w imię ojca

po tobie
pierworodny

wiersz

który więźnie ci
w jabłku Adama
szorstka gruba skóra

 

 

reszty nie trzeba

idzie przez życie
z pleśnią na ustach
– pisze wiersz –
wypluwa kamień

 

 

mosty

śnisz się naga

odwrócona i pisząca

spalone mosty

przerzucone nie do tych

mężczyzn ? zwierząt ? kamieni

 

 

wiersz mocno spóźniony

marzec a jednak
słońce wzięło ostry dyżur
i operuje na otwartym sercu miasta

wyrosłem spod ziemi
a ty spadłaś z nieba

chowany za plecami
bukiet wieloletnich iluzji
owinięty niezręcznie w komplement

topniejemy

słowa mają kolor
krwistego liścia klonu
który opadł na śnieg

to ten obcy kraj

więc wymieniamy spóźnione zdania
jak obcą walutę
i dotyk linii papilarnych
biegnących w przeciwne kierunki

 

 

na odwrocie

wysłałem Ci widokówkę
z nekrologiem wiersza

każdy wers to ślepa ulica
przestrzelona arteria zielonego światła

mam na myśli
ukamienowaną Synagogę
i pocieszycielkę w kapliczce
za zimną kratą
przekupioną plastikowym narcyzem

a pomiędzy tymi wersami
puszcza korzenie chiński market

trzy religie
i gorliwie wierzące miasto

 

 

U2

ty też rzuciłeś pestką słodkiego owocu
w spopieloną ziemię
pusty pokój
pełna wojna o surogat prywatności

 

jutro wykiełkują tu nowe syntetyczne formy
gotowe wchłonąć życie upchane w reklamówki
all that you can’t leave behind
leniwy głos Bono przerzuca się jak most
nad spalającym się w tobie czasem
to są wciąż imiona kobiet bez echa

ziarenka soli i cukru zgarniane z nagiego stołu
wyrzucane przez otwarte okno
– niedokończone wiersze

 

tu będzie stało łóżko
wielkie jak hipermarket
a na nim obok zimna poduszka

na niej położysz
nocną litanię
– to są wciąż imiona kobiet
bez echa

 

 

dog in the fog

to ten dom na zakręcie gdzie czas
gęstnieje i czerwiec krzepnie
w płatkach maków

nieoswojony czarny pies
rzuca cień na młode słoneczniki
a potem zaszywa się w zakurzoną zieleń

dzisiejszy dzień jest chmielową szyszką
i w piwnych oczach szukają schroniska
bezpańskie zwierzęta

a może piwne oczy
szukają schroniska
w bezpańskich zwierzętach ?

dlatego mamy siebie
aż po ostatni szczegół
wszystko inne to papier

albo zapomniany język
którym zapisujemy się ołowiem
w chmurze wiersza

wyszukany przypadkiem horoskop dla strzelca
nie sprawdza się
ani nowy etap ani nowa znajomość

 

 

list

Tak, a ponadto pamiętam,
że tęcza spadochronu
nie zdążyła się otworzyć.

Łóżko studiuje anatomię mojego upadku,
cierpliwie zjada mięśnie, oddech.
Ciało to miękki zegar Salvadora Dali,

czas jest płaski i bezwładny
Czasem można się zakrztusić
na śmierć.

To ona wpycha mnie do twojego snu
jak do taksówki.
Take me to the New Theatre – mówię

pod koniec kursu.
Patrzysz na mnie,
na stygnący pastel skóry,

– wiotką przedartą kopertę
Nie przeczytany list,
którego nie zdążyłeś otworzyć.

 

 

bez rymu

jestem

słowem

śmierć

tylko przerzutnią

do następnej linijki

 

Krzysztof Sobczak