?Chciałem go rozbić w końcowych rundach, ale walkę przerwano wcześniej, bo promotorzy wynajęli salę tylko do północy.?
Michael Simms o swojej porażce

Patrzę na Janusza pytająco. Ostatnio więcej patrzymy, wpatrujemy się więcej, niż mówimy. To zresztą dało się zauważyć. Przecież z każdej takiej rozmowy zrobiłbym notatkę, każdą rozmową z Januszem podzieliłbym się, bo przecież każda taka rozmowa to ważna rzecz, a nie jakieś tam gówienko. Nie gadałem z Januszem, nie było się czym chwalić.
I Janusz, i ja też, mamy gorszy okres. To od tego wiatru, co wieje, nastraja tak, że się Warrena Zevona słucha i najbardziej klasyczne walki na youtubie ogląda. Jest tak, że 9. runda pierwszej walki Micky?ego Warda z Arturo Gattim co chwilę na ekranie leci. Przerywana co jakiś czas Keep me in your heart kawałkiem, który przy stłumionym świetle lepiej brzmi niż przy zapalonym pełnym albo nawet wygaszonym.
Ale do rzeczy. Patrzę na Janusza pytająco, bo że jednak Pacquiao, Janusz mówi, a mi się nie chce całego tego syfu od nowa zaczynać. Mój wzrok: czy, Janusz, na pewno chcesz to ciągnąć. A on, że Andrzej wraca. Kurwa, mówię Janusz, tyle się nie widzieliśmy, a ty od razu zaczynasz.
Więc kiosk mijamy w ciszy. Zresztą zamknięty jest, niedziela, żadnej gazety nie kupimy, ale ufam, że Janusz ma ze sobą ?Świąteczną?, znam go. Wchodzimy do kawiarni, pani mówi nam ?dzień dobry?, a my ? on pierwszy, w końcu starszy, ja drugi, w końcu młodszy ? ?dzień dobry? odpowiadamy. Siadamy w kącie, żeby nikt poza panią nam nie przeszkadzał, a i pani może nam przeszkadzać tylko wtedy, gdy ją skinieniem (głowy?) zawołamy. Ale to najpierw Janusz wołać może ? on pierwszy może, w końcu starszy, ja drugi mogę, w końcu młodszy. Janusz wyciąga od razu ?Gazetę? ze swojej torebki, ja widzę, że to jakieś archiwalne wydanie, bo przecież mój imiennik, Andrzej, dużo wcześniej niż dziś się powiesił.
Co tam masz, pytam Janusza. Janusz, że ?Wyborczą? ma, odpowiada. Wiesz, dodaje, dowcip sobie wymyśliłem. Jaki, pytam go, ale on milczy jeszcze chwilę, żeby moje podniecenie podkręcić. Zaczynam nerwowo nogą pod stołem operować tak, że wosk ze świeczki już nierównomiernie na obrus kapie i artystyczne dzieło się z tego robi. Ano, wiesz, ciągnie w końcu Janusz, gdy na obrusie coś na rodzaj samolotu rozjebanego pod Smoleńskiem widnieje, jak mój rudy Pączek coś zmajstruje w kuwecie, to ja potem to, co zmajstrował, biorę, zawijam w gazetę i mówię następnie głębokim radiowym głosem, że: masz wiadomość w ?Gazecie Wyborczej?.
Doprawdy, Janusz, boki zerwałem, zobacz, tu jest ślad po ujebanym żeberku. Janusz, że przyniósł ten oto konkretny egzemplarz, żebyśmy fakty mogli łączyć w spójną całość. Ho ho, mówię, głośno i podnoszę głowę, bo pani już przyszła. Wcale się nie oburzam, że tak późno, bo przecież pani jest fachowcem i po cholerę miała przychodzić wcześniej zebrać zamówienia od naszego, numer 9, stolika, skoro wiedziała, że duże dwie kawy, w tym jedna biała, druga czarna, a dla tego pana od białej jeszcze szklanka wody zimnej niegazowanej, bez cytryny i lodu. Tak się zastanawiam, co by się stało, gdybyśmy kiedyś chcieli zmienić zestawik, co wtedy, jak by zareagowała, ale moje rozmyślania przerywa Janusz, który, dziękuję mówi, bo: raz, że starszy ? dlatego pierwszy, dwa, że kawę najpierw pani przed nim stawia (bo starszy? bo bardziej przystojny? bo uśmiech jak u jakiegoś kurwa zdobywcy NIKE?).
Teraz ja dziękuję, kawa przede mną, wyciągam z kieszeni czestera czerwonego. Mam już kawę, mogę sobie zapalić, a co. I Janusz wyciąga swoje zippo i robi:
CMYK
PUF
KLIK
(tęskniłem za tym).
Pani odchodzi, Janusz ciągnie temat. Temat jest taki, że Lepper się powiesił na haku od worka bokserskiego i co ja na to. To ty tu jesteś gwiazdą, Janusz, odpowiadam. Powiedz, co ty na to, to dopiero wtedy ja zdecyduję i również powiem. I Janusz mówi, że potwierdza to tylko jego teorię, że boks to król sportów, że to taki mercedes, ba!, ferrari sportów (Janusz, rozpędzasz się, przerywam), że to nawet jest, kurwa, maserati sportów. Wzdycham, zaciągam się czesterem, z namysłem do popielniczki strzepuję solidną marchewę. Dlaczego, pytam.
Janusz, że skoro jestem taki inteligentny, to już sam powinienem wyciągnąć wnioski. Ubliża mi tak jeszcze, aż spalę do końca. Dopiero teraz wyciąga swojego czestera, wyciąga z kieszeni swoje zippo, obraca je przez chwilę w palcach, sprawdzając po wadze ilość benzyny i: cmyk, puf, klik. Maserati, mówi, wydmuchując dym, ponieważ przez eliminacji metodę tutaj zastosujmy. Janusz, leżysz ze składnią. Janusz, że w dupie ma, on będzie jak Masłowska, gardził i nowe trendy językowe tworzył, ale: DO RZECZY. Czy na piłce do nogi można się powiesić? I sam sobie odpowiada, że nie. Teraz trochę nabrał prędkości i mówi szybciej: czy na piłce do kosza można się powiesić? Nie. Czy na piłce tenisowej? Siatkowej? Ja mu na to, że na bramce można zawiesić pętelkę. Ale on, że to bez takiego smaczku wtedy, że chuj, bramka a hak od boksu są daleko od siebie jak Jacek i Jarosław Kurscy.
Jestem pod wrażeniem. Takim, że wyciągam czestera, Janusz mi go podpala (cmyk, puf, klik), milczę długo. Janusz, jestem pod wrażeniem, mówię. Janusz, że docenia to, odpowiada i że ale wcale go to nie dziwi.
Mhm.
Kończę palić, teraz Janusz zaczyna palić. Co to, jakieś nowe coś ci się pojebało w głowie, pytam go, a on, że jak palimy na zmianę, to tak, jakbyśmy palili cały czas. Wiesz, raz ja na górze, raz ty na górze, raz ja na dole, raz ty na dole. Aha, Janusz, mówię, czyli, że teraz to ja ssanie mam włączone, jestem na dole i upokorzony, pytam, tak? On, że o coś takiego mniej więcej mu chodzi. Przerzuca tę gazetę, słabo mu to idzie, jedna ręka paleniem jest zajęta. Zatrzymuje się na kulturze, coś tam sobie gada pod nosem, Janusz, ze mną gadaj, przerywam mu. Janusz, że milczy się również dobrze, mówi i czy nie odnoszę takiego samego wrażenia, pyta. Zesraj się, Janusz, mówię mu.
Nic nie odpowiada. Czeka, ładuje działo, do armaty wrzuca sztućce. Zaraz podpali lont. Wyciągam z kieszeni telefon, obczajam facebooka. Przechodzę trzy levele w ?Angry birds?, sprawdzam pocztę, odpisuję na maila wydawnictwu W.A.B., że odkąd są tak jakby empikiem, to niech się pierdolą i najnowszej (pierwszej) powieści u nich jednak nie wydam. Przeglądam zdjęcia, robię jeszcze masę innych rzeczy, aż w końcu wyciągam czestera i Janusz raz, dwa, zanim jeszcze wkładam go do ust, cmyk, robi. Jak mam już czestera w ustach, jest i puf, a potem zaraz klik.
Jak Andżela, pytam.
Zesraj się, Andrzej, odpowiada.
Ho ho. Janusz, nie gadaliśmy jeszcze o wpierdolu, który dostał Adamek od Witka.
Zaraz pogadamy i tym, mówi Janusz. Chowa do torebki wydanie ze zdjęciem Leppera na jedynce (ni chuja nie wiem, po co je przyniósł) i mówi, że jak się wysika, to pogadamy. Ale to dopiero, jak się wysika. Na bank nie wcześniej.