?Gej! Jak w ogóle można pocałować faceta? Arreola z nikim znanym nie walczył, ma na rozkładzie wyłącznie same ?żywe trupy?. Ależ to było gejowskie! Cóż, to Latynos, a Latynosi są znani ze skłonności do homoseksualizmu. On i De la Hoya mogą ścigać się teraz w spódnicach.?


James Toney o zachowaniu Chrisa Arreoli po znokautowaniu Joeya Abbela

Nie zabrała zippo, mówi Janusz. Co, napijemy się trochę?

Dobrze. Skoczę, zamówię. Do kibelka zajdę po drodze. To samo?

Nie, weź mi dżin z tonikiem. Wiesz, he-he, Jim z tomikiem.

Ok, Janusz. Wstaję i od stolika odchodzę. Otwieram-zamykam drzwi do baru, o drogę pytam. Poinstruowany wchodzę w ciemny korytarzyk i idę do końca, na końcu skręcam w prawo, otwieram kolejne drzwi. Podchodzę do pisuaru i jak w amerykańskich filmach patrzę w górę, a nie na Sprzęt. Trochę gwiżdżę, ale słabo mi idzie. Obracam głowę i widzę napis: jebane kurwy sprzedały Polskę.

Coś w tym jest, myślę sobie. Dobrze się stało.

Myję ręce i od umywalki prosto do baru.

Rozmawiam tam chwilę z kelnerką, ale o czym, nie powiem ? to tajemnica.

Wracam do stolika.

Taka moja mała odyseja.

Janusz, mam coś dla Ciebie.

Janusz podnosi wzrok znad paczki czesterów i patrzy mi w oczy. Wyciągam z kieszeni zippo kelnerki, podaję mu i mówię: jest twoja, Janusz.

Janusza oczy uśmiechają się do mnie. Cała reszta nadal wygląda jak kawał chuja.

Dziękuję, cedzi Janusz przez zęby. Że niby się nie cieszy. Że to zbędne było. Że wcale nie interesuje go, jak to zippo w ciągu paru minut zmieniło właściciela dwukrotnie. Niby ma to w dupie wszystko, a jednak czestera z paczki wyciąga i oto:

CMYK, PUF, KLIK

odpala. Gdyby umiał palić dwa naraz, pewnie by się skusił. Gdyby mógł włożyć całą paczkę do swojej Januszowej gęby, pewnie nie wahałby się nawet przez chwilę.

Wiesz co, zaczyna. Ja nie wiem, po co i dlaczego ta cała nagonka na polskich pilotów. No i na generała Błasika. Był po imprezce całonocnej, trochę go trzymało rano, wielkie halo. Wszyscy się tym podniecają, a piloci wykonali przecież zadanie! Mówili, że odchodzą i co? Odeszli!

Naprawdę się cieszę, że Janusz wraca do formy.

Ładna? O taaak.

Podchodzi kelnerka, stawia przed nami litrową butelkę wódki i dzbanek z sokiem. Janusz waży w dłoni swoje nowe zippo i uśmiecha się do niej.

Niech panu służy, mówi kelnerka. I również uśmiecha się.

W ogóle jest tak jakoś sielankowo. Przesympatycznie. Świat zaludniony raczej typowo, a jednak uniezwyklony i z gracją podany. Coś nam tu zdrowo pulsuje.

Nalewam wódkę do kieliszków. Janusz w tym czasie nalewa porzeczkowego soku do szklanek.

Napiłbym się z tobą wódki dziś, nuci.

Dziabes. Dziabes.

[?]

Floyd to ciota, mówi Janusz. Sam jesteś ciota. Ten twój Filipińczyk to ciota. Że co? Stary, on się z biedy wyciągnął na multimilionera. Za pierwszą walkę dolara dostał i oddał go matce, żeby kupiła ryż. A Floyd Bentleyem by ludzi rozjeżdżał. No zgadzam się z tobą trochę, mówię Januszowi, dzień ma dzisiaj w końcu zły, będę potakiwać, niech ma. Zgadzam się, że teraz przy tych problemach, co je ma, Floyd by raczej nie rozwalił Filipińczyka. Za długi rozbrat z boksem, za długa przerwa, pewnie niesportowo się prowadzi. Ale parę miesięcy temu to czarny by zjadł Filipińczyka w 10 rundach. Połknąłby skurwiela z bródką. Taka jest prawda, kurwa.

Jeszcze zaraz mi powiesz, że Albercik wytrzymałby pełny dystans z Adamkiem, co? Andrzej, weź, ja cię, no, proszę. No pewnie!

I tak dalej sobie gadamy, pijemy naszą wódeczkę. Potem jeszcze piwko. Potem jeszcze dżin. Potem coś tam, coś tam. Na koniec jest filmowo, Janusz chce wstać, gdyż:

Kocham tę kurwę, pójdę i jej to powiem, przeproszę ją, będziemy znowu razem, mówi. Wstaje i przewraca się, nakrywa się stolikiem. Ja siedzę dalej na krześle. Za Januszem widzę Andżelę rozmazaną jak Heath Ledger w ostatnim <Batmanie> i już wiem, że następnym razem będziemy inaczej gadać.

Przed drzwiami do domu szperam w kieszeniach i oprócz kluczy znajduję Januszowy plastik. Klik ? odpalam ostatniego, połamanego czestera. Będę miał po nim pamiątkę, jakby co.



Piotr Makowski