Wyszedłem raz z siebie i zgubiłem dowód. Nowy był, plastikowy. Szukałem. Niestety.  Ciągle mnie legitymowali jak bezdomnego. I nieustannie wsadzali na  48  godzin i wypuszczali na powietrze. Nie była to ta sama wolność co przedtem, kiedy miałem dowód.  W końcu znalazłem rozwiązanie. Zobaczyłem na wystawie ?Człowieka bez właściwości?, podobno jakiegoś Musila. Kupiłem go i nim się okazywałem. Po jakimś czasie dali mi spokój. Teraz chodzę z reklamówką w jednej i Musilem w drugiej ręce. Tak się zżyliśmy, że z daleka pokazuję go grzbietem i wszyscy omijają nas łukiem.

Kiedyś wracałem do domu rowerem. Wpadłem na wysoki krawężnik,  upadłem, a dokładnie z całych sił uderzyłem się w tył głowy. Nie wiem, ile mnie nie było, straciłem film i rachubę. Ocknąłem się, było szaro, a nawet ciemniej niż zwykle, wszystko, łącznie ze mną, wirowało mi w oczach. Usiadłem na krawężniku i myślę: kim jestem, co tu robię itp. Siedziałem tak dobry tydzień, nic nie wymyśliłem, nic nie przypomniałem.  Nawet strażnicy dali mi spokój. Ale pomyślałem, w końcu muszę kimś być, choćby kimkolwiek. Poszedłem na Świebodzki, za siatkę, kupiłem album zdjęć, legitymację wojskową, książeczkę zdrowia, kartę rowerową. Skleciłem z nich siebie, dopisałem życiorys. Teraz czuję, że nie jestem już sam i  nie przypuszczałem w najśmielszych marzeniach że mam tak niesamowicie wielką rodzinę. Potem i tak stanęło mi to ością w gardle.

Zżyłem się z miejscem mego zamieszkania. Tak naprawdę prawie z niego nie wychodzę, no może czasem sprawdzę, czy ciągle jestem w tym samym miejscu. Kiedyś czytałem, że potrafią przynosić domy, całe, ze wszystkim, z mieszkańcami też. Kiedy przyrastasz do miejsca, to ono naśladuje cię we wszystkim, z tym wychodzeniem też. Bałem się tylko, czy nas nie rozdzielą po śmierci. Jak radzili, zapisałem to w testamencie: ?Musimy być pochowani razem, jak bracia?, z dopiskiem: ?no jak ci syjamscy?. Zacząłem jakiś czas temu kopać, za domem, taki plac był pusty, wielkości miejsca w którym mieszkam. Jestem już coraz bliżej, a nawet uspokojony, że zmieścimy się w nim razem. No bo jak  to tak dać się pochować samemu, bez żadnego miejsca zamieszkania?

Gabriel L. Kamiński