[W autobusie]

Niedojrzały a jednak
słodki róż ust
dobrze skrojonych
dobrany pod kolor
bluzeczki która niewiele
ukrywa a tyle kryje
Obietnic
bez pokrycia

 

 

 

Obiecanki macanki a głupiemu wiatr w gacie
Zamiast klucza dała
słowo
że nie zamknie się
nigdy
przed jego głosem
A że naiwny był
to i wziął
Teraz kluczy
złamanym słowem
w pustych wersach
obietnic zamknięty
Na głucho
Na cztery puenty

 

 

 

***
nasze wspólne śmierci
miały zawsze
szczęśliwe zakończenia
poza jednym
przypadkiem

 

 

 

Erotyk literacki
Twoje uda
otwarta książka
w której język
nabiera innego
znaczenia

 

 

 

***

Pan Bóg śpi
Światło drży
Powietrze pachnie octem
Światło drży
Ty przykryj pana
Boga swego kocem

 

 

 

Krzyż

cuda
na kiju

 

 

 

Przebiśnieg
jeszcze nie umarli
a już jacyś tacy

pochowani

 

 

 

Antybohater

jesteś tak bardzo
nie w moim typie
że mogę spokojnie
iść z tobą do łóżka

 

Po nocnej puencie
a Ty czym
wypełniasz
ten pusty wers
pomiędzy nami?

 

 

Chciałbym napisać erotyk

ale mi
to
wisi

 

 

 

Poparkowe
mając na uwadze poprzednie
metafory
nie ma znaczenia
o której wrócimy do domu

 

Twoja nieobecność podnosi lament

 

 

 

Bardzo naiwny wierszyk o wierze i niedowierzaniu
Niedziela
Kościół (co za zakrętem) dzwonami
wdziera się przez uszy

 

 

 

Bądź sobą
ale inaczej

 

 

 

Bombardowanie
wyszła do fryzjera
z myślą o nowej fryzurze
kompletnie straciła głowę

 

 

 

 

My dyjacy
(Jarkowi Dzigońskiemu)
Jesteśmy partyzantami.
Gotowi w każdej chwili umrzeć,
w ciągłej potrzebie,
żeby się o coś bić, złu przypierdolić.
Niech znajdzie się tylko jakaś lepsza Polska
albo i inna Kasia, Zosia, Marysia,
nieważne,
oderwie od żonki, mamusi, pierzynki,
wypłatki, meczyków, kapciuszków.
Poniesie nas w chuj, do lasu,
da posmakować krwi,
szału, nienawiści, strachu,
pierwotnego instynktu,
prawdziwej śmierci.
Bo takich nas właśnie kochacie, takich się boicie,
o takich śnicie po nocach,
przy spoconych,
pachnących śmiercią z nudów mężach.

 

 

 

Z pojutrza
jeszcze nigdy nie byliśmy
tak przerażająco blisko
twardego gruntu
pod stopami

 

 

 

Krzyż Pański
ale barki nasze

 

 

 

 

Wybić się
do dna

 

 

 

 

Dziękuję
za to że zawsze
mogę polegać
na Twoich
lajkach

 

 

 

Ojciec chrzestny
Markowi W.

całkiem nieźle
wychodziły mu portrety
i konie
aż którejś nocy
? a było to chyba Boże Narodzenie ?
zamiast kłaść farby
na płótno
założył na szyję pętlę
i sko(ń)czył

 

 

 

Randka we Wrocławiu
daj zaprosić się
pójdziemy do ZOO
śmierdzi ale pochodzimy
sobie razem
od gadów
do małp

 

 

 

Szóstka

Jadę autobusem nr 6

Ludzie spoceni
szumią

Dziewczyna w różowym podkoszulku
pokazuje pępek jak bliznę
i uśmiecha się zalotnie
nie do mnie

Ja w portfelu wiozę
nakaz ograniczenia

Śmiech wybucha za plecami
jak granat
Ludzie się pocą i liczą straty

Wsiada pani z dzieckiem
na smyczy
Dziecko pokazuje żółte kły
i warczy

Ja dostosowuję
Ograniczam się
do siebie

 

 

 

Bozia daje

Pan Bóg odbiera

 

 

 

 

Piotr Woźniak