ffffound.com

ffffound.com

– Ci z „Makkabi” zaprosili naszych do Mentelka na piwo, rozumiesz? I dosypali pewnie naszym do piwa takiego proszku na osłabienie woli.

– Na osłabienie woli? – spytałem i kolana się pode mną ugięły. Uprzytomniłem sobie, że człowiek, na przykład ja, ma już wystarczająco słabą wolę – a gdyby ją jeszcze osłabić? Strach! Mogłem to sobie wyobrazić!

– I takiemu człowiekowi potem nie chce się niczego. Mięśnie ma jak flaki, nogi jak z waty… – szepnął mi na ucho kolega.

Obejrzałem się na człowieka z blizną. Stał z podniesioną głową, w zębach trzymał papierosa, mrużył swoje jasne, czyste oczy, tak że źrenice widać było tylko przez wąskie szpareczki; patrzył na boisko. Jeszcze nie wierzyłem w to, co przed chwilą usłyszałem, ale przypomniałem sobie , że byłem na filmie, w który pewien czarny typ z przepaską na oku wyjął z kieszeni w kamizelce papierową torebkę i nasypał takiego proszku jednemu bokserowi do oranżady, i ten bokser potem chodził po ringu jak pijany, nogi mu się plątały, miał nieprzytomną, pokrytą potem twarz, obrywał cios za ciosem – w końcu upadł i tarzał się długą chwilę po ziemi, próbował podnieść się, stał na czworakach, ale upadł i już nie wstał. Dwóch ludzi wyniosło go z ringu, a sędzia ogłosił zwycięstwo jego przeciwnika.

Na trybunach zerwały się nagle gwizdy i okrzyki:

– Fuj! fuj! fuj!

– Sędzia kalosz! Sędzia kalosz!

Na boisku stało się coś, czego nie zauważyłem. Sędzia, mały człowieczek z białą okrągłą łysiną na czubku głowy, gwizdał i wskazywał na kogoś, gestykulował. Do końca meczu było jeszcze dwie minuty. Traciliśmy ostatnie szanse. Sędziego otaczała gromada gromada naszych zawodników, którzy skakali, krzyczeli, wskazywali palcami zegar, wygrażali zawodnikom „Makkabi”.

– Ten szabesgoj też parę ładnych złotych wziął od Żydów za to sędziowanie – powiedział ktoś za moimi plecami. W tej chwili rozległ się przeciągły gwizdek sędziego, oznaczający koniec meczu. Było więc po wszystkim. Wstyd i żal napełniły mi serce. Zdawało mi się, że obca ręka obejmuje mi gardło i zaciska je. Widziałem, jak ze wszystkich stron, z trybun i miejsc stojących, wybiegają na boisko ludzie.

Nie wiadomo skąd, jakby spod ziemi, wydobył się gruby, donośny i przeciągły okrzyk i przetoczył się przez boisko niby wielka kula:

– Biiiij!!!

Ten okrzyk musiało wydawać ze siebie wielu ludzi, ale brzmiało to, jakby krzyczał, otwierając szeroko wielkie usta, tylko jeden, ale olbrzymi człowiek. Trochę się zdziwiłem, gdy uświadomiłem sobie, że ten okrzyk wydobywa się także z moich słabych płuc.

[w:] Kornel Filipowicz, Cienie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007.