Na uspokojenie, z nową definicją kultury w końcówce


Od czasu do czasu lubię przywoływać ? ale też napataczają się okazje jak najbardziej zasadne ? moją ulubioną postać z kina radzieckiego. Otóż w filmie Moskwa nie wierzy łzom Władimira Mieńszowa, skądinąd chyba najbardziej amerykańskim filmie sowieckim, nie powiem, sporo socjalnie zafałszowanym, miejscami sentymentalnym, niemniej naprawdę można z przyjemnością zobaczyć ? tak więc w Moskwie [co] nie wierzy łzom występuje nader wredny goguś. Jeszcze w latach pięćdziesiątych, już w czasie odwilży, spotyka się on z młodą wtedy przybyszką z prowincji. Ciąża, on porzuca, ona pracuje w fabryce, płacze i pnie się w górę. Uciekający ojciec tymczasem zaczyna karierę w telewizji, prorokując, że może jeszcze nie teraz, ale za dwadzieścia lat telewizja będzie wszystkim. Mijają tedy dwie dekady z hakiem, dziewczyna stała się w tym czasie dojrzałą kobietą, dobrą matką dorastającej córki. Chyba nadchodzi bardzo poważna miłość. Jest też kobietą na stanowisku, gdzieś dyrektoruje (niestety, z Leninem na ścianie), i telewizja kręci z nią wywiad. Ustawiający kamerę pomocnik statywisty zaczyna opowiadać, że może jeszcze nie teraz, ale za dwadzieścia lat telewizja będzie wszystkim. Bohaterka patrzy na posiwiałego i jakoś poszarzałego mężczyznę

– To ty?

Tak, to on.

A przypomina mi się ten wątek, ilekroć czytam o radykalnych przemianach spowodowanych przez sieć. Koniec książki, koniec CD, koniec gazet, koniec kin, koniec teatrów, zmierzch kataryniarzy. Parę dni temu w ?Rzepie? jakiś medioznawca (czyli ktoś od środków, czyli w sumie średniak; nazwiskiem nie warto zaśmiecać sobie umysłu) też wieszczy, aż dudni. Że dotąd była kultura aspiracji, a teraz internauci sami tworzą kulturę. He, he, już to widzę.

– Andrzej, puszczę ci ememesa z kawałkiem tego filmu, co Patrycja ściągnęła ipodem od Zybka, któremu wysiadł ekran i wyjechał do Londynu, resztę podobno ma chłopak dziewczyny Darka, znasz, nie?

Kultura aspiracji, którą zamyka chłoptaś wywiadowany w ?Rzepie? oznacza tę najbanalniejszą oczywistość, że po prostu trzeba się przyłożyć. Bez tego nie ma ani czytania, ani słuchania, ani oglądania: nie da rady.

A przypomniało mi się to wszystko w kolejnym zeźleniu na tegorocznym festiwalu Era Nowe Horyzonty. Nastawiłem się na Godarda, chciałem w spokoju zobaczyć, a tu ludzie wychodzą z seansów stadami! Czy będzie to epicki, całościujący, niezwykły Film socjalizm, czy wdzięczna i przezabawna Chinka. Wychodzą też na eksperymentalnym, pomysłowym Numerze dwa. A kiedy jeszcze wędrówki ludów zaczęły się na Zdrowaś Mario i trwały przez całą projekcję, to mnie już dobiło. Tak olśniewająco piękne zdjęcia, tak cudownie portretowane aktorki, takie wejście i wprowadzenie widza w mit…

Ludzie, co się dzieje? Przecież to ENH, a nie przypadkowa publika multiplebsu.

Nikłe mam nadzieje, ze pozostałe wybrane Godardy obejrzę w spokoju. Może się jednak uda?

Cóż, kultura to także umiejętność usiedzenia na czterech literach.

Adam Poprawa