Bunkier na prerii
Dziś pozwolę sobie na cykl niepowiązanych ze sobą obrazów, które nikogo nie zainteresują.
Samolot się spóźnił. Pewnie mu natłuszczali skrzydełka. Męska część załogi, dwóch pilotów TAP, z których z ledwością dałoby się złożyć jednego pilota Lufthansy, ponad głowami żeńskiej części załogi przyglądała się częściowo przeszklonym ścianom terminalu. Potem, znowu kompletnie bez nawiązania do obecności na tej samej ławce dwóch pięknych stewardess, wracali do czytania instrukcji. Wyjaśniali sobie nawzajem budzące wątpliwość miejsca, ale zawsze lakonicznie i surowo. ? Czy oni czytają instrukcję? ? spytałam męża, który odpowiedział, że na menu to nie wygląda. Pomyślałam, żeby zgłosić, by zakazano publicznego czytania instrukcji przez mężczyzn w mundurach pilotów, bo wśród czekających na lot mogą być bojące się latać kobiety, które podejrzewają, że są w ciąży, tylko nie zdążyły zrobić przed wyjazdem testu i demonstracyjne czytanie instrukcji może je zdruzgotać.
Stałam w wirtualnej kolejce od elektronicznego świtu i udało mi się zapisać Rozalię na zajęcia muzyczne z Puddingiem i Bezą, i drugie, przyrodnicze, co pływa a co tonie. Pudding tonie, a Beza pływa, sama jej to mogłam powiedzieć, ale szalałam z radości, gdy przyszedł mail z dzielnicowej biblioteki, że oba moje starania zwieńczył sukces. A potem raz Rozalę zabolał brzuch w ostatniej chwili, za tydzień ja musiałam pisać, pisać, pisać i nie miał jej kto zaprowadzić, i z Puddinga i Bezy ją skreślono. ? Mamo ? powiedziała Rozalia ? ale nie daj mnie skreślić z przyrody. Wiesz, czego nas tam uczą? ? Z grubsza wiem ? powiedziałam. ? Nic nie wiesz ? powiedziała Rozalia. ? uczą nas tam wszystkiego. Jak działa zegar. Jak działa bomba. Jak działa woda. Jak działa cokolwiek. Ja muszę chodzić na przyrodę.
Wydawało mi się, że udało mi się pozbyć wiary w to, że znaki znaczą, a korzystne zbiegi okoliczności traktuję jako sytuację, w której pod wpływem temperatury, nacisku i we właściwym czasie zwiększa się dostępny a pożądany poślizg. Z tym podejściem doprowadziłam do tego, że dopatruję się znaków tam, gdzie ich nie ma, albo gdzie są zaledwie szczątkiem, zaczątkiem informacji. Nie, żeby zastąpiły mi znaki właściwe ? podziękowałam im przecież. Ale żeby ostatecznie przekonać się, że świat do mnie nie przemawia, że nie adresuje swych wypowiedzi personalnie, muszę zdemaskować języki, którymi się wydaje posługiwać, jako niejęzyki.
?Strata jak kursor wskazuje rzeczy wartościowe. Sztuką jest cieszyć się nimi szaleńczo, zanim wskaże je kursor? ? napisała mi Ania. Skąd mam wiedzieć, co wskaże kursor, jeżeli świat do mnie nie przemawia?
Justyna Bargielska