Mysz wyszła. Calineczka sprzątnęła talerze i szklanki, wzięła się do zmywania. Rozcięcie wewnątrz dłoni, w kontakcie z płynem do naczyń szczypało, ale nie jakoś mocno. W ogóle, to nie była żadna wielka rana. Calineczka wytarła na mokro blat. Nagle, bez żadnego powodu, przypomniało jej się, jak Mysz pokazywała jej pośladek, i prychnęła śmiechem, bo to naprawdę było zabawne i głupie.

Kret siedział w salonie, czytał przy stole Historię Największych Maszyn, przegryzał kawałki suszonego, piekielnie słonego mięsa. Calineczka też bardzo lubiła ten przysmak. Przysiadła na rogu kanapy.
? Bardzo boli? ? zapytała. W odpowiedzi pokręcił tylko głową, nawet do końca nie było wiadomo, czy ma to znaczyć Nie, czy może bardziej Nie przeszkadzaj, czytam.
? Mysz opowiadała o twoim bracie. Podobno niezły z niego wywijas ? zagadnęła. Wypity rum ośmielił ją trochę, wyluzował.
Edgar nie spojrzał na nią, nie oderwał wzroku od kart książki.
? Taki sam dureń, jak i ona. Pasują do siebie idealnie ? w głosie Kreta przebijała jakaś dzika, zatwardziała nienawiść, ogromna niechęć. Calineczka poczuła się nieswojo, przeraził ją ten ton.
? Myślałam, że ją lubisz, tak sobie czasami rozmawiacie, zawsze uprzejmie ? powiedziała. (Chciała jeszcze dodać, że ona właśnie panią Mysz bardzo polubiła, ale coś ją powstrzymało).
? To, że jestem uprzejmy, dobrze wychowany, nie zmienia faktu, że ona jest kretynką ? mówiąc to, cały czas wbijał wzrok w karty książki. To był bardzo duży album.
? Nie wiedziałam, że jej nie lubisz ? Calineczka była w szoku. Przyszło jej do głowy, że skoro Edgar potrafi tak ukrywać to, co myśli przed światem, to tak naprawdę nie wiadomo też, jaką ma o niej, Calineczce, opinię.
Kret milczał.
? Brata też? ? zapytała, jakby z nadzieją, że jednak opamięta się, zmieni zdanie i uśmiechnie przyjaźnie do całego świata. Nic z tego.
? Ten to dopiero pustak ? Edgar był w swojej opinii bezwzględny.
(Calineczka chciała zapytać, czy jest na nią o coś zły, ale nie zrobiła tego, nie chciała chyba słyszeć odpowiedzi). Nie wiedziała, zostać w salonie przy naburmuszonym Krecie i przeczekać, aż mu wróci humor, czy też zejść mu z oczu, schować się gdzieś, może w sypialni. W końcu wzięła z regału książkę Leksykon współczesnych chorób i urazów, i usiadła z nią obok Edgara. Tego wieczoru nie wymienili już ze sobą ani słowa. W którymś momencie wyrwała jeden włosek, wystający mu z ucha. Nie zamruczał, jak robił to zawsze, powstrzymał się od jakiejkolwiek reakcji.



Sen, którego Calineczka nie zapamiętała ani trochę

Wybierali się na koncert Marzeny, siostrzenicy Myszy. Ona, Kret, jeszcze jacyś ludzie. Calineczkę trochę to dziwiło, bo wydawało jej się przecież, że Marzena jakiś czas temu zakończyła karierę. Okazało się jednak, że to jest jej wielki powrót. Marzena pogodziła się ze swoim milionerem i występ, na który szli, był jej pierwszym koncertem, takimi prywatnymi przeprosinami. Zaproszeni byli tylko znajomi. Okazało się, że nie muszą nigdzie daleko jechać, bo koncert odbędzie się w Tunelu Kreta. Został on specjalnie w tym celu przebudowany, milioner zainwestował w remont sporą gotówkę. Reprezentacyjne wejście, dwie eleganckie, nowoczesne windy obite wewnątrz aksamitem ? brakowało w nich tylko luster, ale Calineczka uznała, że pewnie jeszcze nie zdążyli ich zamontować. Wszystko jest zawsze tak na ostatnią chwilę. Chciała nacisnąć guzik na panelu sterowania windy, i wtedy zorientowała się, że ma złamaną rękę. Pomyślała, że to nawet i dobrze, poprosi Marzenę o autograf na gipsie. Zresztą, miała tam już jeden napis, po angielsku the tale goes nowhere. Wydał jej się całkowicie niezrozumiały, pozbawiony sensu.

Calineczka obudziła się bez czucia w prawej ręce. Podniosła ją przy pomocy lewej, pomachała w górę, w dół, żeby odzyskać nad nią kontrolę. Nie pamiętała, żeby cokolwiek się jej śniło. Kret jeszcze spał. Poprzedniego dnia niby nie doszło między nimi do kłótni, Edgar nie podniósł przecież na nią głosu, nie zrobił awantury, ale… Bolał ją brzuch z nerwów. Wpadła na pomysł, by obudzić Kreta jakoś czule, objąć, pocałować w kark, chuchnąć delikatnie w ucho. Co jednak, jeśli tylko go bardziej wkurzy, w odpowiedzi ofuka ją, odrzuci pieszczoty? Wstała cicho i opuściła sypialnię.
Przy śniadaniu miała pecha. Chciała przygotować je dla nich obojga, zabrała się już za to, wyjęła produkty z lodówki i szafki, wszystkie ulubione przysmaki Edgara: wieprzowinę z konserwy Czarna świnia, powidła śliwkowe, ser smażony z kminkiem. Kiedy pokroiła już chleb i zaczęła smarować go masłem, do kuchni wszedł Kret. Milczał, naburmuszony, ale można było tłumaczyć jego nastrój tym, że dopiero co wstał i jest jeszcze zaspany. Niekoniecznie, że obrażony. Zerknął, co robi Calineczka i wyjął z lodówki zupełnie inne składniki, ser topiony, szynkę szwarzbaldzką, dżem truskawkowy. Wziął drugi nóż i rozkroił dla siebie bułkę, tak, jakby uznał, że te, które przygotowuje Calineczka, te do których użyła wszystkich jego najulubieńszych przysmaków, są dla niej, nie dla niego. Edgar przyrządził sobie śniadanie sam i zjadł je w kuchni, chociaż Calineczka poszła ze swoim talerzem do salonu. Jadła bułkę z serem smażonym, którego nigdy dotąd nawet nie chciała tknąć, tak ją jego smród odrzucał. Przez cały dzień milczeli. Kret, który przez kontuzję ręki nie mógł tego dnia zejść do Tunelu i pracować, czytał Dziennik największych polowań.
Calineczka miała kilka teorii tłumaczących jego zachowanie. Może Kret zobaczył je w Tunelu i ma do nich żal za to wtargnięcie? Albo, może cień, który widziały, to był właśnie Edgar, na czworakach, bo właśnie przewrócił się i doznał bolesnej kontuzji? Czekał na ratunek, pomoc, a zamiast tego zobaczył, jak Mysz i Calineczka biorą nogi za pas. Mógł też obrazić się z zupełnie innego powodu, mógł wcale nie widzieć ich w Tunelu, przecież czuły, wydawało im się, że pracuje gdzieś daleko. Wkurzyło go, że piły? Mógł nie lubić widoku kobiety pijącej alkohol, potępiać takie zachowanie w głębi duszy, uważać je za nieprzystojne. I trafiło akurat na jego zły dzień. Mógł zdenerwować się, że to jego ulubiony rum. Albo, ulubiona szklanka, stłuczona, wrzucona do śmietnika. Wreszcie, sprawa Myszy i brata. Może miał jakiś zatarg z Edwinem, wspomnienie tej sprawy mogło rozdrażnić go albo wprowadzić w depresję. Czy słyszał, o czym rozmawiały? Calineczce przyszło do głowy jeszcze jedno. A co, jeśli Kret czuł coś do Myszy i jej romans z Edwinem był powodem jego frustracji? Cierniem tkwiącym głęboko w sercu?
Calineczka nie miała pomysłu, co ze sobą zrobić. Usiadła w salonie, czekając, czy może Edgar do niej się odezwie. Czytał. Nawet na nią nie spojrzał. Wytrzymała tę ciszę tylko przez kwadrans, potem wycofała się do sypialni.
Przez jakiś czas nie robiła nic, po prostu leżała. Żeby nie myśleć o Krecie i jego fochach, postanowiła się czymś zająć. Wpadła na pomysł, że będzie szukać w pamięci swoich najszczęśliwszych wspomnień i że zrobi ich ranking. Nic z tego, nie potrafiła skupić się na tym zadaniu, znaleźć choćby jednego wyraźnego obrazu z przeszłości w swojej głowie. Na pewno było to coś na powietrzu, chyba wiosną, nad wodą, w słoneczny dzień. Przysiadł obok niej wielobarwny motyl? Dlaczego to miałby być najpiękniejszy dzień w jej życiu? W głowie Calineczki panował zbyt duży mętlik, by potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie. Sięgnęła pod łóżko i wyciągnęła pudło z planszą do gry w chińczyka. Rozłożyła na niej pionki, wszystkie cztery komplety, rzuciła kostką. Rozpoczęła rozgrywkę sama ze sobą, w duchu trzymając jednak kciuki za sukces zielonych, bo był to jej ulubiony kolor. Jak na złość właśnie zielone bardzo długo nie mogły wylosować szóstki.

||| ||| |||



Następnego dnia nie było lepiej. Kret milczał, unikał jej wzrokiem. Zauważyła, że szykuje się w korytarzu do wyjścia, ubiera buty, kurtkę. Na pytanie, gdzie idzie, odpowiedział jedynie, że niedaleko. (Chciała jeszcze zapytać, o której wróci, ale jeszcze bardziej chciało się jej płakać, więc wycofała się do kuchni). Minęła chwila i wyszedł. Naprawdę, nie miała już ochoty siedzieć sama w mieszkaniu. Założyła płaszcz i jesienne buty, bo na dworze było chłodno, wiał zimny wiatr, i poszła odwiedzić sąsiadkę. Nie zastała jednak Myszy w domu. Trudno, pospaceruję po okolicy, postanowiła i zaraz przyszło jej do głowy ? może Edgar też chodzi po lesie, może wyszedł, żeby wszystko sobie w głowie ułożyć, przemyśleć. Żałowała, że chociaż nie zapytała, jak tam jego ręka. Przyspieszyła kroku, tak jakby miała spotkać Kreta za najbliższym drzewem. Nie bądź głupią idiotką, skarciła się natychmiast w myślach, ale niestety, było już za późno. Nie potrafiła już spacerować spokojnie, wciąż szukała wzrokiem Edgara, podkręcała tempo, obliczała w myślach różnicę dystansu, skoro wyszedł z domu kwadrans przed nią. Raz wydało się jej, że go widzi, ale to był tylko szwendający się po lesie duży, czarny, bezpański pies. Calineczka dotarła do polany, na której zawsze dotąd kończyły się ich nieliczne, wspólne spacery. Nadzieja, że spotka w lesie Kreta stopniała a pojawiły się wątpliwości. Co, jeśli Edgar rzeczywiście wyszedł tylko na chwilę, w międzyczasie wrócił i nie zastał jej w domu?

Ruszyła z powrotem do domu. Kiedy do niego dotarła, Kreta nie było jeszcze w mieszkaniu. Szybko zdjęła płaszcz, wyczyściła i schowała buty, tak, jakby chciała ukryć przed Edgarem swoje wyjście. Zdążyła w ostatniej chwili, kiedy poprawiała przed lustrem fryzurę, usłyszała dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza.
? Jestem! ? głos Kreta był ciepły, wręcz radosny ? Byłem u lekarza, znajomego Myszy, dał mi zastrzyk i wszystko jest OK. Mogę zginać, nie boli ? zaprezentował jej ruch ręką. Uśmiechał się. Calineczce kamień spadł z serca. To dlatego, że go bolało, pomyślała, był taki struty, przygnębiony przez bolesną kontuzję. Edgar przystawił dłoń do jej policzka. Chciała go z radości pocałować w tę ozdrowiałą rękę, ale w ostatniej chwili powstrzymała się.
? Już dobrze ? powiedział.
? Zagramy? ? zaproponowała z nadzieją, bo przyszło jej do głowy, że chwila jest idealna, by usiąść razem przy jakiejś błahej rozrywce i zapomnieć o wszystkim. Tak, zdecydowanie to najlepszy moment, by rozegrać partię chińczyka.
? W tysiąca? ? zapytał. Uwielbiał grać w tysiąca.
? Myślałam, że w chińczyka. Ale może być w tysiąca, jak chcesz ? Calineczka była gotowa przystać i na to.
? Nie, w chińczyka nawet lepiej ? wycofał się z karcianego pomysłu ? W tysiąca we dwójkę to nie to, bez sensu jest we dwójkę.
? Myślałam, że lubisz? ? Calineczka nie tyle zdziwiła się, co zrobiło jej się jakoś przykro.
? Do tysiąca trzeba trzech osób. Dwójka, to dziecinada, jak wojna. Siadaj, przyniosę planszę ? Kret uciął dalszą dyskusję.


Adam Kaczanowski