Rozpoczynamy krótki, okolicznościowy cykl wpisów, który zapowiadaliśmy. Związany z mistrzem bobrowania, człekiem, który wiedział, co to gawra, i autorem ładnych kilku udanych dzieciństw – spędzonych przez pacholęcia przy jego książkach.
Do lektury będzie potrzebna wiedza o czymś takim jak polnik, co to znaczy mełł, a także znajomość smaku żabiego udka.
(…)
Tym razem nawinął się polnik górski, gryzoń nieco podobny do myszy. Pomimo że niedźwiedzica doskonale wertowała za żerem całą najbliższą okolicę puszczy, zwierzątka te potrafiły ocalić swą skórę i nawet… przyjść teraz w odwiedziny do jej gawry.
Polnik przysiadł na ogonku przy włazie do budowiska i wytrzeszczał lśniące lśniące ślepia. Wprawdzie otwór został przez Gorącą Matkę zaciągnięty po jej wyjściu gałęziami, ale dla małego polnika nie zabrakło ścieżki: prześliznął się między konarami i znieruchomiały z lęku czy zaciekawienia, wlepił oczy w puchate kule leżące na dnie schronu.
Dopóki gryzoń siedział, całe bractwo tkwiło w bezruchu, ale gdy tylko polnik dał parę kroków, Synka Puszczy przeszył prąd: dogonić go!
Nikt by się nie spodziewał po tej miękkiej bombie puchu, jaką przedstawiał niedźwiadek, takiej szybkości.
Polnik źle odmierzył swój skok; możliwe, że poraził go lęk: trzasnął łebkiem o grubą gałąź przysłaniającą wyjście z pieczary i, nim się opamiętał, Synek Puszczy zdzielił go łapą po grzbiecie.
Nareszcie coś do jedzenia!
Do tej ceremonii piorunem „wprosiła się” Szpuleczka.
Synek Puszczy pomrukiwał, odwracał się do niej „plecami”, ale w końcu razem schrupały ze smakiem polnika.
W górskiej puszczy akurat królowała wiosna. Stoki Góry Starego Orła podzwaniały potokami; tu i tam głośniej grzmiał wodospad. Pokrzykiwały sowy: zapadał zmierzch, sowi czas, budziło się w borze nocne życie.
Jeszcze długo po tej przygodzie małe niedźwiadki nie mogły się uspokoić; za bardzo rozjątrzyła ich apetyty. Gmerały więc po dnie pieczary, obwąchiwały miejsce, gdzie gryzoń przysiadł. Niestety, polnik jest polnikiem i wcale nie ma więcej mięsa niż go ma [Podkr. red.].
Zły na cały leśny świat, naburmuszony Synek Puszczy rozsunął gałęzie we włazie do pieczary i odważnie wyjrzał w las.
Nozdrza jego podrażniła woń mchów i bujnych paproci. Postawił kilka kroków w stronę źródła. Bylgotało wiecznie żywym wirem, pulsującym teraz w mroku jak serce pod żebrami. Wciąż nawoływały się sowy.
Raptem: kic – kic – kic zaczęło coś zmykać przed niedźwiadkiem. Puścił w ruch łapy. Chwycił pyskiem. Odczuł zimno. Ale język już rozpoznał smak żabiego udka; znał go, tak sam jak znał mięso polnika – matka już kilkakrotnie przynosiła w pysku te leśne frykasy; powoli oswajała swoje oseski z pokarmem innym niż mleko.
Gdy schrupał żabę, we włazie gawry zalśniły ślepia Szpuleczki. Strasznie zazdrościła bratu, ale bała się wyjść w puszczę.
Synek Puszczy właśnie mełł w pysku białe mięso, gdy tuż nad nim przemknął jakiś olbrzymi cień.
Silny prąd powietrza uderzył mu w ślepia. Rozległ się diabelski wrzask:
– Puh. U-hu-hu! Puh!
CDN.
Tytus Karpowicz, Saga o niedźwiedziu, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1975.
Te slowa sa tak piekne! Czasem mi brak jezykuw Dziadku ale Ty, Ty potrafiles! Mistrz!
Filipku,odezwij sie!Twoj Dziadek pisal piekne ksiazki!
Dziekuje xxx.
Jesli ktos by chcial kopie ksiazki Dziadka to prosze o kontakt
email – tytuskarpowicz@gmail.com
facebook – Tytus Karpowicz