Spalanie to książka stanowiąca drugą część tworzącego się tryptyku. Po nierównych i wyboistych Radościach Grzegorz Kwiatkowski przemówił pełnym poetyckim głosem.

Wydany w 2013 roku tomik Radości sprawił mi problem. Dziwna, ambiwalentna lektura. Przez nią zdefiniowałem autora jako wrażliwego obserwatora, ale czasem za mocno rozgadanego, rozlazłego. Książka-przekładaniec, znakomite frazy przeplatały się w niej z gorszymi fragmentami (np. dwa pierwsze wersy utworu Dekret z przekombinowanym, bełkotliwym wierszem Ojciec). Inaczej jest ze Spalaniem; to lektura kompletna.

Tomik ten składa się z obrazów przekraczających pole widzenia i słów wykraczających poza znaczenia, które staramy się im przypisać. Kwiatkowski to znowu czujny obserwator i słuchacz; odbiera świat z ostrożnością i znajduje w codziennych migawkach, gestach, przyzwyczajeniach swoje inspiracje. Motywy przewijające się przez zbiór wierszy to,jak się wydaje, uwrażliwienie na głos drugiego człowieka oraz życzliwe zainteresowanie, z którym Kwiatkowski pochyla się nad tym, co ma do powiedzenia ktoś inny. Jest to dla poety stan tyle naturalny, co wynikający bezpośrednio z kondycji twórcy ? artysty nie tyle zamkniętego w swoim wnętrzu, ile poprzez owo wnętrze filtrującego artystyczną (i nie tylko) rzeczywistość, którą nasyca sobie tylko właściwym kolorytem własnego spojrzenia.

Kwiatkowski lubi babrać się w tylko pozornie domkniętej i w pełni opisanej historii. Rozdrapuje niezagojone blizny, wkłada palec do świeżej rany pamięci zbiorowej. Bierze na warsztat traumy. Dzięki precyzyjnemu słownictwu zadaje niewygodne pytania, na przykład takie, które dotyczą powojennych losów zbrodniarzy wojennych (?kim teraz są?/ jak potoczyły się ich losy??). Przez historię rozumiem ciąg wydarzeń, wybrane postacie (Adolf Eichmann, Wilhelm Koppe), które autor osadza w komicznym, głęboko gorzkim języku. Pomysłodawcę obozów koncentracyjnych nazywa ?niemieckim drwalem?, jakby prowokował czytelnika. Drastyczne symbole ubiera w komizm, żongluje ofiarami i katami.

Przypomina o ciągle obowiązujących (zdaje się, że od zawsze) zasadach świata: ktoś musi umrzeć, żeby ktoś inny mógł żyć. O nieustępliwości śmierci pisze, może i naiwnie, że ?gdybym wcześniej o tym wiedział/ nie zabijałbym? ? tak jakby chciał się usprawiedliwić, wymazać doświadczenie. Przepracowuje, zabiera na językowy warsztat motyw śmierci. Zdaje się, że najcelniej opisuje go w wierszu lekcje estetyki III:

podczas rzezi mocno się postarzałem
i gdybym wcześniej o tym wiedział
nie zabijałbym

Dla takich poetów tworzenie znaczy coś więcej niż tylko konieczność zapisania kartki papieru. Staje się lekiem, odtrutką, formą terapii. Pozwala ? choćby tylko na chwilę ? uporać się z nawracającym poczuciem bólu wobec powtarzalności życia. Wspomnieniom czegoś, co nawet po latach napawa irracjonalnym lękiem, każe powracać do źródeł własnej tożsamości. Kwiatkowski dokonuje wiwisekcji. Na ekranie wyobraźni przewijają się kolejne, nieco już wyblakłe i momentami zatarte przeźrocza z pamięci zbiorowej, bo a nuż to w nich należy szukać klucza do opanowania języka ? języka, którym mówi się o historii, tworzy się jej narrację, uczy opowiadać o bolesnych doświadczeniach. Kwiatkowski pisze, że zło istnieje niezależnie od szerokości geograficznej, od rasy, koloru skóry i zawodu. Może się zakotwiczyć w każdym, zakamuflować się i demolować człowieka (?nasz prawdziwy zawód to rolnictwo/ nie zabijanie?). W poezji autora Spalania podmiot jest bierny, nie podejmuje czynnej walki z zafałszowaną pamięcią. Nie mierzy się z nią. Ale, co ważne, poprzez język zwraca uwagę, patrzy w inny sposób ? bardziej uważny i intensywny niż ten, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić.

Przeszłość towarzyszy poetyckiemu ?ja? niczym cień, skradający się od tyłu, którego nie można się pozbyć i który już zawsze będzie obecny, niezależnie od tego, jak bardzo chciałoby się od niego uwolnić. Ta sama przeszłość zakorzenia się w głowie jak piosenka przodka w wierszu Lekcja estetyki w masowym grobie, którą ktoś regularnie wygwizdywał jeżdżąc na rozstrzeliwania.

Czekam na ostatnią część tryptyku.

Mateusz Dworek