Księdzu Markowi Wittbrotowi
Co mogłem powiedzieć?
Historię wiecznie nieobecnych mężczyzn,
Przegranych wojen, poronień w podróży,
Domów, które zmieniały właścicieli
Jak epoka krój sukien albo kapelusza.
I zawsze tak samo: Tu nawet kobiety
Podlegały cichemu prawu: O miłości mówi się
Szeptem, albo milczy, żeby nie kusić losu.
Mnie ocaliła Babka Maria: Godzinami opowiadała,
Jak piękne były ogrody, jaka uroda drzew…
Inni gonili na sportowe wiece
Kupowali telewizory, grali w toto-lotka.
Zapomnieć. Odrzucić. Ojciec nad miarką wódki
Upiera się przy widmach, bije pięściami w skronie,
To musi mieć swoje granice – woła,
A matka jest umęczona. Nie wie, co robić. Płacze.
Potem wznoszono meble i wynoszono,
Starsi ludzie umierali coraz częściej,
Dzieci bez adresu grały szkiełkiem w klasy
Asfalt zastąpił bruki. Ktoś mówił o Bogu
Ale nie zawsze z największym uznaniem…
Trzaskały drzwi. Zawsze w tej samej bramie.
[w:] R. Honet, M. Czyżowski, M. Czyżowski, Antologia nowej poezji polskiej. 1990-2000, Zielona Sowa, Kraków 2004.
W tym cyklu przypominamy chowane pod dywan, pod pelargonie na balkonie, pod klepki w parkiecie – kawałki poetyckie prozaicznych wyjadaczy. A co!