanicznie ulokowała się Sonka ? bogactwo form i metamorfoz, metafor i antropomorfizmów, kraina bajania i bujania, werbalne vertigo zwane wiecznością. A co z drugiej strony? Chyba niewiele, trochę poetyki negatywnej. Strefa cienia, kraina braku i państwo pustki. Czarna dziura, którą można najwyżej przemianować na różową dziurę, ale niczego to nie zmienia, bo za horyzontem zdarzeń nie działają już znane nam prawa grawitacyjne.
Moja belgijska pra-ciotka (siostra dziadka), mocno wierząca, przeżyła kilkadziesiąt lat z mężem (Walonem), który był zadeklarowanym ateistą i fanatycznym wielbicielem science-fiction. Wspólne życie doprowadziło do powolnej dyfuzji światoobrazów: kiedy ich poznałem. oncle Jean twierdził, że Bóg być może jest, tylko daleko, wiele parseków stąd, np. w galaktyce Andromedy. Ciocia Stasia natomiast utrzymywała, że po śmierci dusza idzie na inną planetę. Taka sprywatyzowana wiara jest oczywiście czymś bardzo sympatycznym, gdyż przypomina radosną twórczość, coś w rodzaju parafrazy albo pastiszu. A równocześnie jest w tym jakaś małoduszność ? w takim autoprogramowaniu, w tej wierze w cokolwiek, w byciu własnym papieżem, w braniu na serio własnych quasi-sądów. Jeśli w tej chwili powiem, że Bóg ma siedzibę we wnętrzu Ziemi, a Duch Święty lata na komecie Halleya ? pukniecie się w głowę i zaśmiejecie mi się w twarz, a potem podsuniecie Biblię albo podręcznik astronomii lub geologii. Ale gdybym zadeklarował, że święcie w to wierzę, zaśmialibyście się ciszej, puknęli w głowę na stronie, odwróciwszy się wprzódy od mojego mrocznego sanctissimum! Bo wiara, zaiste, czyni cuda: słowa nabierają ciała, opary twardnieją w opokę, drobne natręctwa obrastają sensem absolutnym.
I już pisząc te słowa, czuję, że trywializuję (ale dlaczego niby nie? mam kwadrywializować? odwracam tę drabinkę, żeby na dole była filozofia i teologia, a na górze dialektyka i retoryka), i już wiem, że obrażam uczucia (i nigdy nie zrozumiem, dlaczego moich uczuć niereligijnych według prawa nie sposób obrazić, podczas gdy, w pewnym sensie, są one śmiertelnie obrażone na religijny obskurantyzm), i już słyszę te głosy o metafizycznym kalectwie (i odszczekuję się, że różne są rodzaje kalectwa, przygania motyka gracy ? a oba jednacy)? A potem znowu Sonia mówi, że babcia jest religijna (dokładnie tymi słowy), więc ona też chce, a ja znowu mówię, że proszę bardzo ? no bo co mam powiedzieć? ?A nie chcesz być taka jak tatuś?? ?Chodź, przejdziemy się, pokażę ci côté de chez Darwin?? Szczerze mówiąc, lubię wizję rajskiego ogródka z huśtawką i zjeżdżalnią. I wolę pocieszyć Sonię, że na pewno nie zabraknie tam piaskownicy, a ulubione grabki i wiaderko może wziąć ze sobą.
Nieuczciwa kampania
Życie z Bogiem jest możliwe. Życie z Bogiem jest niemożliwe. Kiedy na Wyspach pojawiły się bilboardy o treści ?There’s probably no God ? now stop worrying and enjoy your life?, podniosła się wrzawa. Osobiście zupełnie tej wrzawy nie rozumiem, a jeszcze bardziej nie rozumiem związku między nieobecnością Boga a radością życia, autor sloganu zrobił tutaj jakiś feralny skok, bo wraz z ?There?s probably no God? dopiero zaczynają się problemy. Ale najbardziej mnie zastanowiła przewrotność tej reklamy, jakieś demoniczne ? rebours? Bo oto reklamuje się brak i pustkę! Obwieszcza się skrócenie czasu życia o całą wieczność! Informuje się o przeterminowaniu wiary i wygaśnięciu duszy! Zostało tak niewiele, termin przydatności do spożycia uległ tak drastycznemu skróceniu, że można tylko zostać żuiserem i hulajduszą, nie martwić się niczym i machnąć ręką na jedno małe ?probably?! Nie rozumiem, po co reklamować ów wakat, na dodatek w poetyce wypracowanej przez Carlsberga. Ja wolę Carlsberg od bezbożnej pustki, z którą stykam się na co dzień i w której robię.
Anyway, slogan odbył swoją pielgrzymkę (z Londynu przez Edynburg do Barcelony), tymczasem autorkę kampanii bilboardowej pewna chrześcijanka organizacja oskarżyła o naruszenie prawa reklamowego, gdyż nie ma dowodu na nieistnienie Boga, przeciwnie, są ludzie, którzy doświadczyli jego obecności, a w ogóle mamy dowód niezbity w postaci złożoności i piękna świata. Los plakatów, a pośrednio istnienie Boga, zależy teraz od urzędu, regulującego brytyjski rynek reklamowy? Wyobrażam sobie tego clerka, który, gryząc długopis, pochylony nad przepisami, zastanawia się, czy świecki humanizm jest zgodny z prawem. Mnie oczywiście korci, aby odwrócić to pytanie, mam bowiem wątpliwości, czy religia respektuje Advertising Standards Authority, czy nie jest w całości nieuczciwą kampanią, czy jej autorzy nie obiecują niepewnych korzyści i czy nie rozpowszechniają niesprawdzonych informacji. Kto wie, czy kościół nie zbankrutowałby, gdyby zmarli poczęli przysyłać zażalenia, że ich oszukano? On the other hand, każdy konsument ? czy to miłośnik Carlsberga, czy Trójcy Świętej ? chce być oszukiwany i na oszustwo się nie oburza, gdyż jest po części tym, co konsumuje.
Unfortunatly, mnie nie jest dana żadna epifania, nawet negatywna – żeby mi się choć objawiła jakaś dziura w niebie, ssąca próżnia albo klepsydra zawiadamiająca o ostatecznym zgonie Boga (?Z głębokim żalem…?? Swoją drogą, cóż to za czas marny, w którym o tak doniosłym zdarzeniu zawiadamia się w głupawym anonsie, a radość szaleńca zastępuje wykalkulowane ?enjoy?!). Nic, żadnego znaku ? zamiast tego mam zaledwie sen o objawieniu. Śni mi się, że jestem w mieszkaniu rodziców i wiem, wiem tą niezmąconą senną pewnością, że za chwilę wybuchnie piecyk gazowy. Właściwie to nie jest piecyk, tylko bomba atomowa, która zniszczy świat ? co gorsza, nie da się temu zaradzić. Jest we mnie smutek i rezygnacja, podchodzę do okna i patrzę na placyk, a tam tłumy przewalające się, przelewające i krzyczące. Ludzie gonią się z kijami i nożami, strzelają do siebie z pistoletów, targają na sobie ubrania, gwałcą się i mordują. – No tak ? myślę ? można się było spodziewać. Ale wtedy na niebie pojawia się poświata ? i wiem bardzo dobrze, że to sam Bóg objawił się w tym dniu ostatnim. I wszyscy to wiedzą, i przystają, i wypuszczają z rąk noże oraz pistolety, i zadzierają głowy ku niebu i padają na kolana. Ale ja jestem uparty i zachowuję się, jak gdyby nigdy Nikt ? i odchodzę od okna, i idę do kuchni po zapałki (a w rękach mam ostatniego papierosa i zastanawiam się tylko, czy zdążę zapalić przed eksplozją). (A w innym śnie jadę tramwajem, a obok mnie zjawia się papież, ten właściwy, Jan Paweł II. Stoimy obok siebie, ramię w ramię, patrząc przez okno, trzymając się poręczy lub uchwytów, i gawędząc. Jedziemy, co ciekawe, aleją jego imienia, potem przez Rondo Mogilskie, dalej ulicą Lubicz ? a koło dworca kończą nam się wspólne tematy i zapada krepująca cisza).
Jerzy Franczak, ur. w 1978 roku, prozaik, eseista. Opublikował m.in. zbiory opowiadań ?Trzy historye? (2001) i ?Szmermele? (2004), powieści ?Przymierzalnia? (2008), ?Nieludzka komedia? (2009), tom esejów ?Grawitacje? (2007) oraz dwie rozprawy o literaturze nowoczesnej. Wykłada w Katedrze Antropologii Literatury i Badań Kulturowych UJ. W TVP Kultura prowadzi program o nowościach wydawniczych ?Czytelnia?. Więcej: http://franczak.wydawnictwoliterackie.pl.