***

dziecko zasnęło. teraz
można podejść do lustra

jest kredyt na mieszkanie
rocznica ślubu
piątka do kanałowego
zima i perspektywa L4
śmierć

powiedz przecie
czego kurwa chcieć więcej?

 

 

 

***

w dzień taki jak ten przychodzą duchy
duchy wiedzą że człowiek jest słaby
bez wyjątku

nie wiem kiedy znalazłem się w potrzasku
straciwszy siły proszę
wyjdź za mnie

 

 

 

***

myślę że jestem zmęczony. od dwudziestu lat wstaję o szóstej
jadę do pracy i do szóstej siedzę: w tym samym miejscu
z tymi samymi ludźmi w tej samej ?koleżeńskiej? atmosferze. żyję
by wrócić do domu i napić się piwa żyję by słuchać twoich narzekań
żyję by rano wyjść z domu żyję dla dwóch tygodni urlopu które
bardziej smucą niż cieszą żyję dla dzieci które słusznie nie mogą
na mnie patrzeć żyję ? a w zasadzie nie żyję ? bo tak trzeba
bo rachunki same się nie opłacą bo nie stać nas na pogrzeb
bo nic nie ma za darmo nawet życie kosztuje choć nikt z nas
o nie nie prosił.
myślę że mam potrzebę powiedzieć ci o wszystkim kiedy myślę
o niczym

 

 

 

***

wracam do siebie przekraczając granice
trochę gazu i bariery przechodzą w barierki
puszczają hamulce

 

 

 

***

znaleźliśmy się na stronie z wypiekami
na twarzy powiedziałaś że nigdy
nie doświadczyłaś takiego połączenia
sygnał był rzeczywiście mocny spięcia
nie szło uniknąć ukryty w ciasteczkach
wirus zniszczył wszystkie dane z pamięci

zgubiliśmy się na stronie z wierszami
chcę ci powiedzieć że jestem on-line
czekam aż mnie ściągniesz.

 

 

 

Selfie

to nasze pierwsze wakacje i zachód bez chmur.
siedzimy na plaży ze stopami w piasku. dwoi mi się w oczach
gdy przenoszę wzrok ze słońca na ciebie. mówisz
że czujesz mrowienie. ja też. wiesz to chyba szczęście.
uśmiechnij się. sprawdzimy po komentarzach.

 

 

 

***

usiedliśmy w ciszy gdzie nie wieje wiatr i można pogadać
jak człowiek z człowiekiem. wódkę zagryzaliśmy ogórkami
skarżąc się na ból w stawach i niskie zarobki. rozmowa
nie kleiła się. obaj czuliśmy się nieswojo trochę
jak nieproszeni goście.
– Co to za miejsce? ? spytałem zagarnąwszy ręką przestrzeń dokoła.
– Lej po bombie ? odparł po chwili westchnąwszy.

 

 

 

***

na kocu zebrał się pył

strzepmy go

chwyć za dwa końce
za rogi

cokolwiek

 

 

 

 

Pieśń koma

Droga pani Lebenslust,
leżymy obok siebie przypadkiem,

choć rano rozwijaliśmy rolety
i nawet w deszczowe dni pozwalaliśmy słońcu lizać
nasze ciała i pieścić perspektywę rozpoczęcia wszystkiego na nowo.
Potem biegliśmy do cyrku.

Czekając na występ, oglądaliśmy resztę
zwierząt. Częstowano nas chlebem i rybami,
ale woleliśmy zapłacić za jabłka, które jedliśmy,
płacząc.

Wiał wiatr, kiedy układaliśmy domino.
Uparcie. ?Synu człowieczy, pokaż
jak ostry jest miecz, który przyniosłeś.
Miałeś w trzy dni odbudować przybytek,
póki co jednak latami go burzysz?.

Nasze kółko graniaste dochodziło do ostatniej zwrotki.
?Kto stworzył fruwające ptaszki, musiał stworzyć nas
palcem
na piasku?.
– Dlatego należy szukać się w oknie ?
Choć byliśmy od siebie daleko, łącząca nas nitka natury
sprawiała, że widzieliśmy paszczę tego samego wieloryba.

Nasze ziewnięcia wzruszały sadzawkę. Gwiazdy obmywały
popiół z włosów. Wicher ucichł, więc wyjmowaliśmy
świecę spod korca przed nowym dniem
i perspektywą rozpoczęcia wszystkiego na nowo.

(W międzyczasie byliśmy szczęśliwi.)

Droga pani Lebenslust, proszę nie pytać, skąd się znamy;
lekarze nie dają nam szans na wybudzenie.

Kamil Kwieciński