Zatem te śródziemnomorskie bluźnierstwa przeciw Chrystusowi…

Nie będę ich mnożył, ale przynajmniej trzy przykłady wydają mi się znamienne. Oto więc casus sycylijskiego chłopa, który modlił się o zdrowie żony przed wizerunkiem Jezusa w lokalnym kościółku. A ponieważ jego modły okazały się nieskuteczne, ponieważ święta magia nie zadziałała, przeniósł się ze swymi praktykami przed inny obraz – Madonny z Dzieciątkiem. Nabrał jednak takiej urazy do Jezusa, że zwykł stale podkreślać: „Nie modlę się do Ciebie, ty skurwysynu, tylko do tej pobożnej niewiasty!”. Drugi, sroższy przypadek blasfemii, to włoskie złorzeczenie: „Panie Jezu, zejdź z krzyża i wypierdol tego sukinsyna!”. Wreszcie trzecim przykładem jest scena z jednej ze sztuk Arrabala. Hiszpański dramaturg ukazuje tu obraz homoerotycznego, ekshibicjonistycznego Jezusa, który zjawia się przed więźniami i – odchylając purpurowy płaszcz (symbol Męki) – daje im do ucałowania swego obrzmiałego, czerwonego penisa.

Nic dodać, nic ująć: zbieg bluźnierstwa i czci, kopulacji i nabożności, płodzenia i umierania, szyderstwa i męki, kaźni i ofiary, Erosa i Thanatosa jest tu tak oczywisty. Mniej oczywiste jest natomiast to, że ku negatywnej, czarnej stronie tego niepokojącego zestawu prowadzą śródziemnomorskie procesje religijne – nawet te standardowe, z dziewczynkami w bieli sypiącymi kwiaty: bo to przecież ofiara z ich dziewictwa (symboliczna wprawdzie, ale jednak) ku czci świętych figur, ofiara zastępcza, lecz nie bez aluzji do krwi i seksu (wystarczy wspomnieć antyczne sekretne kulty kobiece, np. związane z obnoszeniem fallusa w procesjach Falloforiów). Ofiara, w której rzeczywista, słodka woń kadzideł i kwiecia miesza się z symbolicznym odorem posoki świętych, męczenników i, przede wszystkim, samego Chrystusa, a umowny już dar dziewictwa wchodzi w mariaż ze złożonym illo tempore darem życia.




[w:] Zbigniew Mikołejko, Emaus oraz inne spojrzenia do wnętrza Pisma, słowo/obraz terytoria Gdańsk 1998.