ffffound.com

ffffound.com

Wtajemniczenie


Najważniejszą książką mojego wczesnego dzieciństwa (przed epoką science-fiction i przed rządami Dicka) było ?Siódme wtajemniczenie? Niziurskiego. Pamiętam doskonale radość Grześka Nowakowskiego, kiedy podczas któregoś posiadu dokopaliśmy się do wczesnych lektur i odnaleźliśmy to samo olśnienie. Zabawa chłopaków takich jak my, przechodząca w zmagania dwóch militarnych potęg. Blokowisko zmieniające się w czarowną a groźną terrae incognitae, z tajemniczą twierdzą Persil pośrodku. Świat drobnych meneli, cwaniaczków i pijaczków, dziwnie egzotyczny i ekscentrycznie piękny. Odkrycie niezwykłości w łonie tego, co powszednie, szare i nudne do wyrzygania. Jedyna różnica między nami a Matusami i Blokerami polegała na tym, że zamiast hałd mieliśmy pod blokiem ugory wiecznego placu budowy i to po nich biegaliśmy z patykiem albo kawałkiem drutu udającym pistolet.

Bohaterowie Niziurskiego zaczytują się w pewnej dziwnej książce. ?Przygody Anatola stukniętego na początku? ? powieść, która powinna być rarytasem każdej widmowej biblioteki ? to rzecz zbyt mocna dla zwykłego czytelnika, obezwładniająca duchowo i fizycznie. To tekst, z którym trzeba walczyć, aby mu nie ulec. Kiedy bowiem Anatol marznie, czytelnikowi robi się zimno, kiedy go przypiekają, czytelnikowi grożą poważne oparzenia. Od tej niebezpiecznej lektury odnawiają się rany, a obłędne urojenia nabierają systemowej spójności. Nikt jednak nie dotarł dalej, niż do siódmego rozdziału ? wtedy bowiem Anatol zasypia? Już wtedy, gdy jako dzikie dziecko czytałem o tej książce, podejrzewałem, że skrywa się tutaj kolejna inicjacja. O ile bowiem siódme wtajemniczenie oznacza wejście w dorosłość (bohater rozumie, że wojna między bandami i zdobywanie twierdzy to tylko zabawa, a naprawdę chodzi o wzajemną pomoc w odrabianiu lekcji), o tyle Anatol jest mesjaszem ósmego wtajemniczenia. Jego niejasna treść zawiera dziwne analogie i powinowactwa ? bo ostatecznie dorośli też bawią się w wojnę, marzą o ucieczce (Wielki Wander), pielęgnują mityczne ośrodki świata, umacniają twierdze sensu, uparte i konsekwentne. Być może w ich świecie zabawa ustępuje miejsca grze, która zakłada powagę uczestnictwa, ale gra parodiuje nieświadomie dziecięce zabawy. Być może pozostają pewne enklawy, w których niedojrzałość i naiwność urasta do poważnych cnót, i bardzo być może literatura jest jedną z takich enklaw. A na pewno wszystkie te światy osmotycznie się przenikają, przechodzą w siebie płynnie, a my co chwilę, świadomie lub nie, przekraczamy jakąś niewyraźną granicę? I dlatego żadne wtajemniczenie nie jest ostateczne. Wydaje mi się, że to właśnie odkryje Anatol, kiedy obudzi się z długiego snu.

Słowo i piwo

Na wszelki wypadek czytam teksty słabe i nieobezwładniające. A jednak? Natrafiam w gazecie na tekst o podboju Kosmosu, o amerykańskiej sondzie, która dotarła na Wenus i co prawda urwała się łączność i nauka na jej misji nie zyska, ale mamy do czynienia z wielkim sukcesem propagandowym? No pięknie! Równie dobrze mogliby wysłać w niebo gwieździste takie chorągiewki, to znaczy flagi ze specjalnymi przyssawkami. Cmok! ? i już chmurna Wenus oddaje się brutalnemu najeźdźcy w koszulce National Geographic! Nicsss? spróbujmy to wszystko wziąć na serio. Złożyłem gazetę, upiłem gorącej, mdławej herbaty z plastikowego kubka (siedziałem na wysokim stołku w wagonie restauracyjnym), ponownie rozłożyłem płachtę i od razu w oczy rzuciła mi się reklama: uśmiechnięta kobieta i hasło ?Menofem. Menopauza w zgodzie z naturą, bez fal gorąca, kobiecość bez ograniczeń!?. Poczerwieniałem, zrobiło mi się ciepło, poluzowałem krawat (jechałem odebrać pewien dyplom), ale czytałem dalej. A dalej trafiłem na news ?Zatrucie w szpitalu?, w nim zaś przeczytałem o zbiorowym zatruciu podczas Europejskiego Kongres Wegetarian w Windau: ?70 osób dostało silnych skurczów żołądka i biegunki po uroczystym owocowo-warzywnym przyjęciu. Policja podejrzewa, że wszystkiemu winna jest fasolka z ekologicznej plantacji??. Poczułem silny skurcz żołądka, ale przełknąłem ślinę i przeczytałem jeszcze horoskop: ?Szczęście uśmiechnie się do Ciebie. Spotkasz intrygującego byka. Już ma cię na celowniku?. Oglądnąłem się za siebie trwożliwie, żadnego byka jednak nie zauważyłem. A szkoda. Zerkając trwożliwie na boki (taki ze mnie torreador), wróciłem do przedziału, a tam z miejsca zaatakował mnie jakiś szpakowaty facet, któremu dokuczała logorea. Gadał bez przerwy ? o sobie ma się rozumieć, o swojej firmie, i że jest magister inżynier, i że świat jest brutalny, a kiedyś było inaczej ? aż w końcu stwierdził, że chce rozliczyć rząd z dwóch obietnic wyborczych, a mianowicie z wprowadzenia podatku liniowego oraz ze zniesienia zakazu spożywania alkoholu w wagonach restauracyjnych. Wytrzeszczyłem się na niego i wyszedłem ? i udałem się z powrotem do ?Warsu?, gdzie pani zza lady swoim zwyczajem pyta, lustrując klienta: – Jakie piwo? Jeśli się powie, że normalne, sięga po bagaż podręczny, polewa normalnego piwa i dodaje, jako rekwizyt, pustą butelkę po bezalkoholowym.

Jest w tym coś: o wszystkim decyduje moc słowa. Wystrzelone w próżnię kosmiczną żelastwo podbija, spełnia misję i robi sukces, toksyczna fasolki rosną na ekologicznych plantacjach, a ograniczenia kobiecości znikają po zażyciu odpowiednich proszków. Przeczytać można o tym w bardzo poważnej gazecie, która wprost pęka od fajerwerków absurdu, w pociągu objętym prohibicją. Ale normalne piwo, całe szczęście, można wypić tak czy siak, bez zagryzania kiełbasą wyborczą.


Gołąb, tudzież morela

Innym razem mur. Ściana słów zwarta i nieprzenikliwa. Ale wystarczy spojrzeć naiwnym, nieuprzedzonym okiem i od razu widać, że ścianę zbudowano z samych dziur, szpar i luk! A przez wszechobecne prześwity wdziera się cała niezręczność tego świata. Pamiętam na przykład ? proszę mi wybaczyć wulgarność tego egzemplum ? jak kiedyś papież nawoływał do szukania śladów świętości w sobie i w innych. W telewizji nawoływał, a ja akurat jadłem jajecznicę. Pamiętam, że gdy wypowiedział te słowa, nagle jakość obrazu się popsuła, w przekaz ewangelizacyjny wdarł się szum eteru: mrowienie, sianie, chaos. ? To znak? – przyszło mi do głowy, choć nie wiedziałem, jaki. Wyskrobałem z dna patelni przypaloną cebulkę i wyszedłem na balkon, standardowa procedura. No i rzeczywiście: gołąbek przysiadł na antenie. Odpędziłem go widelcem, sycząc złowrogo, i natychmiast z pokoju dobiegło mnie monotonne skandowanie: ?Ko-chamy-ciebie! Ko-chamy-ciebie!?.

Są też takie sytuacje, kiedy w parcianej retoryce powstają szczeliny, z których bije blask. Na ogół dzieje się to, rzecz jasna, przez przypadek. Na przykład niedawno przekazano mi (trochę enigmatycznie to brzmi, ale niech będzie) ulotkę-karteluszek, a może jakiś prawie-święty obrazek, prosto z Rzymu, rozdawali takie na placu św. Pawła. Na awersie zdjęcie i podpis: Johanes Paulus PP. II. Na rewersie miniaturka Wieży Babel:

?Non abbiate paura! Aprite le porte a Cristo.

Don?t be afraid! Open your doors to Jesus Christ.

N?ayez pas de peur! Ouvrez la porte ? Jesus Christ.

No tened temor! Abrid las puertas a Cristo.

Nie mieć o duchach! Morela ten drzwi przy Chrystus?.

Stabilna, ubogacona stokrotnym wezwaniem budowla zachwiała się w posadach!  I poczułem, że niebo wali mi się na głowę, i wstałem w wielkim wzburzeniu (pośród rechotu przybyłych tego dnia Filistynów), a potem zdałem sobie sprawę, że otwierają się we mnie jakieś drzwi: pozbyłem się lęku, wyciągnąłem w górę dłonie, i poczułem jak spływa po nich słodki i lepki sok.

Skromne te moje epifanie, ale za to smakowite.



Fot. Kuba Dąbrowski

Jerzy Franczak, ur. w 1978 roku, prozaik, eseista. Opublikował m.in. zbiory opowiadań ?Trzy historye? (2001) i ?Szmermele? (2004), powieści ?Przymierzalnia? (2008), ?Nieludzka komedia? (2009), tom esejów ?Grawitacje? (2007) oraz dwie rozprawy o literaturze nowoczesnej. Wykłada w Katedrze Antropologii Literatury i Badań Kulturowych UJ. W TVP Kultura prowadzi program o nowościach wydawniczych ?Czytelnia?. Więcej: http://franczak.wydawnictwoliterackie.pl.