?Ale gdy już spojrzał olbrzymiemu Grantowi w oczy, właściwie od dołu w nozdrza wielkie jak spodki filiżanek, to tak jak zawsze – bez emocji.?
Radosław Leniarski, ?Gazeta wyborcza?, nr 194, wydanie z dnia 20/08/2010, str. 24
Janusz od razu przechodzi do sedna. No, może nie od razu, bo najpierw bierze jednego czestera prosto z mojej paczki i ? cmyk, puf, klik ? odpala go swoim zippo. Generalnie to miła odmiana, jestem już na Janusza trochę wkurwiony, bo ostatnie dwie godziny to tylko ?cmyk? i ?klik?, bez środkowego elementu. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Razy w chuj. Bez tego najważniejszego, środkowego elementu. Siedzę sobie, ?Wyborczą? czytam, a Januszowi nudzi się najwyraźniej, jakby już nic nie musiał, jakby NIKE miał w kieszeni. I domek, ładny domek z podjazdem ładnym w kieszeni ? jakby miał. Ja więc czytam, on więc napierdala mi swoim zippo bez ?puf?, bo oto Janusz rzucił palenie.
Przegrałeś, mówię do Janusza, gdy ten już zdążył zaciągnąć się raz.
Każdy Mike trafi w końcu na swojego Evandera, dodaję.
Janusz, powiedz: pizza, mówię do Janusza, a on posłusznie, zanim wypuści dym, czyli na wdechu, mówi: pizza. Janusz, powiedz: puzzle, mówię do Janusza, a on posłusznie ? dym wypuszcza ? na wydechu mówi: puzzle.
Janusz, powiedz: zippo.
Cipo.
Teraz to i ja biorę czestera, a Janusz mi go ? cmyk, puf, klik ? podpala. Podchodzi kelnerka, stawia przed nami dwie kawy, tym razem obie czarne i obie tym razem małe. Uśmiecha się przy tym, o ciasteczko, czy sobie życzymy, pyta, uśmiechając się wciąż, akwizytorka pierdolona. Janusz jej mówi, że nie, nie ma ochoty na ciasteczko, ona patrzy więc na mnie, a ja tylko uśmiecham się, akwizytor pierdolony. Co w tej gazecie dzisiaj piszą, ona pyta, a ja decyduję się odpowiedzieć, a niech ma, i mówię: autobus się pod Berlinem rozwalił i generalnie to nie jest wesoło, proszę pani, trzynastoletnie dziecko w dzień urodzin zginęło. Ona na to: mój Boże. Janusz: racja.
Czekamy, aż kawa wystygnie. Rozmawiamy. Mówię mu: a wiesz, Janusz, że Mike rozwiódł się z Robin 14 lutego? To romantyk, mówi Janusz. A ja na to: 14 to ważna liczba w życiu Mike?a. Janusz słucha, zainteresował się. Janusz lubi rozmawiać o liczbach, lubi te wysokie na rachunkach liczby, kiedy to akurat moja kolej, żeby zapłacić. Mówię: Janusz, nie interesuj się tak, nigdy pierwsza niedziela października nie wypadnie czternastego, tu nie o NIKE rozmowa, Janusz.
Janusz, jakby przygasły, podpala ? cmyk, puf, klik ? kolejnego czestera i przestaje słuchać. W jednej ręce czester, ta ręka wędruje do ust i do popielniczki rytmicznie. W drugiej ręce Januszowa zippo. I znowu to cmyk, klik. Cmyk, klik.
Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Cmyk, klik. Razy w chuj.
Janusz, nie cykaj.
Zgasił, to i ja swojego gaszę. 14 to ważna liczba, mówię do Janusza, żeby jakoś załagodzić sprawę, ale Janusz ma mnie na tę chwilę w dupie. No, o co chodzi, w końcu pyta, bo nie umie się gniewać i palić jednocześnie, biedaczysko. Ja mu mówię, że w 1986 to Mike 14 razy walczył. No i czternasta walka w tym 1986 roku to o tytuł i został tym samym najmłodszym mistrzem świata w ciężkiej ever. Janusz z namysłem potakuje głową. No, niezły był, ten cały Mike.
No, niezły był, mówię. Zamierzam wszystkiego się o nim dowiedzieć, wszystkiego, wiesz, Janusz? A on: śmiało.
W ogóle to Janusz dzisiaj jakiś niemrawy. Zero polotu, zero finezji.
Co ci jest, pytam Janusza. Co ci dzisiaj jest, pytam po raz drugi. Wróć do palenia, no nie żałuj sobie. Janusz na to: zjeżdżaj.
Znowu podchodzi kelnerka, niesie ciasteczka. To tragedia z tą trzynastolatką, mówi. Czternastolatką, poprawia ją Janusz. Trzynastolatką. Czternastolatką. Przerywam tę kłótnię: tu piszą, że dziadek jej tort zrobił na te urodziny, ale ona go już nie zobaczyła.
Kelnerka: mój Boże.
Ciekawe, czy go zjadł, czy wyrzucił. Ten tort, mówi Janusz, a ja z tacy zabieram dwa ciasteczka, do kawy jak znalazł.
Piotr Makowski
hehe, niezle, fajnie sie czyta, niezla prasowa.