Dziewczątko ma z piętnaście lat. Prowadzi mnie w biedny zaułek; na ciemne pięterko. I ciągle powtarza: czy dasz, gospodin pięćdziesiąt kopiejek. Otwiera drzwi do izby, a tam siedzi ojciec ? stary dorożkarz. W tym kitlu, z numerem na karku; siedzi i reperuje chomąto.
Pali się czwórka naftowa. ? Lampa czwórka, ale, nie mam już pojęcia, jaka to była lampa ślipuszka. Co? Obok siedzi stara kobieta, żona bałaguły, ona skubie pióra i przekłada z worka do rzeszota. Ona nie prowadzi, mówi: – Azoj!Przenosi lampę czwórkę z izby do ?salonu?. Izba była przedzielona taką kotarką na drucie. (Kotarka z perkaliku, za zasłonką to był ten salon). Pożałosta, powiada. Adziewczyna, to dziecko jeszcze, wprowadza mnie za zasłonkę; zasłonkę zaciąga i powiada: – Czy gospodin da pięćdziesiąt kopiejek. Mówi to ze łzami w oczach. To ja jej dałem od razu trzy ruble i natychmiast wyszedłem zza kotarki; ucałowałem rękę tej staruszki-matki przy piórach. I w tym momencie właśnie stałem się artystą.
Tak! To wstrząsające. Na całe życie! Te pięćdziesiąt kopiejek.
Przeprosiłem wszystkich w tej izbie, starego dorożkarza też.
Wróciłem na stancję. A gospodyni, przy kolacji, gdy wróciłem podkręciła lampę i powiada: – Gdzie pan był, że panu, o tu, przy ustach pióro wisi.
I tak zostaje się artystą.
Leopold Buczkowski w ?Prozie żywej? opowiedzianej Zygmuntowi Trziszce, przez niego nagranej i spisanej, Bydgoszcz 1986.