yayeveryday.com

yayeveryday.com

?Wychodzę więc na ring zimny, wkurwiony i w za dużych butach.?

Andrzej Gołota o walce z Lamonem Brewsterem

Cmyk.

Puf.

Klik.

To tylko wspomnienia.

Tym razem jestem u siebie w mieszkaniu. Siedzę na kanapie. Na stoliku leży dzisiejsza Wyborcza. Otwarta na kulturze, rzecz jasna. Obok laptop, w laptopie odpalone elektroniczne wydanie Wyborczej, kategoria kultura, rzecz jasna. Porównuję zawartość.

Co innego mi zostało?

Wszystko takie same. Nie ma nawet co porównywać.

Cmyk. Puf. Klik. Chciałoby się.

Opieram się wygodnie, wyjmuję Januszowy plastik, pstrykam sobie. Kilka razy. Kilkanaście. Kilkadziesiąt. Pstrykam, że ho-ho.

Robię to beznamiętnie.

Odpalam youtube?a. Włączam sobie Tysona z Douglasem, walkę z Tokio, która przeraża mnie do dzisiaj. Za każdym razem, gdy ją oglądam przeraża mnie ona. Tak, że bym zapalił. Ciotom, co się nie znają, już tłumaczę. Otóż James Buster Douglas wygrał ją przez ko w dziesiątej rundzie. Nikt nie stawiał na niego złamanego grosza, miała być łatwa dla Mike?a przeprawa, ale Buster po prostu Mike?a rozbił. Rozwalił. Choć wcześniej, w ósmej rundzie, sam leżał. Sędziowie, a było ich jak zwykle trzech, punktowali do momentu przerwania walki różnie; jeden dał remis, drugi 88 ? 82, a trzeci 86 ? 87.

Dlaczego ten filmik, zastanawiam się. Dlaczego on akurat do głowy mi przyszedł. Skoro mogłem włączyć sobie Mike?a z Berbickiem. I to w HD, bo mam na płytce. Albo nawet Adamka z Banksem. Albo cokolwiek. Andrzeja z Whiterspoonem. Nie, ja wybrałem Mike ? Buster walkę, a potem nieświadomie kolejną od razu, bez odpoczynku niemal, czyli Andrzeja z Bowem. Tę pierwszą, co się zamieszkami skończyła. Andrzej dostał po łbie telefonem od kogoś w ringu, a wiadomo, że telefon w 1996 roku to nie był gadżet, który zmieścisz w pustej paczce po fajkach, ni chuja.

Wychodzę na balkon. Wyciągam z kieszonki na piersi paczkę czerwonych czesterów, z paczki czerwonych czesterów wyciągam jednego czerwonego czestera, wkładam sobie końcówkę z filtrem do ust, poprawiam, zmieniam jednak kącik ust z prawego na lewy, z kieszeni w spodniach wyciągam Januszowy plastik ? pstryk ? odpalam.

I już wiem.

O porażkę mi chodzi. O porażkę od samego początku mi chodziło dziś. Od samego zasrania dziejów o porażkę mi chodziło. W głowie scena, gdy Andżela podnosi Janusza z chodnika, wkłada go do taksówki, po czym sama do niej nie wsiada.

Ona odeszła, powiedział potem Janusz przez telefon, ja się zaśmiałem, i zaproponowałem piwko, ale Janusz nie chciał nawet o tym słyszeć. Poleżę sobie trochę, powiedział i rozłączył się. Potem wyłączył telefon albo umarł, bo przestał odpowiadać, a ja czuję, że to już pozamiatane, musztarda po obiedzie, nie będzie prasówki z Januszem więcej. Chuj, jakiej tam prasówki, jak my tylko Wyborczą czytamy, żadnej innej gazety nawet do rąk nie bierzemy, a jak już bierzemy, to po to, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że jednak Wyborcza jest najlepsza.

Czasem Rzepa. Ale tylko wtedy, jak na pierwszej stronie Jarosław Kaczyński przeprasza Agorę. Co nie zdarza się często, więc Rzepa tylko czasem. Za to Wyborcza.

Wiem, dlaczego Tyson ? Douglas, wiem. Chodzi o stratę. Busterowi przed walką matka zmarła, Buster jej walkę zadedykował i wygrał. W następnej swojej walce miał wszystkich członków rodziny żywych (poza matką, ale to już się nie liczy), dlatego przegrał ją. Evander w trzy rundy Busterem ring pozamiatał. Taka zabawa.

Janusz nie ma Andżeli. Żyje, oboje chyba żyją, ale dla nich to bez znaczenia, Janusz przegiął pałkę i teraz jak emo się zachowuje, a ja muszę sam w mieszkaniu. Dni nie odróżniam, każdy taki sam, bez Janusza.

Wracam do mieszkania, kiepa wyrzuciłem przez okno na daszek garażu. Zacząłem tak robić, odkąd przeczytałem karteczkę na tablicy ogłoszeń, że lokatorzy z parteru proszą, żeby tego nie robić. Bo potem kiepy straszą ich dzieci, gdy te się wychylają przez parapet. Wyrzucam  więc, nikt im się ? kurwa ? wychylać nie każe.

Siadam na kanapie. Dzwonek do drzwi. Podchodzę, patrzę przez Judasza; wystrojona Andżela.

Otwieram.

– Czego chcesz? ? pytam.

– Kawy? ? odpowiada.

Nie no, Janusz, tego Ci nie zrobię.



Piotr Makowski