Skoro zwyczajna scenka uliczna (to nic, że przeniesiona do wnętrza atelier) po kilkudziesięciu latach wydaje się lepka i nieczysta, skoro tak pełna jest napięć, to nasza normalność utrwalona na zdjęciach też się pewnie taka kiedyś wyda: trochę spatynowana i przez to nieco bardziej znośna, trochę śmieszna i starociowata; a także barbarzyńska i odpychająca. Wyda się odrzuconym prototypem, nieudaną wersją beta jakiejś nowej rzeczywistości, starym śmieciem, wytworem okrutnych ludzi.
Zdradzą nas pamiątkowe zdjęcia.
[w:] Wojciech Nowicki, Dno oka, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.