Więc kiedy człapię po Paryżu zatruty, chociaż niepalący, to marzę o tarczowej pile, którą bym w akcie heroicznej zemsty oberżnął samochodom wydechowe rury oraz pociął opony na gumowego tatara. A kiedy widzę niepalących i niepijących samobójców truchtających ku Sekwanie w gaciach i z obowiązkowymi słuchawkami od walkmana w uszach, bo to niby zdrowie i natura, to ogarnia mnie przerażenie, załamuję ręce nad ludzką bezmyślnością i płaczę. Chce mi się podstawić truchtającym nogę, wyrwać im kretyńskie wtyczki z uszu i ryknąć: „Co robicie, barany? Chcecie koniecznie dostać raka płuc już jutro?” Barany by nie zrozumiały – trud mój daremny. Biegać w spalinach, szukać zdrowia w gazie – ktoś im musiał wmówić, że to dla ich dobra. Ktoś im musiał wmówić, żeby bodły rożkami papierosy i z lubością sztachały się spalinami, bo to dobre: nikotyna – ni! Benzyna – tak!
[w:] Krzysztof Rutkowski, Raptularz końca wieku, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 1997.