Motór. Zaprawdę powiadam wam: fajny motór. Pewnie i do kupienia byłby, ale ?Motor kupił Duszan?. Sami zatem rozumiecie. Motoru już nie ma. Śmignął na nim kabareciarz z Mumio kabaretu. Ledwie wjechał w wiraż ? i tyle go widzieli. Zgadnijcie, kto ? prócz Duszana ? zajmował tylną część fotelika motoru. No kto?
Miron Białoszewski. We własnej osobie. Zasiadł na fotelika części tylnej, trzymając się kierowcy, pleców Dariusza Basińskiego kurczowo się chwytając. Tak naprawdę w większości przypadków to Miron nawiguje pojazdem. Miron podpowiada, w który zaułek skręcić, o jaki zakątek ładny zahaczyć, jakim winklem najlepiej objechać najbardziej zatłoczone dzielnice. Bez Mirona to nie byłaby ta sama jazda. Bez Mirona jazdy prawdopodobnie wcale by nie było.
Chcę przez to rzec, że Basiński żywi się mówieniem języka. Och, przepraszam ? gadaniem, jak zaznacza w blurbie ?Motoru…? Piotr Kępiński, któremu ta książka zdecydowanie poszła na rękę, sprawiła przyjemność, wywołała powetowaną radość czytania. Dobrze, mówmy więc (nomen omen) o gadaniu. Co więc Dariusz Basiński, jedna trzecia kabaretu Mumio ? nam w swej debiutanckiej książce (chyba poetyckiej, prawdaż?) wygaduje? Jak się rzekło, autor czerpie garściami z poszukiwań Białoszewskiego. I coś w tym rzeczywiście jest, wiele jest tutaj na rzeczy. Zarówno na poziomie frazy, wersu, czy całościowej siatki wiersza (chyba wiersza, nieprawdaż?), jak i w kontekście poszukiwania odpowiedniego poziomu artykulacji, którym najczęściej jest mowa, strzępy zasłyszanych konwersacji czy jakieś zupełnie przypadkowo zapamiętane bądź pośpiesznie odnotowane paplaniny sąsiadek, kolegów z pracy, kierowców taksówek, przechodniów, fantazmatów z dzieciństwa… Słowem: wszystkich obiektów, od których można podkraść jakiś fenomen mowy, czy raczej, pardon, gadaniny. Fenomen szmeru, świstu czy niekiedy ludzkiego ? lub miejskiego ? łoskotu.
Wszystko po to, by mieć poważną radość z nasycaniem / bycia. Basiński nasyca się zwyczajnością do tego stopnia, że ulega ona w jego oczach uniezwyklającemu przemienieniu. Czyli stary numer Mirona: wyłapywanie bodźców i podniesienie otoczenia, tego, czego zwykle nie dostrzegamy ? do rangi fenomenu, który się objawia w pojedynczym fleszu. ?Ją wzruszają opakowania / ona rzekomo coś w nich widzi?. To jednak tylko połowa prawdy, bowiem wartość książki Basińskiego tkwi w sposobie destylacji tej zwyczajności, w wierszowanym jej filtrowaniu, ubieraniu w poetyckość. Fakt, że można by ze spokojem ducha odsiać kilka słabszych tekstów, które nie równają do marszowego tempa reszty, i które, swoją drogą, gatunkowo plasują się gdzieś blisko limeryku, stosownie, rzecz jasna, wybebeszonego i uwolnionego od wszelkich prikazów, limeryki cechującego. Jasne, są to głównie opowiastki z tzw. przymrużeniem oka. W końcu kabaretowa proweniencja daje o sobie znać już od tytułowego kawałka ? ?Motor kupił Duszan?, co oczywiste, brzmi zdecydowanie odmiennie od skeczu na żywo, wykonywanego przez Jacka Borusińskiego, kapitalnie oddającego cinkciarski (czy nawet: bananowo-młodzieżowy) ton tej historyjki. Nie znaczy to, że przelanie na papier obniżyło w znacznym stopniu jej potencjał ? raczej przeniosło w inną bajkę, także poprzez świetną pracę typograficzną wydawcy.
Widzicie więc, jakim motorem poruszał się Duszan, z jakimi pasażerami swe wojaże odbywał. (?On ma skłonność / do wyolbrzymiania / tę dziecięcą wiarę / we wsiadalność w resorówkę?). Do jakiego celu zmierzał? Żaden przyzwoity easy rider tego nie wie. Liczy się sama przejażdżka, której ? jeżeli spoglądam na tę książkę krytycznie ? główną bolączką, jej przeszkadzajkami są archaizujące, nadmiernie eksponowane folklorystyczne stylizacje, koncypowane dla samego popisu etnograficznej biegłości czy dla dziecięcej ciekawości. Wiemy, że pan potrafi, panie Basiński, lecz zaklinam pana: niech nas pan jeszcze czymś zaskoczy. I to prędko!
Grzegorz Czekański
Dariusz Basiński, Motor kupił Duszan, Wydawnictwo Znak, Kraków 2008.
Pewien rycerz, gdy wrócił spod Troi,
słodkich pieszczot nie skąpił dziewoi.
Ona rzekła: „Jest miło,
ale milej by było,
gdybyś nie miał na sobie tej zbroi!”