Żanklody
Ktoś kiedyś pozwał Chucka Norrisa do sądu. Chuck pomyślał, że może być zabawnie i poszedł. Nie mylił się. Najbardziej podobał mu się moment, w którym sędzia przyznał się do winy. To kolejna z anegdot, na których bazuje nowożytne chuckoznawstwo, na którym z kolei jest zasadzona historia współczesnych
Chuck Norris jeździ lodziarką pokrytą ludzkimi czaszkami – brzmi jedna z teorii współczesnej chuckologii. Od każdej teorii jednak można stworzyć wyjątek, zgodnie z zasadą „nie ma niewinnych, są tylko źle przesłuchani”. W przypadku Chucka, człowieka, który został Żanklodem, ten wyjątek brzmi: Chuck jeździ osiemnastokołowcem pokrytym wizerunkiem orła.
Jak to się stało? Jak doszło do tego, że Żanklod, dotychczas występujący pod postacią Van Damme’a, niepostrzeżenie przybrał twarzoczaszkę Chucka Norrisa? Z jego również wąsem? Z fryzurą na chochoła? Z owłosieniem na plecach jego?
Pół roku. 183 dni. Ileś tam godzin, i jeszcze bardziej ileś sekund. Na taką przerwę w dostawie Żanklodów pozwoliliśmy sobie pozwolić na F-K. Mniejsza o to, że nikt uzależniony od kina klasy B, C (i gorzej); słowem: nikt żyjący odpadami, nie zorientował się w tej pauzie.
Znów kopniak z półobrotu? Lepiej. W poprzednim odcinku Żanklod za pomocą kopanej dialektyki rozkminiał (w arcydziele Podwójne uderzenie, 1991), co oznacza Lacanowska faza lustra, walcząc ze swoim bratem bliźniakiem o falliczne trofeum w postaci takiej jednej blondi. W tym odcinku zaś znów motyw brata się przewija. Znów
W 1991 roku kino kopanego niepokoju nie miało się lepiej – od 88′ Van Damme nakręcił przynajmniej pięć filmów, za które spokojnie mógłby wykopać sobie mordobitego Oscara.
W trzecim Żanklodzie trochę zmian. Uniwersalny żołnierz (1992) to najbardziej „ambitna” produkcja z Belgiem o inicjałach JCVD. I kolejny film, na którym się wychowałem, po czym można wnioskować, jakże ciężkie miałem (!) dzieciństwo. Czyli co: noł-mor-wajlens? Może nie aż tak, Żanklod się nagle nie nawrócił na franciszkanizm.
W drugim odcinku Żanklod spotyka o wiele czarniejszego szwarccharaktera. Owszem Tong Po, któremu końskie ścięgna – jak powiadał kiedyś Kazik Staszewski – wszywali, nieźle go w poprzednim odcinku pokiereszował, kilku szram przysporzył, i mózg od ścianek Żanklodowi odkleił, jednak tym razem sprawa wydaje się poważniejsza. Nie o
Koniec lutego u Karpowicza oznacza zdecydowanie więcej niż 28 ciosów na minutę. 28 lutego zaczynamy serię z najwybitniejszymi szwarccharakterami kina najwyższej próby. (Zazwyczaj poniżej klasy B). Mordobicie, nawalanki, pęknięte nozdrza. Trzask kończyn. Miliony tubek keczupu. Rozbryzg jak u Jacksona Pollocka. Co to dużo mówić, Żanklody wbiją cię