Gdzie jest dziennikarz lokalny, gdy dzieje się coś ciekawego?


 

Gdzie indziej. Na parkingu urzędu dzielnicy, który mnie zatrudnia w charakterze dziennikarza lokalnego, kobieta urodziła dzisiaj rano dziecko, a poród odebrała jedna z urzędniczek. Gdzie byłam w tym czasie? Kilometr dalej, w jednej z podstawówek na pogadance o bezpieczeństwie. Właśnie wcale, że wiedziałam, gdzie ulokowała się prawdziwa sensacja, bo przypadkiem zadzwoniłam do urzędu, ale z dumą stwierdzam, że nic mnie tam nie ciągnęło. Spędziłam dwie godziny oglądając dedykowane jedenastolatkom filmy o unikaniu zagrożeń i albo to już jest to radosne zwyrodnienie, któremu ulega mózg każdego biegającego, albo po prostu to była zajebista impreza! Zresztą w drugim okienku piszę z niej zwięzłą relację i naprawdę muszę się pilnować, żeby nie przesadzić z entuzjazmem. Dziesięcioletni Bożydar grający na ochotnika rolę fantoma ? ten obraz na długo zachowam w podręcznej pamięci.

Bardzo fajna i miła polska poetka, Joanna Obuchowicz, napisała wiersz z takim fragmentem: ?tymczasowe domy/ odsyłają wciąż w kostkę złożone przedawnione historie./ chodzę po nich w snach.? Na Stołecznej jest mieszkanie, które należało do mojej rodziny od czterdziestego czwartego, z czego do mnie personalnie od dziewięćdziesiątego piątego, a w dwutysięcznym piątym sprzedałam je jednemu chłopakowi, bo dla nas było zbyt artystyczne. Nie chcę nikomu robić outingu, ale niedawno okazało się, że Edek zna tego chłopaka, nawet może kiedyś zanocował w tym mieszkaniu i mógłby mnie tam jednego razu zabrać pod kurtką, co byłoby dla mnie o tyle cenne, że już nie musiałabym się tam wślizgiwać pod postacią tęsknej ektoplazmy przez przewody kominowe. Ze dwa razy przypomniałam się Edkowi pozbawionym godności osobistej ?no, co ci, Edek, szkodzi?, ale bez skutku. Teraz tak myślę, że pod Edkową kurtką to już się niewiele pewnie mieści i nie cisnę.

Nie być tam, gdzie się chce być i nie być tam, gdzie się myśli, że powinno się chcieć być  – to po prostu być gdzie indziej, nic złego. Rozalia mruży swoje czteroletnie oko chytrze jak zgrzybiała staruszka i mówi: – Dzisiaj miałam sen naprawdę nieprzyjemny. Cały o śmierci. ? Otwiera oboje oczu, żeby lepiej widzieć wrażenie, jakie robi: – Cały o śmierci! Był tak nieprzyjemny, że muszę go zapamiętać na zawsze. Do czwartku. A kiedy jest czwartek? ? Jutro ? mówię, zadowolona, że śliski temat zszedł na dni tygodnia. ? E, to do soboty. ? mówi Rozalia. ? A jak umrzesz, mamuś, to trafisz do domku? ? Zależy, gdzie będę. ? A gdzie będziesz? ? No, gdzie indziej, córciu.

Aha, a marszałek województwa, mimo że się zapowiedział na pogadankę o bezpieczeństwie, też był gdzie indziej. ? Miał być ? mówiły nauczycielki i rozkładały ręce. Mi tam go nie brakło, grunt że uiścił za te atrakcje.

Justyna Bargielska