ffffound.com

ffffound.com

Przypisy do śmierci


Pół roku temu umarła ciocia Marysia (formalnie: moja praciocia, subiektywnie: więcej, niż babcia). Sonka znała ją dobrze. Przyglądała się jej powolnemu gaśnięciu ze szczególnym napięciem; ktoś bliski odsuwał się z wolna w niepojętą odległość. Czekała w parku pod szpitalem i zaglądała przez okno, żeby pomachać cioci, przykutej do łóżka. Ominął ją pogrzeb, ale o wszystkim wiedziała ? że umarła, że jej już nie ma ? i tym bardziej zaczęła do niej tęsknić. Pewnego ranka pyta znad talerza z zupą mleczną: – Czy ciocia będzie jeszcze kiedyś żyła? A ja nie wiem, co jej odpowiedzieć. Bo niby wiem (?), że nie będzie już żyła, ale wiedza to beznadziejna, nieprzydatna w piękny majowy poranek. ? Czy ona jest w niebie? Czy na cmentarzu? ? Sonia nie daje za wygraną. ? Ciocię pamiętamy wszyscy, to tak, jakby była wśród nas ? wtrąca się Wiola. Między jedną łyżką z płatkami kukurydzianymi a drugą Sonka krzywi się. Kwestia jakby zawisła w próżni. Czuję, że w zasięgu ręki jest religijne pocieszenie ? że niebo, że aniołek, że patrzy z góry. Zamiast niego Wiola podsunęła humanistyczną nieśmiertelność z gatunku ?non omnis moriar?. A Sonia dalej skrzywiona, bo nie otrzymała jednoznacznej odpowiedzi. A ja czuję mocniej, niż kiedykolwiek, że wszystkie nasze wiary i nasze humanizmy ? to w gruncie rzeczy przypisy do śmierci; tekst ukryty, tekst poboczny, który zaburza nieznośną linearność życia.

Pytania

A potem czytaliśmy bajkę o ?Drzewie, które umiało dawać?. Drzewo to przyjaźniło się z chłopcem, chłopiec wspinał się po gałęziach i bawił w jego koronie ? i drzewo było szczęśliwe. Ale kiedy chłopiec dorósł, drzewo zostało samo. Chłopiec wrócił po wielu latach, prosząc o pieniądze ? drzewo dało mu swoje owoce, i było szczęśliwe. Po wielu latach chłopiec powrócił jako dojrzały mężczyzna i powiedział, że potrzebuje domu ? drzewo dało mu swoje gałęzie, i było szczęśliwe. Chłopiec-starzec, znużony życiem, potrzebował łodzi, żeby odpłynąć daleko ? drzewo dało mu swój pień, i znowu było szczęśliwe. A kiedy przybył u kresu swojego życia, drzewo było już tylko starym pniakiem; ?chłopiec? usiadł na tym pniaku, i oboje byli szczęśliwi. Sonia rozpłakała się: – Chcę umarć, zanim będę stara! Chcę być zawsze młoda! Chcę, żeby ja umarłam, a nie byłam staruszką! Patrzyłem w osłupieniu na tego trzylatka, który ni stąd ni zowąd zapragnął żyć szybko i umrzeć młodo. Po czym zamknąłem książkę i zaproponowałem zabawę w chowanego. A książkę postawiłem na najwyższej półce ? sam nie wiem po co? Żeby chronić ją przed kwestiami ostatecznymi? Żeby uwierzyła w wieczną młodość? Żeby nie zadawała pytań bez odpowiedzi?

Pragnienie

Śmierć i starość zawładnęły jej wyobraźnią. Każde jej wyznanie miłości prowadzi prostą ścieżką do kwestii ostatecznych: czy będziemy się kochać na starość? A na cmentarzu? A co będzie potem? Muszę przyznać, że niechętnie zapodaję jej heroiczny świecki humanizm, w którym wyraźnie odczuwa się posmak beznadziei (czyli braku nadziei ? na trwanie). To pewne, że śmiertelność jest trudna do przełknięcia, nasz mózg od samego początku, kiedy tylko napotyka ten skandal, broni się jak może, wyłania z siebie przeróżne konstrukcje, jakby budował mosty w zaświaty. W pewnym sensie jesteśmy nieśmiertelni z natury. Przekonanie, że jednostkowe ?ja? przetrwa śmierć fizyczną sytuuje się po stronie myślowych automatyzmów czy uniwersaliów, co zresztą na jedno wychodzi. Wystarczy powierzyć się temu nurtowi, poczuć ten impuls, zwany nadzieją, aby zrozumieć ideę wiecznego trwania; wystarczy zamknąć oczy i już widać czas, niczym czerwony dywanik rozwijający się przed nami ? dywanik, po którym można elegancko przejść na tamtą stronę, pośród fleszy i gratulacji; oto czas, długie szmaty czasu, rozwijające się przez całą wieczność, a nawet dalej.

Ale tego nie da się powiedzieć Soni. Na myśl o cmentarzu rozpłakała się ? bo cóż to za Ultima Thule, taki cmentarz Batowicki na przykład? No i po co to wszystko, skoro finał marny w ziemi, pod płytą z lastryko? Poszukałem pomocy w specjalnych wydawnictwach, ale taka chociażby ?Mała książka o śmierci? okazała się tylko wulgarną detabuizacją tematu, przemilczanego na ogół: wszyscy umieramy, różnie ludzie sobie wyobrażają to, co po śmierci, nie ma się czego bać, mówimy też ?kopnąć w kalendarz?, ?wąchać kwiatki od spodu?, a Meksykanie to nawet śpiewają i tańczą na grobach… Do tego cmentarze, krzyże, ciałka dzieci, aniołki, kościotrupki i wampirki… Gdyby Sonia dorwała tę książkę, jej wyobraźnia stanatyzowałaby się doszczętnie. Tymczasem poczęła łapać nas za słowa, chwytać się ich, jak tonący ostatniej brzytwy: ?mgiełka?, wymówiona przez Wiolę, moje ?niebo? były jakimś punktem oparcia, ale nie tworzyły spójnego imaginarium. I kiedy Sonia oznajmiała dziadkowi przez telefon, że ciocia Marysia leży na cmentarzu, chociaż jest mgiełką (jaką igiełką? ? dopytywał się dziadek), czułem po raz kolejny wysiłek myśli, pracującej wbrew konieczności, znoszącej sprzeczności, napędzanej mocą jednego pragnienia.

Jerzy Franczak



Fot. Kuba Dąbrowski

Fot. Kuba Dąbrowski

Jerzy Franczak, ur. w 1978 roku, prozaik, eseista. Opublikował m.in. zbiory opowiadań ?Trzy historye? (2001) i ?Szmermele? (2004), powieści ?Przymierzalnia? (2008), ?Nieludzka komedia? (2009), tom esejów ?Grawitacje? (2007) oraz dwie rozprawy o literaturze nowoczesnej. Wykłada w Katedrze Antropologii Literatury i Badań Kulturowych UJ. W TVP Kultura prowadzi program o nowościach wydawniczych ?Czytelnia?. Więcej: http://franczak.wydawnictwoliterackie.pl.