ffffound.com

ffffound.com

Jacques Derrida ukuł pojęcie „invaginacja” na określenie złożonego związku między tym, co w prowadzonym dyskursie znajduje się wewnątrz, a tym, co na zewnątrz. To, co uznajemy za wnętrze tekstu, czyli jego znaczenie, jest niczym innym jak jego wewnętrzną otoczką, uformowaną na kształt pochewki – tajemniczej, pożądanej, a zarazem pustej w środku, przez co nie dającej się wziąć w posiadanie. Otóż chciałabym niejako przywłaszczyć sobie ten termin i zastosować go na własny, bardzo specyficzny sposób do romansu jako gatunku literackiego. Jeśli epika jest rodzajem fallicznym, czemu trudno zaprzeczyć, tragedia zaś gatunkiem kastracji (nikt z nas nie wątpi w istotę motywu, który pchnął Edypa do zadania sobie takiego właśnie rodzaju okaleczenia jak samooślepienie; każdy jasno dostrzega symboliczny równoważnik między gałkami ocznymi a jądrami), nie może być wątpliwości, że romans jest najbardziej zinvaginizowanym rodzajem narracji.

Roland Barthes dowodzi nam o bliskim powiązaniu między narracją a seksualizmem, pomiędzy rozkoszą ciała a „rozkoszą tekstu”, ale mimo własnej ambiwalencji seksualnej rozwinął on ową analogię w nazbyt maskulinistyczny sposób. Według systemu Barthes’a przyjemność czerpana z klasycznego tekstu jest w całości grą miłosną. Polega na nieustannym łechtaniu i odraczanym ciągle zaspokojeniu ciekawości czytelnika oraz jego pragnień; pragnie on zaś: rozwiązania tajemnicy, zakończenia akcji, nagrodzenia cnoty i ukarania występku. Ale w owej przyjemności, którą czerpiemy z narracji, kryje się pewien paradoks: otóż pragnienie, by „wiedzieć”, które według założenia prowadzi nas dynamicznie przez narrację, z chwilą gdy je zaspokoimy, kładzie kres przyjemności, podobnie jak w życiu psychoseksualnym zdobycie i podporządkowanie sobie tej Drugiej Oosby kładzie kres pożądaniu.

Epika i tragedia dążą bezwzględnie do tego, co nieprzypadkowo nazwane punktem kulminacyjnym, a co jako metafora seksualna jest zasadniczo udziałem mężczyzny: jednorazowym, gwałtownym wyładowaniem nagromadzonego napięcia.

Romans, w przeciwieństwie do epiki, skonstruowany jest inaczej. Mieści w sobie nie jeden ale wiele punktów kulminacyjnych, i pozwala raz po raz odczuwać przyjemność tekstu. Ledwie jeden moment przełomu w losach bohatera przemija, już rodzi się następny, ledwie się jedna z tajemnic odsłoni, już zjawia się nowa, ledwie jedna przygoda się skończy, a już się inna zaczyna. Kwestie narracyjne to się otwierają, to zamykają, otwierają i zamykają jak skurcze mięśni pochwy podczas stosunku i proces ten w zasadzie nie ma końca. Największe i najbardziej typowe romanse nie mają finału i kończą się wraz z wyczerpaniem się twórczych sił autora, podobnie jak zdolność kobiety do przeżywania orgazmu zależna jest od jej fizycznej wytrzymałości. Romans jest wielokrotnym orgazmem.

[w:] David Lodge, Mały światek, przeł. Natalia Billi, REBIS Poznań 2001.