Ani ojca, ani matki, tylko bratowa Olga, ich dziecko, Nastia, stara ciotka Weronika, podkradająca jajka i wynosząca je turystom na drogę, po złotówce za jedno, a za uzbierane złotówki kupująca sobie cichcem wódki na ból zębów, których starej ciotce zostało jeszcze dwa wyraźne i cztery pieńki, jak to sama stwierdziła wobec byle kogo, tak że wskutek tego i najdalszy jakiś, pod Orelcem osiadły mieszkaniec Bóbrki, mógłby to za nią stwierdzić, gdyby chciał.

Ale te dwa wyraźne zęby starej ciotce z roku na rok truchlały, a ostatnio to już z dnia na dzień, i dlatego, kiedy nastawał wieczór, ona się w kłębek zwijać musiała na łóżku, co było przyparte do tej ściany domu od Sanu, a od tej od Myczkowic przyparte było łóżko starszego brata i bratowej Olgi. A więc on, piętnastoletni Romek, który nie zdał do drugiej klasy technikum w Lesku, sypiał na samej krawędzi, za plecami starej ciotki, ciesząc się chyba z tego, bo gdyby sypiał z kraja, toby się jeszcze bardziej nie wysypiał, ciotka by przecież przez niego sięgała po swoją ćwiartkę ku krzesłu przy wezgłowiu, a choćby i na krześle ją trzymała, choćby ją trzymała na podołku, toby i tak brała do ust łyk co pół godziny, nie przełykając, tylko tym łykiem wódki znieczulając to truchlenie dwu ostatnich zębów, dopóki odruchowo odrobinka po odrobince tej wódki jednak nie przełknęła i dopóki jej w ogóle nie przełknęła tyle, że się ta wódka przemieniała w niepamięć (…).




Edward Hołda, Okazja dla spóźnionych [cyt. za:] 100 / XX. Antologia polskiego reportażu, pod red. Mariusza Szczygła, Czarne, Wołowiec 2014.