…Bach! bach! zdublował Sakman, chybotnęło nim ku przodowi, złapał równowagę, z lufy sączył się kłaczek dymu.
I znowu z gęstej rzęsy, pulkocząc skrzydłami, z trudnością unosząc ciężkie kupry, gnały cyranki nad wodą, sypiąc brylantowe krople. Sakman poderwał się, przycisnął kolbę do policzka. Kaczor wyświdrował się w powietrze.
[w:] Leopold Buczkowski, Wertepy, Gebethner i Wolff, Warszawa 1947.