Kilka razy ktoś przystawił mi do głowy pistolet lub nóż i coś mi zabierał. Gangi strzelały, ale mnie strzegł anioł – mówi Michael Grant, dwumetrowy były chórzysta i pianista kościelny.? Radosław Leniarski, ?Gazeta Wyborcza?, nr 194, wydanie z dnia 20/08/2010, s. 36
Janusz, jak wakacje, pytam go. A weź spierdalaj, odpowiada mi. I już wiem, że warto ciągnąć temat. No, Janusz, opowiedz, proszę ja ciebie bardzo serdecznie, mów, nie bądź taki. Jaki, kurwa, pyta, jaki. No taki kutas nie bądź, okej?
Bierze od razu to swoje zippo, czestera czerwonego do ust wkłada i ? cmyk, puf, klik ? odpala, jakby nic innego robić nie potrafił. Tylko to odpalanie; tylko zippo, to-tamto. Plus opowieść o tym, jak to zippo na allegro znalazł. Że to świetny zakup był, bo jakiś nieświadomy wartości posiadanego skarbu ziomuś za bez ceny minimalnej na aukcję wystawił. Nie rozumiał, że to jak wino, wiesz.
Myślałem, że stać cię na lepsze porównania, Janusz, ja mu wtedy przerywam. On swoje ?kurwa? rzuca na to przez zaciśnięte usta i odpala czestera. Chyba że już wcześniej czestera palił. Jeśli tak, na ?kurwa? tym razem zatrzymuje się.
Przy winie będąc, mówię, jak Andżela, dalej dojrzewa? Janusz coraz bardziej zdenerwowany, intensywniej zaciąga się. A weź przestań, to stare pudło. Jesteśmy w tej Turcji, jakiś gość z Austrii pyta ją, jak nasz hotel się nazywa, a ta nazwy miejscowości wymówić nie potrafi. I że jakoś na ?t? to szło. Wstyd, bracie, wstyd za taką kobietę, tym bardziej, że on o hotel, nie miejscowość, pytał.
Potakuję. Może i tak, Janusz, mówię filozoficznie i wyobrażam sobie sceny z Playing her yummy cunt w głowie aktorkę na Andżelę zamieniając. Może i wstyd, Janusz, ale pudło dobrze się trzyma, wciąż rezonans jest. Zapal, odpowiada, zrób coś z rękami, bo twoja wyobraźnia coś za sprawnie sobie teraz poczyna, ciągnie, więc ze środka stolika biorę czestera z paczki, na którą złożyliśmy się. To znaczy ja zapłaciłem, ale Janusz połowę kasy zwróci. Albo zapłaci za kawę. Nie zrobi mnie w konia, taki to on akurat nie jest. Janusz wyciąga rękę i jak z rękawa ? cmyk, puf, klik ? podpala.
Dzięki, Janusz. To wszystko, co o wakacjach chcesz mi powiedzieć, rozumiem. A co, patrz na to lepiej, podaje mi gazetę i widzę zdjęcia 18 ofiar wypadku powieszonych na haku tak, jakby zaraz miał odwiedzić je Rocky i z ich pomocą przygotować się do walki z Apollo Creedem. Widzę, mówię.
Przychodzi kelnerka, kawę przed nami stawia. Taką jak zawsze (czyli dwie duże; jedna czarna, druga biała); taką jak zawsze, więc jaką konkretnie, rozwodzić się nie będę. Nareszcie, mówi Janusz, co mnie wkurza trochę, bo kelnerka tak blond, że aż w moim typie. Ale ten Turcję ostatnio odwiedził, stypendium dostał, to i na Turcję go stać, i chamem trochę przy okazji się stał. Podpatrzył naszych nie do końca braci, jak kobiety traktują, i na polskie warunki spróbował przenieść.
Cham jesteś, Janusz, mówię mu. Ty też, odpowiada. Racja, potakujemy. Ty cham i prostak, Janusz. Ty też, Andrzej. Racja, potakujemy. Twoja Andżela ma wielką cipę, Janusz, mówię mu. Ty też, odpowiada. Racja, potakujemy. Ale, ale, coś chyba za szybko?
Wróćmy do kwestii wypadków, Janusz proponuje pojednanie. Biorę świeżego czestera i odpalam go swoim cricketem jednorazowym. Tylko pstryk i czester działa. Janusz patrzy na mnie, jakbym go największą z możliwych zniewagą poczęstował. Co moim celem było, nie ukrywam, i szczerzę zęby w stronę Janusza.
Prawda jest taka, że ci, co zginęli, to źli ludzie ? Janusz kontynuuje niezrażony. Rozwiń myśl, proponuję. No bo wiesz, giną spektakularnie i uwagę mediów odciągają od spraw istotnych dla Polski, dla narodu istotnych. To znaczy? Od mordu na naszym prezydencie. Nie możemy zapominać o mordzie naszego prezydenta, to on znów. Spokojnie, Janusz, nie zapomnimy, drugą taką mordę mamy jeszcze w sejmie, to ja. Bo taki bus to konstrukcja niemiecka, a to znaczy, że prawie wojskowa ? to on ? czyli powinien wytrzymać zderzenie z czołgiem, a nie rozlecieć się przy byle tirze. Może i tak, ja na to, nie zapomniałeś o czymś?
Janusz ? cmyk, puf, klik ? czestera swoim zippo odpala. Patrzy na paczkę i z pogardą o projektantach wizerunku się wypowiada. Skąd w tobie tyle żółci, Janusz, pytam, bo jestem co najmniej zaniepokojony. A wiesz, te wakacje, ta Turcja, Andżela, jestem zmęczony nieobecnością swoją, nawet gazety przejrzeć nie potrafię. Po czym wnosisz? Czytamy ?Wyborczą? z 12 październik!. Musimy zacząć spotykać się co tydzień, Andrzej.
Boże, łzy wzruszenia zalewają mi oczy. Nie wyznawaj mi tu tylko miłości, Janusz, bo padnę i na pewno za tydzień nie spotkamy się.
Puszcza do mnie oko, taki jest ten Janusz. W gazecie na hakach dynda żałoba.
Piotr Makowski