Król Kawafis

Z Grzegorzem Czekańskim poznaliśmy się w czasie piątej edycji wrocławskiego Festiwalu Opowiadań. I on, i ja byliśmy w gronie nominowanych do nagrody w konkursie na opowiadanie. Zaproszono nas wtedy na warsztaty, które prowadziła Natasza Goerke. Był tam także Jakub Tabaczek, który ? jak widzę i czytam ? pisywał na Fundacja-karpowicz.org. I była Iza Klementowska, której książka Samotność Portugalczyka właśnie ukazała się w ?Czarnym? (gratulacje!). Nagroda w tym Festiwalu przeszła nam wszystkim koło nosa, ale została jakaś przyjazna, niezbyt chyba cienka nić, bo nie dotąd się nie przerwała. Mnie te lata zeszły na pisaniu opowiadań (a jakże) i w końcu zawinąłem do jakiegoś portu. Jesienią w ?Formie? ukaże wybór tekstów, pod tytułem Chimera.

Uzgodniliśmy z Grzegorzem, że od czasu do czasu pojawię się u Karpowicza z krótką refleksją, szkicem raczej ? o moich lekturach, co wolę nazywać spotkaniami. Literackimi, czasem filozoficznymi, jakimiś innymi. Nie krytyczna rozprawa, broń Boże recenzja, nie rekomendacja nawet; sugestia może ? do sięgnięcia, spojrzenia, zamyślenia.  Nazywam to ?Zapiskami czytającego w niedzielę?. Na początek Konstantinos Kawafis, którego wierszowi ?Król Demetriusz? poświęciłem opowiadanie Po spektaklu (?Wyspa?, 2/2014).

Po wiersze greckiego poety Konstantinosa Kawafisa (1863-1933) sięgnąłem znów po paru latach; zajrzałem także do jego  biografii. Dla polskiego czytelnika dostępnych jest kilka opracowań tej poezji, ale najpełniejsze pochodzi od Zygmunta Kubiaka, który Kawafisa umieścił w świadomości poetyckiej Polaków i do czasu ukazania się przekładów Antoniego Libery (wybór) był tak naprawdę jedynym (zresztą znakomitym) tłumaczem poety. Jest trochę innych tłumaczeń KK, ale niekoniecznie trzeba po nie sięgać. Przetłumaczył Kubiak cały Kawafisowy kanon, ok. 150 wierszy (tzw. Ekdota poiemata, ?Wiersze do publikacji”) i wiersze inne, niezakwalifikowane przez poetę do druku ? jest ich niemało, a są tam rzeczy świetne obok słabiutkich, jak to czasem bywa, juweniliów. Doskonalił Kubiak tłumaczenia Kawafisa i opublikował dwa zbiory. Napisał też Kawafisa Aleksandryjczyka; książka prowadzi przez życie poety, umieszcza jego poezję na tle epoki, miejsc, ludzi, pokazuje, co było w nowej greckiej poezji przed Kawafisem i co stało się z nią po jego śmierci. Jest bowiem Kawafis łącznikiem pomiędzy poezją jeszcze w swej naturze XIX-wieczną (Palamas) i współczesnym wielkim Seferisem. Sięgało i sięga do Kawafisa wielu poetów (u nas także Herbert).

Są trzy główne wątki tej poezji:

  • historyczny ? grecki i rzymski antyk. Omija raczej Kawafis Grecję klasyczną, jego uwaga skupia się na okresie hellenistycznym *) i potem na Cesarstwach (głównie zaś na przełomie rzymsko-chrześcijańskim oraz na dziejach Bizancjum, którego był miłośnikiem i znawcą),
  • ?mądrościowy”, gnomiczny, sięgający i do Platona, i mędrców okresu poaleksandryjskiego, i koncepcji światopoglądowych Juliana Apostaty i jego adwersarzy,
  • trzeci, na końcu, lecz nie na ostatku, wynikający z (ukrytego) homoseksualizmu poety (co było jego radością i zarazem przekleństwem). Trzeba koniecznie zajrzeć do wiersza Mury. Minie prawie pół wieku od śmierci poety nim będzie można w sposób jawny pisać o innym uczuciu.

Miał Kawafis swoje ulubione miejsca, postaci, zdarzenia. Aleksandria, Konstantynopol, Julian Apostata właśnie, Apoloniusz z Tyany (mag, cudotwórca, „syn boży”, żyjący w I w. n.e., ?konkurent” Jezusa Chrystusa do rzędu dusz), dramaturg Menander, Antoniusz i Cezarion (ci od Kleopatry), król Demetriusz (jeden z diadochów, następców Aleksandra Wielkiego) itd., itp. Szeroko, głęboko, zarazem prosto (jeszcze ?przedmodernistycznie”), ze zrozumieniem i współczuciem.

————
*) okres hellenistyczny w naszych umysłach i sercach nie zajmuje tyle miejsca, ile zasługuje. To wtedy rodziła się cywilizacja, którą zwiemy „współczesną”. To w tamtym trzystuleciu świat przeszedł przez niezbędną fazę inflacji (mówiąc językiem kosmologii) i z tysięcy kropelek urósł wielki bąbel.

Ja Kawafisa zwyczajnie lubię; przedstawiam tu dwa jego wiersze. Jest też piękna, zasłużenie słynna Itaka, którą przeczytajcie koniecznie (a pewno już czytaliście).

Król Demetrios

Nie jak król, ale jak aktor, szary zamiast
tragicznego płaszcz przywdział i skrycie
się wymknął.
Plutarcha Żywot Demetriosa

Gdy opuścili go Macedończycy
pokazując wyraźnie, że wolą Pyrrusa,
król Demetrios (był to człowiek
wielkiej duszy) zupełnie  – powiadali ?
nie jak król się zachował. Odszedł gdzieś na stronę
zrzucił z siebie złotolite szaty,
zzuł purpurowe buty
i w zwykły, prosty ubiór oblekłszy się spiesznie,
uciekł. Postąpił jak aktor,
co ? kiedy zakończy się spektakl –
zmienia odzienie i odchodzi.

(tłum. Zygmunt Kubiak)

 

Tu mały komentarz.

?W rok później, jesienią 284 r., Antygon (kolejny Antygon, Gonatas, syn Demetriosa ? przyp. RL) zjawił się pod Atenami z całą swoją flotą i obległ Pireus. Zima zeszła na drobnych utarczkach, nie przynosząc przewagi żadnej ze stron walczących. Aż dnia pewnego przybyli od Seleuka posłowie w żałobnych szatach. Skończyła się niewola Demetriusza (Demetriosa). Wśród ciągłych uczt, pijaństwa i beznadziejności daremnego wyczekiwania jakiejś odmiany losu zachorował i umarł syn starego Cyklopa Jednookiego, najświetniejsza może i najbardziej tragiczna postać wśród wszystkich dziedziców wielkiego Aleksandra? (Anna Świderkówna, Hellada królów, PIW, Warszawa 1967).

Nie miał bowiem racji Plutarch, gdy napisał, że Demetriusz zakończył udział w sztuce życia w Macedonii, w roku 288 p.n.e. Jeździł potem jeszcze po Grecji, szukając sojuszy, zwrócił się ku Azji, był w Cylicji, próbował dotrzeć do Medii, wdał się wreszcie w wojnę z Seleukiem, aż go Seleukos uwięził, osadzając gdzieś na bagnach w pętli rzeki Orontes.

Ale to ładna historia o aktorskim, cichym zejściu ze sceny króla Demetriosa Poliorketesa (?Oblegającego miasta?), żołnierza, wodza, budowniczego okrętów i machin wojennych, uczestnika wojen diadochów, upartego przeciwnika Ptolemeusza Sotera, Lizymacha, Kassandra, Seleukosa, Pyrrusa.

I taką też legendę Konstantinos Kawafis poetycko zapisał.

 

 

Źródło

Zakosztowali właśnie zakazanej rozkoszy
Teraz wstają i szybko ubierają się w ciszy.
Wychodzą z domu osobno i tak, by nikt ich nie widział,
a potem, idąc ulicą, czują się jakoś nieswojo,
jakby coś ich zdradzało: że leżeli przed chwilą
na jednym łóżku i po co.

Ale artysta zyskał: jutro albo pojutrze,
albo nawet i po latach, powoła do życia wiersz,
którego siła wyrazu tu właśnie ma swe źródło.

(tłum. Antoni Libera)


Ryszard Lenc