http://29.media.tumblr.com

http://29.media.tumblr.com

Pustelniczy tryb życia, trzymanie się jednej rzeki (lub kobiety), świadomość, w jakiej fazie akurat znajduje się księżyc (lub cykl miesięczny), sprawy własnego bezpieczeństwa w rodzaju: ?jesień już, Panie, a w drewutni mam zapas po sufit?, przepracowana preneuroza, czyli historia przyszłości (ale własna, nie mickiewiczowska), to wszystko nie powoduje, że człowieka dopada ślepota. Wręcz przeciwnie.

Z coraz większym uczuciem zawodu słucham tego, co mówią feministki, czytam, co piszą, przyglądam się temu, o co i jak walczą. Bałbym się feminizm definiować, ale sądzę, że chodzi w nim przede wszystkim o to, żeby ludzie byli wolni i równi, i jeżeli dziś w Polsce trzeba o to jeszcze walczyć, to ta nasza Polska jest jak drewutnia pełna obozowych drewniaków, trumien narodowych bohaterów i podpróchniałych krzyży (lub inaczej, zabawek ?męskich?, tracących na wartości banknotów, ?gorących? papierów wartościowych, ale i dokumentów z hakami na najgorszych wrogów i paragrafów wesołej Konstytucji, których się powszechnie nie przestrzega, lub jeszcze inaczej, drewnianych wykończeń luksusowych rozdzielczych desek do naszych przyszłych hybrydowych cacek, marzeń o rowerach z bukowymi, klejonymi ramami, wypasionych jachtach i stradivariusach lub choćby tylko fenderach, albo też ikon, ikon, ikon, ?ikon? przywiezionych z wakacji w Bułgarii, ikon wartości tych lub ikon wartości tamtych, choćby ?bo wy jesteście przeciwko tradycyjnemu modelowi rodziny? lub ?bo wy macie grube kolana?, czym bez trudu można rozwalić każdą dyskusję), czyli czegoś, co by się świetnie (z racji materiału) nadało do użycia w razie potrzeby, ale nawet w czasie największych mrozów nie byłoby nam łatwo z tego skorzystać, a zapewne wielu z nas (myśli, że) nie skorzystałoby z tego nawet w sytuacji ostatecznej, sytuacji dziewczynki z zapałkami (bo chłopiec z zapałkami, oczywiście, znalazłby pod śniegiem jakieś patyki, wygrzebałby je i jedną zapałką rozpalił całkiem niezłe ognisko; i byłoby po bajce, a już na pewno po jej żywotności).

Nie chcę się w tym felietonie wypuszczać w rejony polityczne lub ?światopoglądowe?, bo z założenia jest to cykl drastycznie samoograniczony do tylko niektórych spraw literackich. I tego się trzymajmy. Spróbujmy przyjrzeć się dość powszechnemu stereotypowi, że kobieta nie może napisać dobrej książki (u Leopolda Buczkowskiego to nawet ?kobieta nie może dobrze swoim życiem pokierować?). Stereotyp idzie wprawdzie nieco dalej i podpada pod niego dopowiedzenie, że mężczyzna także nie może, bo zdecydowana większość książek, napisanych przez mężczyzn, to są straszne knoty, badziewie, słabizna i zawracanie tyłka (niezależnie od jego płci i orientacji), ale jednak tych kilka, kilkanaście, ileś tam ?dobrych? książek (zależy od tego, ile ?w ogóle? ten ktoś, wypowiadający ten stereotyp, przeczytał) napisali właśnie mężczyźni. I tutaj mogą padać listy nazwisk, ewentualnie tytułów tych arcydzieł (listy bardzo zróżnicowane, często niepokrywające się nawet w niewielkim stopniu, zależne od tego, kto wypowiada ten pewnik). Piszę o tym, bo wiele razy z różnych ust słyszałem różne warianty tego zdania: ?Kobieta jednak bardzo dobrej książki napisać nie może?. Argumenty są różne, głupota, brak zmysłu konstrukcji, brak cierpliwości, nieumiejętność skupienia się na najważniejszym, zbytnie przywiązanie do szczegółu i przypisywanie mu zbyt ważnej roli, gmatwanie na poziomie emocji, upraszczanie na poziomie faktów, wrodzona niedoskonałość syntezy, niekonsekwencja, brak odwagi i tak dalej, z natłokiem zbędnych ozdobników na czele. Kobieta przecież jest bardzo zajęta czymś innym, chce być ?atrakcyjna? dla jak największej ilości mężczyzn i kobiet i to wymaga przecież olbrzymiego wysiłku, a przy tym sama ciągle kogoś kocha, jest zajęta pamiętaniem o tym, wspominaniem czegoś, interpretowaniem czyjegoś zachowania. Przy tym myśli o tym, co ten ktoś o niej pomyślał w takiej sytuacji, a co w innej. Czy się nie wygłupiła, czy nie wypadła zbyt poważnie lub niepoważnie. No i jak wyglądała tego dnia? Czy przypadkiem nie zapomniała o jakimś szczególe? Jakie było światło? Może lepiej jednak było pójść w bordo, a nawet zbrudzoną czerwień? Czy ten ktoś jeszcze się odezwie? Co mogłoby mu się spodobać? I jakże ona, powiada stereotyp, mogłaby się od tego wszystkiego oderwać i skupić tylko na pisaniu? A jeśli w dodatku ma dziecko lub dzieci, jeśli kimś się opiekuje, choćby tylko biednym kotkiem lub roślinką w doniczce? Albo akurat zbliża się zima i trzeba kupić nowe buty, bo przecież to od razu widać, że zeszłoroczne są zeszłoroczne (nieważne, że drewutnia pusta), a przecież kupienie nowych butów wcale nie jest takie proste, wręcz przeciwnie, to jest bardziej skomplikowane niż wybranie spodni, chociaż wybrać dobrze spodnie to jest prawie niemożliwe, bo właściwie każde spodnie mają coś nie tak. I zresztą, w jaki niby sposób na długą zimę miałaby wystarczyć jedna para butów? Przecież nie do wszystkiego będą pasować. A jeśli w dodatku spadnie śnieg? To może jednak kupić na razie sukienkę? Też poprawi samopoczucie, a akurat sama się pcha w ręce. Można to ciągnąć dalej. Nie ma jednak takiej potrzeby, bo dla nas wszystkich jest chyba oczywiste, że kobiety od mężczyzn różnią nie tylko pierwszorzędne, drugorzędne i trzeciorzędne cechy płciowe (chociaż widuję czasem współczesnych mężczyzn ?wybierających buty? i oni niczym nie różnią się od powyższego przerysowanego obrazka). Raczej skupiłbym się tu na podstawowej różnicy między ?dobrą? książką, a książką, o której nie jesteśmy skłonni tak powiedzieć. Pierwszorzędna cecha ?dobrej? książki (ale nie w sensie, że albo jądra, albo jajniki) według mnie polega na tym, że czytając ją, w ogóle nie myślimy o jej autorze (niezależnie od tego, czy autor jest autorką, czy autorem), bo to, co czytamy, zostało napisane w taki sposób, że na ten krótki czas znika dla nas reszta świata. Drugo- i trzeciorzędne cechy ?dobrej? książki w takim wypadku są mniej istotne.

I żeby sprytnie skończyć, powiem, że niejednokrotnie czytałem książki napisane przez kobiety w ten sposób, że w trakcie lektury znikała mi reszta świata. Niejednokrotnie też czytałem książki napisane przez mężczyzn, gdzie działo się podobnie. Czego i Państwu życzę. Jak i trafiania na idealne nowe zimowe buty zawsze we właściwym momencie. Ale przede wszystkim tego, żeby docierające do Państwa polemiki (w różnych ważnych dla nas wszystkich sprawach), również polemika z feministkami, miały ręce i nogi, zamiast rękawiczek, spodni i butów, choćby najbardziej firmowych. Najbardziej życzę jednak drewutni z zapasem ułożonym po sufit i żeby towarzystwo przy domowym ognisku sprawiało niekłamaną przyjemność. Czasem to może niech będzie nawet książka, napisana w ten sposób, że płeć autora (czyli autora lub autorki) nie będzie nas zaprzątać, jak i drewutnia, siekiera, komin, dym na obrazku i cała reszta, z niebem włącznie.



Jacek Bierut