Za: tokfm.pl

Za: tokfm.pl

Biały kredens z czarnym pistoletem

Kiedy Emmanuelle Seigner w ?Essential Killing? Skolimowskiego chowała pistolet do kredensu, dokładnie takiego samego, jaki stał w kuchni u babci, a potem także u mnie, zanim go zdradziłem z wiszącymi szafkami, przypomniał mi się jeden z babcinych evergreenów: opowieść o wujku Kaziku, który przyjechał z wojska na przepustkę w 46 czy 47, i rozmundurowując się, machinalnie położył na stole granat. Stół stał, tak samo jak 30 lat później na obiadach u babci, pół metra od kaflowej kuchni pełnej raźno trzaskających w ogniu szyszek.

Kiedy przeglądam recenzje z filmu, uparcie powraca w nich ?trop mazurski? (ciąży doraźne odczytanie, skoro uciekającym jest afgański jeniec), tymczasem dostajemy na ekranie przedziwnie uniwersalny polski krajobraz, gdzie Mazury są jednocześnie świerkowymi borami Podkarpacia i wapiennymi stożkami Pienin. Od niby mazurskich jezior odchodzą górskie strumienie ze skalistymi wodospadami, a przy scenie ze zwózką drewna trudno umknąć przed ?Bazą ludzi umarłych?, czyli skojarzeniem z Bieszczadami. Tym bardziej, że Vincent Gallo, grający brodatego taliba, na początku ucieka boso po śniegu, całkiem jak Wiesław Gołas, grający ogniomistrza Kalenia.

Zżyma się w ?GW? Tadeusz Sobolewski, że polski reżyser pokazuje swój kraj tak nieczytelnie, że zagraniczni widzowie nie rozróżniają, czy to Polska właśnie, czy Ukraina, czy inna Białoruś. A przecież dajcie Europejczykowi analogicznie dziki kawałek krajobrazu – za nic nie rozpozna: Pakistan czy Afganistan. Kontrowersyjny pomysł z uczynieniem leśniczyny Seigner głuchoniemą też sporo wygrywa, bo zupełny brak języka porozumienia okazuje się jedynym językiem porozumienia. Każdy inny prędzej czy później pociąga za sobą cały polityczny, narodowy i religijny ambaras.

Gallo ucieka jak zwierzę i tylko zwierzętom zdarza się przyjść mu w mimowolny sukurs, (począwszy od dzików powodujących wypadek wojskowego auta, a skończywszy na koniu, na którym bohater może umrzeć jak Afgańczyk). Pamiętam, jak pod koniec życia dziadek sfiksował i zdarzało mu się wyjść do lasu po szyszki, po czym zabłąkać się w olszynach i lasach między Borowiczkami a Bielinem, aż trzeba go było szukać przed nocą. Mieszkam w tym samym domu, jem przy stole, gdzie leżał granat wujka Kazika, i żal mi kredensu pomalowanego białą olejną farbą.

Maciej Woźniak