Tego wieczoru uciekł mi ostatni autobus.
Pięć godzin marszu, pomyślałem, ale wiatr wiał
w plecy, prosto na południe. Drzewa, chmury, krowy
schodzące z pastwisk, ja, wszystko w ruchu i tylko
księżyc pozostawał nieruchomy.
Domy po obu stronach drogi jak telewizory
wyświetlały w oknach życie ludzi.
Mężczyźni jedli, kobiety uprzątały stoły, dzieci
w plamach cienia, znieruchomiałe, bez oddechu
oczekiwały reklam i splecionych ciał.
A ja szedłem. Łańcuch domostw pękał i znów
się scalał. Psy były uwiązane.
I zostawiłem to wszystko, wyprzedzałem;
powolne gesty, przeciąganie przed snem, uklepywanie
poduszek, drgnienia dłoni nakręcających zegary.
O północy byłem sam. Jakbym
wykradł się ze świata. Do tej pory nie wiem,
czy oszczędziłem te godziny jak Filleas
Fogg który uszczknął śmierci jeden dzień.
Andrzej Stasiuk
[w:] R. Honet, M. Czyżowski, M. Czyżowski, Antologia nowej poezji polskiej. 1990-2000, Zielona Sowa, Kraków 2004.
W tym cyklu będziemy przypominać chowane pod dywan kawałki poetyckie prozaicznych ( 😉 ) wyjadaczy. A co!
a poeta to nie pisarz?
No właśnie to jest taki trochę prztyczek do obiegowych opinii, bo często się tak właśnie rozróżnia, oddziela poetów od pisarzy jakby byli osobną zupełnie kastą, dziwaków, obszczymurków.
Bardzo ładne, ale to jest proza – nie każdy pisarz to zaraz poeta 😉
Hmm. W bibliotece publicznej przy Szewskiej, w w/w książce, na stronie z wierszami Stasiuka, ktoś wymownie dopisał ołówkiem (tu cytat:) FUCK!!!, oraz coś w stylu „Moje życie straciło sens”.
🙂
Niezła z tego kogoś szydera. Nieźle.