O częstym chowaniu
Dzielnica wokół dworca pachnie sikami. I spektakularnie fałszywe są uśmiechy bilbordów na smutnych kamienicach. Dopiero Aleja NMP się z tego otrząsa. Nie byłem tutaj 10 lat i zapomniałem, że to stolica a tej Polski właśnie, która się pod spódnicą Warszawy nie mieści. Wieczorem w teatrze śpiewają Stachurę, na deptaku gęsto od dziewcząt w butach typu fakmipliz, a wieża nad miastem pruje niebo śmiało jak bukszpryt.
Pałac Kultury nie ma tej śmiałości do kobiet. Nawet nie to, że ma więcej głowy do antykoncepcji czy emancypacji. Albo że dziewczęta w fakmiplizach inaczej stukają, bo wchodzą na targi książki czy do Kinoteki. Klasztor mógłby Pałacowi zaśpiewać, że ty i ja teatry to są dwa, o czym niedawno pisał zamiast śpiewać znany socjolog, orzekając pęknięcie Polski na pół. Na tych, co mają, i na tych, co nie mają śmiałości do kobiet aż takiej, by je notować na giełdzie Boskiej Ekonomii. Na razie Kultura i Nauka zagrażają klasztorowi jedynie od frontu, bo już do hotelu u braci Gabrielitów idziemy regularną polną drogą w centrum miasta.
Ten Gabriel pasuje, bo w torbie mam ?Obsoletki?. Posmakujące jakimś rozległym sekciarstwem, w sam raz na przyjazd tutaj. Pamiętam, jak nie wiedziałem, po co jest niska poręcz przed cudownym obrazem, aż moja mama przeszła wokół kaplicy na kolanach, opierając się ręką. Zamiast cudownego obrazu są targi książki i Kinoteka, ale co zamiast poręczy, myślę 10 lat później. Mój starszy braciszek miał na imię Piotruś.
Maciej Woźniak