farm7.static.flickr.com

Generał Marianek i inne przypadłości społeczne

W związku z cenzurą prewencyjną zastosowaną niedawno przez waaadze (pamiętacie wielogłosowe monologi Fedorowicza?) zakonne wobec Adama Bonieckiego, nikt chyba nie zwrócił uwagi na pewien szczegół. Otóż zakazujący marianin ? ma niewątpliwie jakieś imię i nazwisko, niemniej, doprawdy, szkoda na nie mojej klawiatury oraz ekranów i oczu czytelników, tak więc nazwijmy go generałem Mariankiem ? generał Marianek otóż zabronił Bonieckiemu wypowiadać się w środkach masowego przekazu, tyle że z jednym wyjątkiem. Zezwolił mu mianowicie na publikacje w ?Tygodniku Powszechnym?. No cóż, gdybym był redaktorem, a naczelnym zwłaszcza, tego historycznego periodyku, odpowiedziałbym należycie:

– Panie Marianek, my tu wprawdzie w ?Tygodniku? wszyscy kochamy księdza Bonieckiego, ale zechce generałek zrozumieć (chyba jednak z Bożą pomocą, prawda?), że o tym, czy Boniecki może, czy nie może u nas publikować, decyduje wyłącznie redakcja.

Państwo zechcą zauważyć, że użyłem trybu przypuszczającego. Niepokoi mnie albowiem dysponowanie cudzym. W ostatnich tygodniach na przykład Wrocław miał kolejny Wielki Społeczny Problem. Rozpisywano się tedy o poświęceniu kibiców, którzy z powodu, owszem, organizacyjnej indolencji stali w wielogodzinnych kolejkach. Ktoś z publicystów znalazł wyjście: sprzedawać bilety w Empikach, a jeśli trzeba sprawdzać dowody kupujących, to niech w Empikach sprawdzają. No jak można tak niefrasobliwie dysponować nie tylko pracą i czasem ludzi z empiku, ale i ich zdrowiem psychicznym?! Przecież takie dubeltowe oglądanie kibiców, z bliska na żywo i na zdjęciu w dowodzie, jest doświadczeniem traumogennym.

Za moich czasów w folklorze dziecięcym, przy fotografowaniu niektórych obiektów personalnych, mówiło się, że klisza pęknie. Ale teraz są aparaty cyfrowe.

Na stronie Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego pojawiła się zapowiedź nowej książki ze znakomitej serii (? propos) antropologicznej Cultura: Simon Frith, Rytuały sceniczne. O wartości muzyki popularnej. Świetnie! Informacji na razie mało, zajrzałem więc do Amazonów, angielskiego i amerykańskiego, a nuż można tam kliknąć do środka książki i zobaczyć indeks? Niestety, nie da rady otworzyć tomu via sieć, znalazłem natomiast, w opiniach klienteli, słowa załamujące. Zgoda, były też uwagi sensowne, jak najbardziej do pogadania; ale niektórzy pisali tak, że, jak by to ujął bosman Nowicki, aż by się chciało skoczyć do nich z marynarskim słówkiem. Odmawiano zatem Simonowi Frithowi w ogóle prawa do zajmowania się muzyką popularną. Bo niesie ona radość, przyjemność i inspirację, albo się piosenka podoba od razu, albo nie, a tutaj akademicki miszmasz, przypisy, język, którego żaden normalny człowiek nie używa. Niech się zatem autor zajmie czymś innym, na przykład powieściopisarstwem XIX wieku.

Opowiadano anegdotę o Kazimierzu Wyce, który – po usłyszeniu któregoś z klasycznych dziś tekstów Barańczaka o kulturze masowej ? chodził po korytarzu, podobno fioletowy ze złości, i pokrzykiwał

– Jakimi wy się bzdurami w Poznaniu zajmujecie!

Nawet jeśli Wyka tak się zachował naprawdę lub choćby w przybliżeniu, to bronił on, zgodnie z własnym przekonaniem (jasne, nazbyt konserwatywnym), wysokich przestrzeni jako wyłącznego tematu nauk humanistycznych, i czynił to po napisaniu iluś wielkich książek. A dziś w Amazonach amatorzy określają, co może być tematem naukowej refleksji, a co nie.


Adam Poprawa