Zapoznając się z ubiegłorocznymi podsumowaniami szukałem w nich podobieństw i analogii. W przeważającej większości znalazłem nieznane mi tytuły płyt, labeli i artystów. Niespecjalnie mnie to zraziło. Już dawno doszedłem do konkluzji, że muszę przedzierać się przez ten gąszcz samemu, robić to samolubnie i egoistycznie będąc równocześnie skazanym na poznawczą porażkę – w wymiarze totalnym oczywiście. Moim kompasem był (jak co roku) soulseek, soundcloudowy dashboard oraz rosnący w coraz większą siłę bandcamp. Efekt tej wędrówki na oślep (bądź co bądź chwilami oślepiającej odkrytą muzyką) znajduje się poniżej w takim oto zestawieniu.

* grafiki zawierają linkowanie produktu

 

Clipping: Midcity

Czas Deathgrips prawdopodobnie dobiegł już końca. Ich muzyka stanęła w miejscu, a jedyną przyjemnością jaką mogę jeszcze dzięki nim zyskać jest wciąż wyczekiwany koncert w Polsce. To jest ich wściekły żywioł i jedyna progresywna konkluzja, która tę estetykę ożywia. Miejsce Deaths zajęli Clipping i choć nie dysponują takim organicznym arsenałem i punkową energią, potrafią jednak porazić i oszołomić. Clipping są spadkobiercami hip-hopowej plądrofonii spod znaku Food For Animals, to wywrotowy bastard glitch, który rozsadza głośniki |

CJ Fly: Thee Way Eye See It Cover

Na drugim biegunie znajduje się CJ Fly. Jego wersja mellow hip-hopu, to klasyczny comeback w rejony ciepła i słońca jakiego dawno nie słyszałem. Jest pogodnie z nieodzownym blantem u boku. Wersja typowo piknikowa i antydepresyjna |

Chance The Rapper: Acid Rap

Acid Rap długo krążył naokoło mnie i zaznaczał swoją obecność w euforycznych komentarzach moich znajomych i artystów. Kiedy wreszcie sięgnąłem po płytę Chance’a uderzyło we mnie bogactwo motywów i tradycji upakowanych w tym mikstejpie. Blues, Juke z Chicago, swingujący rap, kool jazzowa melodyjność ukazały The Rappera jako osłuchanego erudytę, który potrafił połączyć to wszystko w przyswajalną całość |

The Outfit, TX: Cognac/ Four Corner Room

Południowcy z Teksasu, The Outfit, weszli do zestawienia przebojem. Ich mikstejp Cognac/ Four Corner Room to dwie historie spowite gęstym dymem sączącym się z bitów. Leniwe, wypowiadane od niechcenia słowa Mela i Doriana kojąco usypiają. A kiedy w pewnym momencie pojawiają się anielskie pogłosy z „Take on me” A-ha masz ochotę zanurzyć się w cieniu opiatów bez względu na późniejsze konsekwencje |

Eighth Supply

Label Eighth Supply gromadzi wokół siebie producentów reprezentujących atmosferyczny r&bass i trap. W porównaniu z inną wytwórnią święcącą w 2013 roku sukcesy – Soulection, która porusza się w podobnej estetyce, Eighth Supply cechowało ciekawsze skrojenie bitów i opanowanie do mistrzostwa klimatycznego lenistwa. Wavy style |

Dean Blunt: The Redeemer

W podsumowaniu roku 2012, w bliższych bądź dalszych skojarzeniach związanych z artystami Plug Research, zasygnalizowałem reinkarnację trip-hopu. W 2013 pojawiło się kilka płyt, które uderzyły we mnie z podobną siłą, jeśli nie mocniej. Jedną z nich był The Redeemer Deana Blunta. Ta mieszanka starej zajawki z Endtroducing DJ’a Shadowa, odrobiny folku i smyczkowej melancholii Davida Holmesa z Let’s get killed była powalająca. Wystarczy jak posłuchacie „The Pedigree” Blunta, a potem „Don’t die just yet” Holmesa |

Perera Elswhere: Everlast

Retro-, afro-, folk-, trip-hop. Głos Perery snuje się na granicy szeptu. Każdy aspekt jej muzyki zdaje się być granicznym, bądź jest chwilą przekroczenia, wejścia w nową jakość. Czasami jesteśmy świadkami jakiejś smutnej knajpianej historii, by za moment przenieść się w sferę plemiennego realizmu magicznego rodem z książek Bena Okri |

FKA twigs: EP2

Twigs to przyszłość popu. Jej piosenki osadzone są na niebanalnych bitach, a zrytmizowanej i niepokojącej muzyce towarzyszy anielski głos. Zabójcza kombinacja |

Kelela: CUT 4 ME

Kolejna przedstawicielka piosenkowego futuryzmu, w którym muzyka spod znaku r&bass inkorporuje pop. Bity na Cut 4 me przygotowali jedni z najciekawszych przedstawicieli tanecznej elektroniki: Jam City, Girl Unit, Nguzunguzu czy Kingdom. Przenikanie się klubowej awangardy z popem to znak szczególny 2013 roku. Zapomnijcie o najnowszej płycie Beyoncé i o m.i.a.łkim albumie. To Fade2Mind i jego artyści są w centrum świeżości |

SZA: See SZA Run

O ile FKA Twigs i Kelela oszałamiają rozmachem produkcji, to SZA wydaje się być pozornie ich skromniejszą wersją. W muzyce SZA wyraźniej i mocniej zarysowana jest tradycja klasycznego r&b. Brakuje w niej ekstrawagancji zbliżonej do produkcji jej poprzedniczek. Bity mają więcej wspólnego z hip-hopem, a przestrzenne tło doskonale uzupełnia melodyjne wokalizy SZA |

Ben Khan

Oto następca Jamesa Blake’a – jego lepsza wersja, pozbawiona emocjonalnego rozbuchania z Retrograde. Wokalnie bliżej mu do feelingu Jamiego Lidella niż do blake’owych pojękiwań |

Osunlade: A Man With No Past Originating The Future

Ostatnia płyta Osunlade przynosi kosmiczny chill vibe. To jest relaksujące promieniowanie planet układu słonecznego, które kojąco emanuje |

Djrum: Seven Lies

W ostatnich latach sporadycznie sięgałem po albumy spod znaku UK Bass. Od dłuższego czasu odnoszę wrażenie, że muzyka w Europie zapętliła się i wciąż dryfuje próbując wydostać się z postdubstepowego paradygmatu. Niemniej pierwszy długogrający album Djrum’a stanowi zaprzeczenie tej tezy. Seven Lies zainteresował mnie swoją wieloplanową konstrukcją. Rumowi udaje się umiejętnie opowiadać historie, a jego muzyka jest rozbudowana aranżacyjnie; dużo się w niej dzieje, co chwila pojawiają się jakieś drobne, zaskakujące, smaczki, elektronika przenika się z organiczną tkanką |

Klaves: at dawn again

Młody producent z Polski. Zwrócił moją uwagę miękkim i delikatnym brzmieniem. Jego wersja house’u wypełniona jest po brzegi przyjemnym ciepłem, który nie tylko sprawdza się w warunkach pokojowych, ale również i na parkiecie. Jedynym niebezpieczeństwem dla przyszłości tej muzyki, jest ona sama i to jak długo będzie potrafiła jeszcze zaskakiwać. Póki co można jednak o tym zagrożeniu zapomnieć |

Kixnare: Red

Kixnare i Uknowme w tym roku rozbili bank. Red było najbardziej przebojową polską płytą, w której udanie łączą się najciekawsze wątki muzyki tanecznej ostatnich lat |

DJ Rashad: Double Cup

Od 2010 roku śledzę jak footwork i juke stopniowo podbijają cały świat. Rok 2013 okazał się przełomowy, choć wydaje mi się, że to jeszcze nie jest szczytowy okres popularności tych gatunków. Jednak sam fakt zainteresowania się footworkiem przez jedną z najbardziej cenionych w Europie wytwórni, Hyperdub, jest symptomatyczny. Najnowszy album DJ’a Rashada Double Cup wydany w labelu Kode 9 pokazuje bardziej zeuropeizowane oblicze footworka, a jego brzmienie, wyprodukowane z większą dbałością o szczegóły, staje się łatwiejsze w odbiorze. Double Cup to wybitny pomost między Chicago a Europą |

Traxman: The Architek

Drugi album Traxmana (współtwórcy juke music i footworka) wydany został tym razem w byłym labelu DJ’a Rashada, Lit City Trax. The Architek chwilami brzmi jakby był trochę mniej dopracowany, niż Da Mind of Traxman. Nadal jednak jesteśmy słuchaczami i świadkami potężnej erudycji Traxmana, który za sprawą umiejętnie dobranych sampli tworzy dla nich nowe konteksty |

RP Boo: Legacy

Długo wyczekiwany album ojca footworka RP Boo wreszcie stał się faktem. Debiutujący 40-letni facet jest zjawiskiem rzadko spotykanym. Zwłaszcza w środowisku muzyki tanecznej gdzie młodość idzie w parze z świeżością (i nowością). Legacy to płyta pod wieloma względami wyjątkowa, bo pokazuje artystę, który całkowicie zmienił muzyczny paradygmat w czasie, w którym zaczynał swoją przygodę z muzyką |

Lil JaBBA: Scales

Kolejna ważna footworkowa płyta. Przedstawiciel Teklife – Lil JaBBA doczekał się wreszcie oficjalnego długogrającego wydawnictwa. Już w ubiegłorocznym podsumowaniu zwracałem uwagę na tego producenta, który dziwność i brzydotę uczynił punktem centralnym swojej twórczości. Scales to podsumowanie dotychczasowego dorobku JaBBY – prawdziwy gabinet osobliwości. To właśnie za sprawą takich płyt mamy możliwość zaobserwowania potencjału drzemiącego w danym gatunku muzycznym. Ten album jawi się jako stylistyczne ekstremum |

DJ Roc: Battle Zone

Kiedy DJ Rashad i DJ Spinn objeżdżają cały świat promując footwork, w tym czasie w Chicago DJ Roc gra dla footworkerów w Battle Groundz podczas cotygodniowych footwork battles. Jego styl zdecydowanie różni się od tego co grają Teklife, a on sam jest twórcą rywalizującej z Teklife kliki dj’skiej Bosses of The Circle. Jego najnowsza EP’ka Battle Zone wydana nakładem japońskiego labelu Shinkaron to 6 ultra-energetycznych utworów. Jest ona „odpowiedzią” na album Welcome To The Chi Rashada, wypełniony po brzegi parkietowymi bombami. W Battle Zone Roc pokazuje, że potrafi uderzyć z podobną mocą (choć inną stylówą) jak jego bardziej znani rywale |

CO: Footwitch

Na fali rosnącej popularności footworka i juke, w Polsce powstała inicjatywa Polish Juke, gromadząca dorobek polskiej sceny juke’owej, a której pomysłodawcą jest producent Synnc. Pierwszym owocem Polish Juke była płyta Macieja Kujawskiego znanego jako CO. Footwitch jawi się jako kontynuacja estetyki zapoczątkowanej przez Lil JABBĘ w Scales, ale nawiązuje także do japońskiego abstrakcjonizmu footworkowego |

Miko: Do They Know Ya

W ubiegłorocznym zestawieniu pisałem o Miko, jako o tym spośród polskich producentów footworkowych, który obok Symbiotic Sounds i Fidsera, ma największy potencjał. Rok 2013 przyniósł jego debiutancką EP’kę Do They Know Ya wydaną dzięki Polish Juke. Miko w swoim zamyśle wykazał się dużym wyczuciem i oprócz fotworkowo-jungle’owych bangersów postawił również na kreowanie atmosfery, proponując muzykę na poły energetyczną, na poły refleksyjną |

Om Unit: Threads

Om Unit jest współodpowiedzialny za fuzję jungle i footworka. Kiedy w 2010 roku pod psuedonimem Philip D. Kick wypuścił serię remiksów klasycznych jungle’owych hitów z lat 90. środowisko dnbassowe nie zostawiło na nich suchej nitki. Od tego czasu wiele się zmieniło a edity footwork-jungle’owe Philipa D. Kicka stały się już klasyką gatunku. Po wielu latach wydawanych przez Cole’a EP’ek i dwunastocalówek w 2013 roku doczekaliśmy się wreszcie jego debiutanckiego albumu. Threads jest czymś więcej niż zbiorem utworów, to również pewna historia, której towarzyszą zmiany akcji i tempa opowieści. W przeciwieństwie do przehajpowanego albumu Machinedruma, Om Unitowi udaje się uniknąć stylistycznych mielizn. Jego doświadczenie beatmakera przełożyło się na muzyczną wielowątkowość przywołując różne tradycje takie jak hip-hop, dubstep, jungle czy footwork |

Jersey Music

Dzięki prężnie działającym grupom dj’ów i tancerzy z okolic Newark w New Jersey, oraz na fali rosnącego zainteresowania producentów z Europy amerykańską sceną klubową, Jersey Club zdobywa coraz większą rzeszę fanów, a gwiazdy pop takiego formatu jak Missy Elliot zaczęły zapraszać clubowych producentów do współpracy. Ten wybitnie euforyczny gatunek posiada potencjał podobny do tego jaki miał UK Garage w latach 90. ubiegłego wieku i w niedługim czasie może osiągnąć poziom popularności wchodzącego na salony footworka |

Matmos: The Marriage of True Minds

Płyty ukazujące się na początku roku zwykle tracą na swojej wartości. Słuchaczom ich wcześniejszą euforię przesłaniają kolejne miesiące i nowe albumy. Tak chyba było w przypadku ostatniej płyty duetu Matmos, mam wrażenie trochę niedocenionej, choć kiedy ukazała się w lutym, towarzyszyło jej duże zainteresowanie. Na The Marriage of True Minds słyszymy plejadę gatunków muzycznych przewijających się przez utwory jak karty w rękach krupiera. Daniel i Schmidt mają czuły słuch i wiedzą co w trawie piszczy. Techno miesza się u nich z concrete music, afro beat z pluskającym free jazzem, a kiedy pierwszy raz usłyszałem utwór „Very large green triangles”, moje skojarzenia od razu powędrowały w stronę baltimore club |

The Durian Brothers Ensemble Skalectrik: Split Series #22

Splity mają to do siebie, że radość z odkrywania muzyki jest pomnożona przez 2. Możesz też zawieść się podwójnie, bądź też paść ofiarą formuły: albo-albo. W przypadku splitu The Durian Brothers z Ensemble Skalectrik zgarnąłem całą pulę. The Durian Brothers okazali się być motoryczną i zafrykanizowaną wersją psychodelicznego tria Groupshow, zaś Ensemble Skalectrik wykorzystuje jamajską miksturę pogłosu do budowania swoich pulsujących i rozedrganych pejzaży |

Ensemble Skalectrik: Trainwrekz

Oprócz wspomnianego powyżej splita Ensamble Skalectrik w 2013 wydał jeszcze jeden album Trainwrekz nakładem Editions Mego. Konceptualnie niewiele się tutaj zmienia. Utwory zbudowane są na zreverbowanych warstwach spod których niekiedy wynurza się jakaś skorodowana transmisja z radia. Muzyka dla wielbicieli kosmicznego mistycyzmu i korzennej psychodelii |

Mathias Delplanque: Chutes

Zawsze ceniłem sobie dokonania Mathiasa Delplanque. Czy to w jego techno dubowym projekcie Lena, czy też wtedy gdy usłyszałem w jednym z jego utworów sample z „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Nie inaczej (zaskakująco) jest w przypadku jego najnowszego albumu Chutes, który jest doskonałą receptą na świeży ambient gdyby nim tak naprawdę był. Struktury poszczególnych utworów zostały zbudowane na organicznych samplach, które jednak nieustannie są przefiltrowywane efektami tworząc przesuwającą się brzmieniową płynność. Tożsamość i źródło zatarte w jednym miejscu zyskują znaczenie w innym, dzięki nowej kombinacji |

Giuseppe Ielasi & Andrew Pekler: Holiday For Sampler

Solowe dokonania każdego z nich należą do tych, które cenię sobie najbardziej. Peklera uwielbiam za mgławice przemieszczających się sampli, Ielasiego za serie algo-rytmizacji w Stunt, które stawiam na piedestale z matematycznym gliczem Mokiry Andreasa Tilliandera. Ich kolaboracja to jakby zwielokrotnienie i wyeksponowanie możliwości każdego z nich. Mamy więc organiczne perkusjonalia Ielasiego otoczone samplowymi smugami Peklera |

Andrew Pekler: Cover Versions

Andrew Pekler selected 300 different covers from second-hand records and, using colorful geometric elements to cover over all titles, performer?s names, and label logos, removed traces of the covers? original contexts. (…) The sunsets, couples in silhouette, alpine panoramas, roses on pianos, female faces in close-up, and seascapes no longer serve as the packaging for easy listening and exotica. Instead, the romantic, bizarre and intriguingly bland images of the original covers are free to lend their evocative powers to the record of new music they now house. Likewise, the principle of collage is audible in Andrew Pekler?s compositions. Here, the electronically transformed fragments of audio extracted from the original records take on a new existence as Cover Versions |

Mike Cooper: White Shadows In The South Seas

W przeciwieństwie do wspaniale docenionej polskiej płyty z wycinanką na okładce, ja zdecydowałem się na bardziej egzotyczny, rzekłbym, pacyficzny wybór. White Shadows In The South Seas to kontynuacja innej doskonałej płyty Coopera Rayon Hula. W obu tych płytach urzekła mnie obrazowość całości zbudowanej z różnych zapętlonych drobin |

Chris Abrahams: Memory Night

Chris Abrahams miał bardzo owocny 2013 roku. Kolaboracja z Magdą Mayas, powrót słynnego tria The Necks (o którym poniżej) i wreszcie solowa płyta wydana nakładem Room40 Memory Night. Wcześniejsze solowe płyty Abrahmsa za punkt wyjścia obierały sobie fortepian. W Memory Night słyszymy ten instrument tylko jako uzupełnienie całości, częściej jest przetworzony, niż wybrzmiewający czystym dźwiękiem. Pojawiają się też nagrania terenowe i jakieś bliżej nieokreślone zamglenia pozbawione swojego źródła |

The Necks: Open

The Necks to wehikuł przemieszczający się według własnego rytmu i który w zasadzie od wielu lat opiera się na tych samych zasadach. Siłą tego zespołu jest sposób w jaki dochodzi on do celu swojej podróży. Kolejne warstwy zużywają się, zastępowane przez inne, a dzieje się to naturalnie i niepostrzeżenie, od jednego tematu do następnego. Open to klasyczny przykład deprywacji |

Innode: Gridshifter

Współtwórca super tria Radian Stefan Németh powraca w innej konfiguracji. Towarzyszą mu Bernhard Breuer i Steven Hess. W efekcie dostaliśmy całość opartą na brzmieniach żywych instrumentów wzbogaconą o cyfrową tkankę bliską dokonaniom labelu Raster-Noton |

Denseland: Like Likes Like

Druga płyta Denseland nie przynosi żadnego przełomu, bo nie o to w tym projekcie chodzi. Najważniejsze są historie opowiadane przez Davida Mossa i perfekcyjnie dopełniający ją muzyką Hanno Leichtmann i Johannes Strobl |

John Tilbury & Oren Ambarchi: The Just Reproach

Dwóch wybitnych muzyków improwizatorów. Spotkanie pełne skupienia, przenikających się warstw, dronów spowijających punktualistyczne partie fortepianu |

Toshimaru Nakamura, Tomoyoshi Date, Ken Ikeda: Green Heights

Kolaboracja całkowicie niespodziewana. Choć każdy z artystów za punkt wyjścia obiera minimalizm, to jednak realizuje go w inny sposób. Nakamura atakuje opiłkami wysokich częstotliwości, Ikeda wykorzystuje brzmienie starego syntezatora DX7 Yamahy, Date łagodzi surową elektronikę piano zabawką – dźwiękową naiwnością |

Opitope: a colony of kuala mute geeks

Tomoyoshi Date najwyraźniej zasmakował w improwizacji. Tego samego roku, tym razem jako Opitope (w duecie z Chihei Hatakeyamą) nagrał płytę a colony of kuala mute geeks, na którą złożyły  się utwory zagrane z różnymi artystami, w składach większych lub mniejszych. Opitope znam bardziej z muzyki stricte ambientowej, stąd moje pozytywne zaskoczenie tą płytą, która jest dla mnie próbą wydostania się ze skostniałej formy, dodam bardzo udaną. W improwizowanych sesjach wzięli udział: Askococo, Christophe Charles, Christopher Willits, Taylor Deupree, Tetsuro, Yasunaga, Toshimaru Nakamura, Carl Stone, Hans Reichel, Kazuhisa Uchihashi, Tagomago, Asuna, Yusuke Date |

Burkhard Stangl: Unfinished. For William Turner, painter

Unfinished. For William Turner, painter Burkharda Stangla to luźne szkice, powtarzające się frazy, scenki rodzajowe nagrań terenowych, które tworzą nawarstwiające się plamy konkretyzacji. To próba uchwycenia plastyczności chwili i skupienia na niej emanującej uwagi |

Margareth Kammerer: Why Is The Sea So Blue

Margareth Kamerer jest dla mnie mistrzynią abstrakcyjnej piosenki. Jej kompozycje grane zwykle w towarzystwie wybitnych improwizatorów, wybrzmiewają zwiewnością i prostotą. Posiadają niebanalną siłę i emocje, jakkolwiek skrywa się za nimi coś-więcej – ulotność projektu, który niewymownie zachwyca |

Christina Carter: Four Woman’s Quartet

Christina Charter, otagowanie: new weird america. Potrafi być hipnotyczna wykorzystując minimum środków (gitara akustyczna i głos). Jej muzyka ucieka od formalnego przeładowania. Jest uderzająco prosta i sugestywna |

Colleen: The Weighing Of The Heart

Po blisko sześciu latach milczenia Cécile Schott powróciła z nową płytą. The Weighing Of The Heart okazała się dużym zaskoczeniem. Cécile znana była wcześniej z wymyślnych, szkatułkowych instrumentalnych kompozycji. Tym razem jednak wpisała się ona w piosenkową formułę, w której na pierwszym planie wyeksponowany jest głos i akustyka. To bardzo wyraźna zmiana w brzmieniu i estetyce Colleen, które teraz bardziej przypominają eteryczny i zwiewny folk |

Ben Frost: Black Marrow / Ben Frost: Far

Ben Frost w 2013 roku przygotował dwa albumy. Black Marrow i Far są w zasadzie kontynuacją i rozwinięciem wątków z wcześniejszej płyty By the Throat. Ku mojej radości Frost nie stracił na formie. Nadal potrafi przyciągać uwagę swoimi muzycznymi decyzjami. Folk przenika się z dronem (którego nie powstydziłby się Oren Ambarchi), a brutalny, noise’owy puls otacza neoklasyczne wokalizy |

Sachiko: Loka In The Black Ship

Loka In The Black Ship to różne stany skupienia. Przemieszczamy się między metafizycznym minimalizmem, a surowym noisem, by ponownie powrócić w rodzaj głuchego zamglenia |

Ensemble Pearl: Ensemble Pearl

W czasie gdy Bohren & Der Club of Gore szykują się do wydania w 2014 roku nowej płyty Piano Nights, a doom jazzowe projekty pokroju Dale Cooper Quartet & The Dictaphones rozmieniają swój potencjał na drobne, w ich miejsce na scenie pojawiła się nowa supergrupa Ensemble Pearl. Odpowiadają za nią Atsuo, Bill Herzog, Michio Kurihara, Stephen O’Malley. Zwłaszcza ten ostatni nadaje (dosłownie) ton całości, osadzając wszystkie utwory na przerażająco niskich częstotliwościach. Całość sunie posępnym tempem, nieubłaganie zmierzając w stronę brzmieniowego ekstremum – Sunset Mission na falach Midnight Radio |

Mohammad: Som Sakrifis

Nieco zbliżony do Ensemble Pearl bezkompromisowy efekt próbuje uzyskać trio Mohammad. Również w tym przypadku dominują niskie częstotliwości, jednak ich źródło wywodzi się z połączenia elektroniki z brzmieniem kontrabasu |

Mika Vainio: Kilo

W tym roku postanowiłem odstąpić od wyróżnienia, któregoś z Raster-Notonowych wydawnictw (choć w moim zestawieniu mogłoby pojawić ich się co najmniej kilka) i skupić się na tych mniej oczywistych albumach. Jakkolwiek równie dobrze mógłbym zrezygnować z wytypowanej przeze mnie płyty Miki Vainio, to jednak ze względu na jej doskonały balans miedzy elementami noise’u i zgrzytów, a charakterystycznym industrialnym chłodem, album Kilo znalazł moje uznanie |

Wilhelm Bras: Wordless Songs By The Electric Fire / Paweł Kulczyński: When Attitudes Become Form #1

W zasadzie od wielu już lat glitchowa estetyka została zdominowana przez artystów japońskich (atak, hz-records) i niemiecki Raster-Noton. Co pewien czas pojawia się jakiś pojedynczy wyłom w tej regule. W ubiegłym roku przełamanie tej hegemonii nastąpiło za sprawą polskiego artysty dźwiekowego Pawła Kulczyńskiego i wydarzyło się to aż dwukrotnie! Pierwszy cios przyszedł po albumie Wilhelma Brasa Wordless Songs By The Electric Fire – rozedrganej magmie trzasków, przesterów, pisków i rytmu. To właśnie za sprawą wielopoziomowej architektury utworów narracja przenikała w niepokojące rejony i chorobliwe ilustracje mogące być doskonałą ścieżką dźwiękową… no właśnie do czego? Miejscami miałem wrażenie, że na pierwszy plan wypływa kontekst historycznej postaci Wilhelma Brasse, a hedonistyczna i zrytmizowana powierzchnia zaczynała przekształcać się w groźne świadectwo o katastroficznej dramaturgii. Drugie uderzenie nastąpiło po zarejestrowanej przez Pawła akcji terenowej w ogromnym 30-metrowym silosie. Już po pierwszych odsłuchach miałem wrażenie, że właśnie tak mogłaby brzmieć trzecia część Xerroxa alva noto i nadal całkowicie się z tym skojarzeniem zgadzam. Album When Attitudes Become Form właśnie ze względu na swój piracki i miejscami nieokrzesany/żywiołowy/improwizowany charakter, wydostał się poza prosty, zdigitalizowany, zero-jedynkowy schemat i stał się prawdziwie namacalny |

RSS B0YS: TH T00TH 0F TH FTR

RSS B0YS, kim są? nie wie nikt, a nawet jeśli ktoś wie, to daje wciągnąć się w tę zabawę z anonimowością. Drugi album RSS’ów pojawił się w momencie, kiedy protoplasta estetyki, do której B0YSi mniej lub bardziej się odwołują, chwilowo zatracił tę przekonującą siłę w muzyce, za sprawą której zdobył powszechne uznanie. Andy Stott, bo o nim mowa, i jego Luxury Problems w moim odczuciu nie udźwignęło ciężaru swoich poprzedniczek Passed Me By i We Stay Together. Z kolei TH T00TH 0F TH FTR było płytą lepszą od debiutu RSS’ów. Organiczne, orientalne i afrykańskie wątki przenikające się ze skompresowanym i odhumanizowanym techno, nadały muzyce B0YSów świeżości analogicznej do tej opisywanej przeze mnie w przypadku When Attitudes Become Form Pawła Kulczyńskiego |

Tricky: Valentine (Andy Stott Remix)

O ile ostatni LP Andy’emu nie do końca się udał, to jego remiksy w 2013 roku wystrzeliwały daleko w kosmos. Jak chociażby utwór „Concrete” doom metalowego Batillusa, który przerodził się w głębinową orgię. Jednak remiksem, który mnie kompletnie powalił, był edit „Valentine” Tricky’ego przywołujący czasy Nearly God’a przefiltrowanego przez muzykę współczesną. I tak powstał deliryczny, ujarany, epicki downbeat, którego finał zamienia się w footworkową petardę |

Jefre Cantu-Ledesma: Gift of Tongues / Damien Dubrovnik: First Burning Attraction

Na przestrzeni ostatnich dwóch lat coraz większym zainteresowaniem zaczęło cieszyć się skorodowane i zaszumione techno. Jednym z filarów tej odradzającej się estetyki niewątpliwie był Vatican Shadow, o którym wspominałem w podsumowaniu roku 2012. Nie jestem jakimś wielkim fanem tego brzmienia, stąd niespecjalnie śledziłem artystów z nim związanych. Sam Vatican Shadow w 2013 roku bardzo szybko mnie znużył. Za to moją uwagę przykuły dwa niezbyt oczywiste wydawnictwa. Pierwsze, Gift of Tongues Jefre Cantu-Ledesmy, artysty, który specjalizuje się w dewastowaniu i zacieraniu źródeł dźwięków, tworząc z ich bulgoczącej masy nowe, żyzne warstwy. Zwykle jednak była to muzyka pozbawiona wyraźnego rytmu. W Gift of Tongues nastąpiło przesunięcie punktu ciężkości w stronę rytmizacji. Nadal jednak pozostajemy w tej niedookreślonej ziarnisto-noise’owej tkance, charakterystycznej dla dotychczasowych dokonań Jefre. Drugim wydawnictwem była płyta Damiena Dubrovnika. First Burning Attraction od samego początku atakuje ścianą hałasu, dopiero z drugim utworem możemy chwilowo odetchnąć. Pozostała część płyty to stopniowo narastające napięcie i uczucie niepokoju, domknięte 14-minutową noise’owo-beat’ową codą |

Fischerle: The Big Sleep

Muzyka dub techno przeżywa w Polsce renesans. Za sprawą takich artystów jak yac, dot-dot, Docetism, Desove, Session View czy Michał Wolski możemy powiedzieć, że Polska stała się skarbnicą basic channel’owej tradycji. Oprócz wspomnianych producentów równie ważną postacią rodzimego dub techno jest Mateusz Wysocki – Fischerle. Mateusz w ubiegłym roku doczekał się wreszcie swojego pierwszego dubowego długogrającego wydawnictwa opublikowanego w u-cover. The Big Sleep jest ukoronowaniem dotychczasowych dokonań Mateusza. Jego muzyka jest niezwykle obrazowa i stale zaskakuje odświeżając skostniałą deep-tech’ową formułę |

GI McBart

Spoglądając w rok 2014 i (daremnie) antycypując możliwe muzyczne scenariusze, przypomniałem sobie (a jakże) o ubiegłorocznym odkryciu, które być może okaże się pomocne jako swoiste ćwiczenie ZEN, dzięki któremu bardzo szybko oduczę się wybiegać myślą krok w przód, skoro idę tyłem: The sounds here are founded on sequences of 8 letters of James Joyce’s „Finnegans Wake”. As A’s, B’s C’d, D’s, E’s, F’s, G’s and H’s of the world’s weirdest book get to represent sounds, Joyce appears to have composed melodies we think others did. After he’d died. Dzięki Krzysiek |