Gdy leżał w wysokiej trawie, czasami nie zauważał, jak obok pojawiali się myśliwi i w poważnym tonie roztrząsali swoje problemy. Szamanowi włosy stawały dęba z przerażenia.

Najczęściej kłócili się o to, że ktoś (akurat nieobecny) dostał większy kawałek mięsa przy podziale, lepszą skórę, dłuższą kość czy coś podobnego – byli w stanie rozmawiać o tym przez całe popołudnie.

Albo przekrzykiwali się językiem, którego zasób leksykalny nie przekraczał trzystu słów, kłócąc się, który z nich jest lepszy. Bądź też całymi dniami zastanawiali się, kto ileś lat temu strzelił karnego w meczu z drużyną innego obozowiska, ba! – to się zazwyczaj ciągnęło przez kilka dni.

Gdy spierali się o to, czy do kolejnego obozowiska jest piechotą czy kłusem i do rana nie potrafili dojść do porozumienia, szaman po czwartej szedł w swoją stronę jak zbity pies.

Zabawniej się słuchało o nowych systemach gwarantujących sukces w warcabach.

Szaman zastanawiał się, czy rozmowy przy szyciu skór nie są bardziej kretyńskie; obawiał się, że tak. Nie miał odwagi zbliżyć się i posłuchać.




[w:] Egon Bondy, Szaman, przeł. Arkadiusz Wierzba, Korporacja Ha!art, Kraków 2012.