?Dziś nie piję alkoholu, nie palę, nie biorę narkotyków, nie spożywam produktów pochodzenia zwierzęcego ? mleka, mięsa, jajek. Jem rodzynki, pomidorówkę, piję herbatę z rumianku.?
Mike Tyson
Co podać, pyta, więc podnosimy obaj głowy jednocześnie, obaj wkurwieni.
Przyszliśmy tu z Januszem 15 minut temu. Od początku wszystko wyglądało źle. Jemu zablokowali kartę w telefonie, ja nie mogłem wypłacić kasy z bankomatu. On nie wygrał w totka, mi skończyły się czestery, a w kiosku marlboro, strajki, goldeny, elemy, wogi, w kiosku w chuj fajek, ale czesterów brak. Brrr, zrobił Janusz, brrr, powtórzyłem.
Będziesz palił moje, niech masz, powiedział. Podziękowałem uprzejmie, ale bez radości, bo palić Januszowe to jak z Andżelą świrować. Tak prawie. No ale dobra. Kwestia fajek ostatecznie rozwiązana, idziemy do kawiarni, machnąć zestawik, o Adamku pogadać, bo na to się umówiliśmy ostatnio i przez telefon, zanim Januszowi kartę zablokowali, potwierdziliśmy, że o Adamku. O wpierdolu, jaki otrzymał. O tym, że aklimatyzacją wyłgać się teraz próbuje. O tym wszystkim i jeszcze o więcej mieliśmy gadać. O PORAŻCE. Bo taka pogoda, taki nastrój, że porażka, że Warren Zevon i tak dalej.
Ale ja tu uprzedzam fakty.
Co podać, pyta kelner, więc podnosimy obaj głowy jednocześnie, obaj wkurwieni jednakowo. Zestawik, mówi Janusz. Słucham, pyta kelner. Gdzie jest pani, pytam ja. Pani, pyta kelner. Janusz mówi: Chwila, jeszcze nie wiemy, wróci pan za chwilę, jak będziemy wiedzieć. I kelner odchodzi, Janusz go ?skurwielem? żegna cichym. Skurwiel, mówię głośno, jak bezpieczniej już jest, bo kelnera brak. Janusz cicho siedzi, ale wiem, że w myślach ?skurwiel? głośniej jeszcze i wielokrotniej mu dźwięczy. Fajka, pyta mnie, a ja mu, że fajka, odpowiadam. Wyciąga więc czerwone czestery z kieszeni, otwiera paczkę, wyciąga dwa, jeden podaje mi, drugi bierze sam. Wkładam czestera do ust, w lewy kącik, zmieniam ustawienie na prawy kącik (ust, debilu, jeśli nie skumałeś jeszcze) i czekam, aż Janusz z innej kieszeni zippo wyciągnie. Już mam mu mówić, jak to sobie myślę, że na urodziny to mu taką pochwę na zippo przypinaną do paska kupię, kiedy przypominam sobie, że chyba u Chandlera było, że on jej papierosa do ust, bo ona ma zajęte ręce i że ona potem tego papierosa z kącika w kącik (już wiesz, że w ust, debilu jeden) i że Marlowe na to w myślach lub na głos, że jeszcze nigdy kobiecie nie wsadził tak, żeby ona go nie poprawiła (i tutaj już w ogóle, ciulu, o usta nie chodzi).
Mówię to Januszowi. Janusz, że owszem, możliwe, taka scena mogła się tam zdarzyć, jest sobie on, Janusz, w stanie to wyobrazić, ale głowy nie da, takie czasy, że coraz mniej rzeczy pewnych, może nawet i nie Chandler to wymyślił, a ja tylko tak myślę, albo ? co gorsza ? próbuję go, Janusza, okłamać. W balona zrobić. W chuja może nawet.
Nie no, Janusz, daj spokój, mówię. No co ty. I w końcu, po tych wszystkich pełnych grozy chwilach, w których nie było wcale wiadomo, czy wszystko skończy się dobrze i czy w ogóle się skończy, Janusz z innej kieszeni wyciąga zippo i cmyk, puf, puf, klik. I obaj się zaciągamy.
Myślałem, Janusz, mówię mu, żeby ci taką pochwę do paska przypinaną na zippo na jakąś okazję kupić, urodziny może, albo na gwiazdkę. Będziesz mógł, Janusz, ciągnę, wtedy tak to cmyk, puf, klik z biodra robić, jak kowboj albo szeryf. Janusz myśli. Marszczy czoło, więc myśli. Ja głośno: Nie Marszcz Czoła. Logopedę zaliczyłem w podstawówce, mam sporo takich zdań w kieszeni.
Ok, kup mi. Tyle mówi Janusz i dalej pali w ciszy. Ja się zastanawiam, po co z tą pochwą wyskoczyłem, ale nie zastanawiam się długo. Odpowiedź przychodzi szybko, to proste, co pomyślę, to powiem albo i nawet nie pomyślę i powiem, albo powiem i pomyślę. Tak to się odbywa, inaczej rzecz ma się na ten przykład z pisaniem, tutaj sprawy bardziej skomplikowanie wyglądają, tutaj nie ma pierdolenia się, zgniłych kompromisów między myślą a mową, tutaj to ja napierdalam i to zdrowo, że ho ho. TAAAK. Aż tak, że czasami, iż moi bohaterowie po 12 lat mają, mówi się. I pyta się zaraz potem, czy też tak uważają inni, ale mnie o zdanie to już nie. To ja se sam odpowiem, że tak, owszem po 12 lat, jak i autor, ja, Andrzej.
Namyślili się już, panowie, pyta kelner, więc obaj podnosimy głowy, obaj wkurwieni. Nie widzi pan, że palę, pyta Janusz. Hm, robi kelner. Że palę, ponawia swoje pytanie Janusz tonem takim, co ma oznaczać, że kelnera ma za dupka. Tak, widzę, odpowiada nieśmiało kelner. A jak palę, to myślę, mówi Janusz. Skończę palić, to skończę myśleć, ok? Czyli nie namyśliliśmy się? Właśnie, przerywam i zaciągam się, żeby oznajmić, że i ja myślę, czyli nie namyśliłem się jeszcze.
Rozumiem, wrócę niebawem. I odchodzi zjeb pierdolony.
Może miał sraczkę? Podnoszę głowę zdezorientowany, bo to Janusza pytanie zaskoczyło mnie jednak. Sraczkę, pytam? No, jak przed walką z Dawsonem. Aaa, o to biega, mówię. Nie wspominał o tym, ciągnę. Ale tłumaczy się, że raz: w drugiej rundzie cios pęknięcie Adamka bębenków spowodował i że dwa: w drugiej rundzie ten cios doszedł, bo na aklimatyzację czasu Adamek miał za mało, że błąd, bo nie przygotowywał się w Polsce. No słyszałem, mówi zdawkowo Andrzej. Ale co ty myślisz, pyta. Więc ja formułką jadę: to ty tu jesteś gwiazdą, Janusz, powiedz ty, co myślisz, a potem ja tylko przytaknę albo dla niepoznaki się nie zgodzę. Ha, ha, mówi Janusz, dusi peta w popielniczce.
Wyrasta kelner. Więc, pyta, choć nie brzmi to jak pytanie. Dwie kawy, odpowiada Janusz, jedną białą, drugą czarną, obie duże, obie bez cukru, do czarnej szklanka wody mineralnej, ale oddzielnie?, zimna ta woda, ale nie z lodem, za to z plasterkiem cytryny i słomką, żeby można było w szklance tą cytryną merdać.
Kelner notuje. To się nazywa ?Zestawik?, mówi Janusz, proszę też zanotować, jeśli zamierza pan tu do nas jeszcze kiedyś podejść, jeśli nasza pani ? Boże, mam nadzieję, że z nią wszystko dobrze ? jeśli nasza pani nie wróci. Zestawik. Bierzemy go zawsze, zawsze, chyba że jesteśmy w jakimś dziwnym nastroju, na przykład w stanie nieprzy? Janusz, zamknij się, mówię. Janusz zamyka się, słowo urwawszy. I ?Wyborczą? chcemy, mówię, kiedy kelner jak zbity pies zaczyna od naszego stolika odchodzić, nie musi być dzisiejsza, ciągnę, bo przecież każde słowo tam zapisane jest ponadczasowe, ha!
Moje zdanie, mówi Janusz. Moje zdanie. I myśli. Widzę to, bo marszczy czoło. Wyciąga z kieszeni czestery, wyciąga z kieszeni zippo i: cmyk, puf, puf, klik. Zaciągamy się. Janusz zaciąga się bardzo intensywnie, czoło jego jak dupa w poprzek teraz wygląda. Mówi: moje zdanie jest takie? Że to zdanie z kościoła, to mianowicie, że podobnie po wieczerzy wziął kielich i ponownie dzięki tobie składając i tak dalej, to przepiękna, jeśli nie najbardziej przepiękna, polszczyzna. I to słowo ?pamiątka? w ?To czyńcie na moją pamiątkę? zdaniu tak cudnie wygląda i tak cudnie brzmi. Uwielbiam, mówi Janusz.
Mam takie same odczucia, co tu dużo gadać. Ale na ten przykład pięknie dla mnie brzmią też wiersze Konrada Góry.
Janusz, z tej strony cię nie znałem, mówię, to ta strona, co ją chyba tylko Andżeli pokazywałeś, ale on, Janusz, macha tylko ręką i że Andżeli to on mógł jedynie o głupotach gadać, mówi.
Przychodzi kelner z tacą, stawia tacę na naszym stoliku i zupełnie odprężony rozdaje nam nasze filiżanki, szklankę, wymienia popielniczkę i odchodzi. Debil, mówi Janusz. Kurwa, zero profesjonalizmu, tacę będzie mi tu chuj na stoliku stawiać. Niech się pożegna, ciota, z napiwkiem. I fanfary dla Janusza.
A z Adamkiem to, zaczyna dalej po chwili, to sprawa jest taka, że to nie jego wina. I gdzie, kurwa, jest ta gazeta, zmienia mańkę Janusz. Jak za różdżki machnięciem pojawia się najpierw gazeta, potem kelnera ręka, potem cały kelner i oto Wyborcza już leży na stoliku. Janusz spokojniejszy, zmienia mańkę na poprzednią: co mógł zrobić, to było nie do wygrania. Ale starał się i tyle. Fajnie, że była taka walka, fajnie, że w Polsce, fajnie, że nawet liczyliśmy na mega sensację, szkoda, że się nie udało, ale: HELLO, ŚWIAT SIĘ NIE KOŃCZY!
Och, teraz fanfar bym ci Janusz nie zafundował. Ale tak, Janusz, mam takie same odczucia, co tu dużo gadać. Ale dodałbym, że Witek był zajebiście do tej walki przygotowany, dał lekcję, dobrze wyglądał. Racja, mówi Janusz. A ja nie pamiętam, kiedy my ostatnio tak we wszystkim się ze sobą zgadzaliśmy.
Fajka, pytam i Janusz kieszeń lewa, Janusz kieszeń prawa, czestery dwa rozdzielone, zippo robi to, co umie, i obaj się zaciągamy.
Za to Floyd, mówi Janusz, za to Floyd idzie do pierdla. Aż tak przed Pacmanem ucieka, aż tak ucieka, że w pierdlu się chowa, mówi Janusz. A ja mu na to krótkie ?Spierdalaj, Janusz? rzucam i śmiać się zaczynam.
Janusz: Nie cykaj, Andrzej, ta walka będzie. Będzie. I zaczyna przerzucać gazetę, nic tam nie znajduje poza wywiadem z Kazikiem, Janusz spluwa na podłogę, gazetę składa, kawę dopija i: chodź, poszukamy pani w jej mieszkaniu, mówi.
Wstajemy z miejsc, szykuje się niezły threesome.
Nie płacimy rachunku.
Prawdziwi mężczyźni nie płacą rachunków.
Zwłaszcza, gdy wybierają się na niezły threesome.
Piotr Makowski