poroniłam cię i zostawiłam w okienku życia
żebyś miało lepsze życie.
żebyś wszystko miało lepsze.
piórnik, tornister, wesele.
żebyś wszystko zaczęło od początku.
beze mnie.
skakałam ci po brzuszku w moim brzuszku.
po tej nitce, która była twoim kręgosłupem.
swojemu chłopakowi też kazałam skakać,
taki jest ten świat. poroniony.
a ty i tak przyszłoś na świat.
wysypałoś się z mojego brzuszka
jak z dziurawego worka.
razem ze nikotyną w wodach płodowych.
siostry zakonne uczeszą cię ładnie.
ubiorą. ochrzczą cię
i wybiorą ci taką matkę chrzestną,
która co roku wpuszcza do domu księdza z kolędą.
wytatuują ci na czole k + m + b. będzie ci tam lepiej,
choć czasem dostaniesz po głowie
drewnianym różańcem.
ale zostaniesz zahartowane. nie będziesz
narzekało. będziesz się miało
dobrze. ja cię będę odwiedzała.
będę ci się przyglądać
z daleka, jak rośniesz. jak cię urabiają,
jak zdajesz maturę.
a jak dorośniesz i będziesz gotowe,
podejdę do ciebie i powiem ci,
że jestem.
miłość
z nieba powinien
sypać biały puch. nasza dozorczyni
powinna mieć z nim kupę roboty.
powinien pomagać jej mąż.
ale te nasze zimy niedorobione ostatnio.
świat jest tak skonstruowany.
w świecie mamy do czynienia z dwiema
przeciwstawnymi siłami, które wchodzą
w ustawiczne relacje, dając jakość.
jesteśmy siłami,
ty i ja.
jakość jest w tytule.
oni też na tarczy
gdyby wytrzeć szmatką niebo,
wrócisz do mnie z dalekiej podróży.
dajmy na to z delegacji.
piszę wiersze, więc przysługuje
mi ochronka? może więc masz dużo racji,
kiedy tak podróżujesz bez celu.
jak inni ludzie.
fotki od leo
jesteś w delegacji. ciągle jeździsz w te delegacje.
ciągle jakiś żmigród, oborniki śląskie i inne kozie
smrody. nienawidzę tej twojej pracy na wysokim stołku
za niemałe pieniądze. do tego zablokowałeś mi skrzynkę.
milion twoich zdjęć. leo
w delegacji w tymczasowym biurze, leo
w delegacji na obiedzie z jakąś laską, leo
w delegacji podczas szkolenia
i podczas wieczornej masturbacji. mogłabym
tymi fotkami
wytapetować sypialnię
i nie powtórzyłyby się
dwie takie same. po co mi to przysyłasz?
odpisałeś: ?żebyś mogła
sobie mnie umieścić
na monitorze?. przecież nie wsadzę
sobie monitora
do pochwy.
pasztet władzy ludowej
wychowałam się w domu, gdzie była broń i ostra amunicja.
pod kluczem. ale czego dzieci nie wymyślą. mój brat
został wojskowym. ja poszłam w drugą stronę.
jestem postrzelona.
piszę wiersze,
pamiętam. w dzieciństwie za pomocą młotka
rozbrajałam ołowianą główkę wykradzionego ojcu pocisku,
wysypywałam z niego proch i bawiłam się łuską w dom.
w końcu łuski zabierali mi koledzy.
pamiętam też, jak bawiłam się zajęczym ogonkiem.
ukradła mi go koleżanka z przedszkola i zrobiłam
z tego powodu chryję. widok krwi mnie nie wzruszał.
ojciec po odcięciu zajęczego ogonka bardzo ostrym nożem,
którego też mi nie było wolno dotykać, ściągał ze zwierzaka
z góry na dół skórę. wieszał go za tylne łapy nad drzwiami
w kuchni na kiju od miotły. jak ozdobny papierek
z bożonarodzeniowego prezentu.
rach-ciach i po krzyku. przypominało to zająca
bez skóry.
moje oczy się opatrzyły. no, zero obrzydzenia.
pachniało mięsem w całym domu. pasztetem z zająca.
przygotowywała go mama. to było za komuny. ojciec
ciągle i ciągle kłusował.
nie było go stale w domu.
był bliżej ze swoim psem myśliwskim niż ze mną.
i z tymi martwymi zającami.
żebyśmy mieli te cholerne paszteciki.
objadłam się wtedy nimi do końca życia.
a teraz nie chcę znać swojego ojca. za te wszystkie naboje,
których nie pilnował. za nóż, którym w podstawówce
wyrżnęłam sobie na przedramieniu imię chłopaka.
za pasztet kradziony władzy ludowej. za to, że zabijał.
że nie zabił tego gnoja. za to, że gnój nie chciał
mnie znać. za to, że jest i go nie było. wychowałam się
w domu, gdzie była broń i pasztet, ale nie było miłości.
Zamów książkę TU.