obiad z Jonaszem
kiedy byłem u babki na obiedzie opowiadałem jej o Jonaszu
mówiłem że Jonasz też miał swoją babcię którą bardzo kochał
w jej mieszkaniu w starej przedwojennej kamienicy znajdował prawdziwy azyl
czuł się tam chyba dobrze czytał Gombrowicza pił herbatę jadł ciastko
wielokrotnie wracałem do tego obrazu: Jonasz idący do swej babci
przechodzi koło kapliczki Najświętszej Maryi Panny pod pachą trzyma książkę
niedawno dowiedziałem się że w wannie swej babci Jonasz popełnił samobójstwo
mówiłem o tym swojej babce gdy jadłem pysznego sznycelka
ze zrumienionymi ziemniaczkami i świeżą marchewką
pomyślałem że mówiąc o Jonaszu i jego miłości do swej babci
oddaję mu niejako hołd poprzez spałaszowanie obiadu
u mojej babki oraz smakowitym rozkoszowaniem się opowieścią o Jonaszu
herbata była jeszcze ciepła wyszedłem na balkon
widziałem zielone drzewa w pełni lata słońce buchało swoją mocą
słyszałem kazanie księdza na cmentarzu nieopodal i śpiewy ludzi
które wyrażały rytuał święto niedzielę obiad z rodziną koc u mojej babki
wszystko które przychodzi nagle i nie daje szans na zręczną obronę
zielony domek
że to się dzieje w willi Bianki na jakimś odludziu
mieszkam całkowicie sam zielona weranda wokół las
wychodzę przed dom i moczę nogi w małym niebieskim baseniku
potem patrzę na drzewa i może na przelatującego ptaka
sam nie jestem w tym locie gdy lot jest we mnie
mogę jeszcze w kapeluszu poczytać książkę albo pójść na spacer
miłość przyjemność bycia samemu wśród dzikich jagód
a potem dreszcze że jeszcze się nie wypełniło
nie dedykuję nikomu mojej pierwszej frazy ostatnią
zawsze zostawiam dla siebie mam helikopter za oknem
który wzbudza podziw i drżenie a twoje krople a twoje spojrzenie
nie jest warte bym brudził ciągle się mydłem zapominając
że tak jeszcze wiele przejść muszę nim dotrę do rozwidlenia
pies w końcu się pojawia (zawsze w środku sceny)
a ja odchodzę na kamień pośrodku lasu
czekam aż przyjdą rodzice wtedy niechybnie zabiorę się z nimi
bo wracać będę sam do zielonego domku w głębi
czekać będą na mnie fajka i tytoń sny niedalekie od prawdy
prawda która wyłania się przestaje śnić i mocno czuje siebie
(kochanie już jestem było mi z tobą jak w niebie)
Michał Piętniewicz (1984) – poeta, ostatnio wyróżniony w konkursie im. Gombrowicza „Przeciw poetom”. Autor arkusza poetyckiego „Oddział otwarty” (BL, Wrocław 2008). Mieszka w Krakowie.
jak na wiersze „z treścią” to chyba jednak za mało jakiegoś poetyckiego objawienia, szczególnie drugi wiersz wydaje się być dość nudnawy,nieco szkolny. No ale autor młody, ma czas, niech się rozwija, będziemy obserwować.
Szału nie ma, ale jest tu jakiś taki sposób gawędzenia, który nie jest specjalnie knajpiany, ale mówi do czytelnika coś takiego: stary, może jednak pogadajmy. Gdyby wyrzucić z drugiego wiersza „pointę”, to rzeczywiście byłoby bardziej jadalne. Ale broni się chłopak.
trzyma gardę
Tak jest, a i wyjechać z czachy może.
Obrazy w wierszu to dziś cenna rzecz. Na więcej może przyjdzie pora.
heh, no właśnie powinien częściej wyjeżdżać z czachy, kapitalne
a co do obrazów w wierszach, mój ulubiony: psy w Brighton unosiły się na wąskich ulicach, szpaki i kruki nie miały gdzie spać
wiecie skąd to?
Ian Curtis? 🙂