ffffound.com

ffffound.com

W drugim odcinku Żanklod spotyka o wiele czarniejszego szwarccharaktera. Owszem Tong Po, któremu końskie ścięgna – jak powiadał kiedyś Kazik Staszewski – wszywali, nieźle go w poprzednim odcinku pokiereszował, kilku szram przysporzył, i mózg od ścianek Żanklodowi odkleił, jednak tym razem sprawa wydaje się poważniejsza. Nie o mózg bowiem idzie. Chong Li (w tej roli niezrównany Bolo Yeung) został najwyraźniej zupełnie wyzuty z człowieczeństwa. Chong Li to bestialskie zwierzę, które umie wprawiać swój tors w wibrację, w niezrównany pląs, o jakim tancerki go-go mogą tylko pomarzyć (na początku filmiku jest to dokładniej pokazane). Chong Li jest, co tu dużo mówić, zirytowany aż do stanu podkurwienia.

Ale po kolei: w drugim Żanklodzie oglądamy finałową walkę z epokowego filmu (a jakże!), na którym wychował się niżej podpisany. ?Krwawy sport? to majstersztyk. Nie ma co do tego wątpliwości. Cóż z tego, że fabułę można streścić w jednym zdaniu: Żanklod wciela się w tym filmie w człeka o imieniu Frank Dux, który zamierza być pierwszym białym (aspekt rasowości ciągle się w filmach z Van Dammem przewija)  zwycięzcą kumite, najbrutalniejszych zawodów  wschodnich sztuk walki. (Ale przecież, nawiasem mówiąc, tak na dobrą sprawę jednym zdaniem moglibyśmy też streścić ?Listę Schindlera?). Ale wracając: nie zresztą on jeden zamierza wygrać zawody – z Ameryki przyjeżdża inny biały zawodnik (wagi ciężkiej), niejaki Jackson, który jednak zostaje brutalnie okaleczony przez Chong Li, wielokrotnego zwycięzcę kumite, nieprzebierającego w środkach. Żanklodem od tej pory będzie powodować żądza zemsty i chęć odwetu za białego kolegę, który otarł się o śmierć przez niesportowe zachowanie Chong Li.

Żanklod nie bez trudu dochodzi do finału. W finałowej walce jednak pomiata Chong Li, który, jak się zdaje, jest chyba trochę przereklamowanym faworytem. Dlatego ten, jak czytamy piękny opis w Wikipedii: dostrzegając przewagę Amerykanina, podczas walki oślepia go garścią żrącego proszku. Żanklod traci wzrok, zmuszony jest zatem korzystać z pozostałych zmysłów i kosmicznej energii dostarczanej mu przez mistrzów klasztoru z Shaolin.  Żanklod będzie zmuszony uprzytomnić niedżentelmeńskiemu rywalowi, czego się nauczył, terminując niegdyś u mistrza karate, pana Tanaki. Czy wbije swój tygrysi szrapnel Białego Wojownika w ciemne (!) niczym (!) smoła (!) trzewia szwarccharaktera?

Od strony technicznej: finałowa scena „Krwawego sportu” należy na mojego nosa do najgenialniejszych scen ze szwarccharakterami, a motyw ze żrącym proszkiem może się równać z „Wejściem smoka” i dziabnięciem Bruce’a Lee metalową szponą.

Emil Milewski


Pierwszy Żanklod tutaj.