Na długo przed rozkwitem badań medioznawczych Walter Benjamin w artykule poświęconym sztuce opowiadania zauważył, że powieść „nie rozwinęłaby się, gdyby nie wynalazek druku”. Dziś jest oczywiste, że swoje apogeum osiągnął ten gatunek w wieku, kiedy to mechanizacja poligrafii w połączeniu z powszechną alfabetyzacją zapewniły drukowi pozycję dominującą.
Form kodeksu wyraźnie przystaje do formy powieściowej narracji: odznacza się podobną rozciągłością (według kryteriów UNESCO o książce można mówić przy objętości co najmniej 49 stron); obie mają – co oczywiste – łatwy do zidentyfikowania początek, środek i koniec. Analogię tę można także przenieść do wirtualnej przestrzeni wykreowanej przez powieść, która stanowi świat zamknięty, tak jak zamknięta jest książka świat ten w sobie mieszcząca. Krótko mówiąc, nie dziwi fakt, że potocznie pojęcia książki i czynności czytania są kojarzone z pojęciem powieści. (…)
Jeśli „pisać, to znaczy pozwalać toczyć się słowom w ramach tej wielkiej, ciągłej kategorii, jaką jest opowieść” (Barthes), to powieść jako rodzaj tekstu jest istotnie zagrożona. Przynajmniej w zakresie, w jakim ekran komputera, stanowiący nową przestrzeń lektury, przyczynia się do przedefiniowania jej parametrów. Zamiast dać się zabrać w długą, kończącą się dopiero na ostatniej stronie podroż, jaką jest czytanie powieści, użytkownik internetu nurza się w materii rozproszonej, pozbawionej i granic, i środka. Nieustannie w obliczu zagrożenia natłokiem informacji, gorączkowo przemierza różne miejsca w poszukiwaniu semantycznych zdarzeń, zdolnych choć przez kilka chwil przykuć jego uwagę, jak w przypadku chaotycznej konwersacji towarzyskiej.
W 1936 roku Benjamin przewidział również, że wzrost znaczenia informacji będzie dla powieści zagrożeniem i doprowadzi do kryzysu. Ciekawe, co by powiedział dziś, gdy kanały informacyjne przekształciły wiadomości w powieść dnia powszedniego. Jest w niej kilka ulubionych wątków oraz postacie, które stały się nam tak bliskie, jak bohaterowie książek z dzieciństwa: koronowane głowy, terroryści i politycy, gwiazdy widowisk, biznesmeni i kloszardzi, ofiary i egzekutorzy sprawiedliwości…
Ta opowieść, która dzieje się cały czas, dzień w dzień, w której dochodzi do nagłych zwrotów akcji, do widowiskowych operacji wojskowych czy policyjnych, dochowała się wiernej i coraz liczniejszej publiczności, wstrzymującej oddech, jak zapewne niegdyś przy czytaniu powieści w odcinkach. Jakby to nie wystarczało, stacje telewizyjne skłaniają zwykłych ludzi, aby tygodniami, pod okiem kamer, budowali relacje uczuciowe lub rywalizowali z różnymi partnerami.
Człowiek współczesny ma ciągły dostęp do wielu wątków narracyjnych, które najczęściej w zupełności wystarczą, aby wypełnić mu życie i jeszcze przybliżyć wydarzenia wypełniające życie innych ludzi. W dodatku są to wszystko historie prawdziwe.
[w:] Christian Vandendorpe, Od papirusu do hipertekstu, przekład Anna Sawisz, WUW, Warszawa 2009.