Kos, cielę, kot, turkawka, żaba, moskit, słowik, gołąb, kogut, lew morski, łabędź i wilk.

Czyli dwie Gymnopedie Erika Satie (niemiłosiernie eksploatowany zwłaszcza w tzw., ekhm, ambitnym kinie motyw muzyczny) zaaranżowane na żadne tam piano, ale za pomocą powyższej bandy.

Właśnie to, wyskoczywszy z dżambodżeta, słyszy Satie, strzepując fifkę nad mokrymi lasami Brahmaputry, gdzie kwili ta cała menażeria.

Jak to możliwe? Skoczcie tutaj.

Dla porządku – gymnopedie w wersji bez płetw i błon między palcami. Po bożemu.