Trasa Przemyśl-Szczecin to jedna z najdłuższych tras, jaką można w Polsce przejechać pociągiem. Pośpieszny jedzie około 16 godzin, zaczynając w orbicie cywilizacji bizantyjskiej, a kończąc w orbicie cywilizacji krasnala ogrodowego i beemki prawie nie bitej. Po drodze mija Kraków, Śląsk, jednym słowem ? przez całą Polskę może się tym pociągiem nie jedzie, ale przez jej największe skrajności i kontrasty ­ tak. Jednocześnie te 16 godzin w zamkniętej przestrzeni, z pasażerami, którzy (o tym będzie jeszcze niżej) coraz rzadziej chcą nawiązywać jakieś krótkotrwałe więzi i i tworzyć jakieś przedziałowe mikrowspólnoty, to dobra okazja do zagłębienia się w siebie.

Podróż przez Polskę i podróż do ludzkiego wnętrza to dwie płaszczyzny książki Karola Maliszewskiego Przemyśl-Szczecin. Tytuł może jednak być mylący, bo na pierwszy rzut oka wydaje się zapowiadać prozę, nazwijmy to umownie, podróżniczą. Proza Maliszewskiego nie ma jednak nic wspólnego z ?Siódemką? Szczerka czy tekstami Stasiuka. Pociąg, w którym rozgrywa się cała akcja jedzie, ale nie bardzo wiadomo, co mija, nazwy topograficzne w książce prawie się nie pojawiają. Wszystko dzieje się nie w przestrzeni realnej, a emocjonalnej, w ludziach i między ludźmi. Trasa Przemyśl-Szczecin jest dla autora pretekstem do pisania o Polsce, ale pojmowanej jako wspólnota. Polska interesująca autora Przemśl-Szczecin to coś, co dzieje się między ludźmi.

Diagnoza stawiana przez Maliszewskiego jest niepokojąca ­ jakkolwiek pojmowana wspólnota w tej książce nie istnieje. W dużej mierze Przemyśl… jest dla mnie o niemożności nawiązania więzi. Wszelkie próby podejmowane przez bohaterów są skazane na niepowodzenie, niezależnie od tego, czy chodzi o zwykłą pociągową przelotną znajomość (Doktor Z. i licencjatka Daria, student i ksiądz), czy o sprawy ważniejsze, takie jak choćby wspólna wyprawa ojca z synem, która ma pomóc im uporządkować po rozwodzie relacje, a doprowadza jedynie do powstania między nimi pęknięcia. Bohaterowie Maliszewskiego są skazani na samotność. Chciał się wymienić swoim obrazkiem, ale nie miał z kim.(…) Gość pod oknem na pewno użyczyłby sprzętu. Każdy by sobie obejrzał i podzielił się swoim odczuciem. Nie byłoby takiej pustki. Działoby się coś między ludźmi ? myśli jedna z postaci. Czytelnik wchodzi w światy bohaterów, ale zawsze są to światy pojedyncze. Nie scalą ich w jakąś wspólnotę nawet, mające przecież taką właśnie funkcję mity. Zarówno przywołany przelotnie mit smoleński, jak i wielki mit narodowy, pojawiający się przy końcu, w scenie, w której bohaterowie recytują fragmenty Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego. Księgi…nie pomagają, powstała dzięki nim na krótko mała wspólnota (sekta? sektka dwuosobowa?) rozpada się po groteskowym gwałcie na księdzu.

Drugim głównym tematem Przemyśla… jest pisanie. Pax vobiscum, czyli chuj z wami. Idźcie, ofiary, gra skończona. No to idziemy. Piszemy. Nie załapawszy się do telewizji ani innych kasorodnych instytucji, piszemy dalej, wypacamy, co się jeszcze da z siebie wypocić. Nie dla wydawców, bo ci właśnie ślą siódmy list z uprzejmą odmową. Dla wąskiego grona koneserów kwaśno-gorzkiej prozy, dziennika pisanego w niszy ­ to jest jedna strona medalu ukazywanego w książce. Pisanie jest w jakimś sensie zajęciem skazanym na ciągłą klęskę. Z drugiej jednak strony Przemyśl-Szczecin to książka pokazująca wielkość literatury. Pisarz to w tej powieści demiurg, a światy tworzone przez piszące postaci przenikają się ze światem realnym tak, że trudno czytając stwierdzić, gdzie jest głos odautorskiego narratora, a gdzie są głosy narratorów pisanych przez postaci tekstów, gdzie są ich głosy. To pisanie wprawia w ruch postaci, pozwala nam zajrzeć do światów poszczególnych bohaterów, co samo w sobie nie jest przecież niczym zaskakującym, bo dzieje się tak przecież w każdej prozie fabularnej. Ale Przemyśl-Szczecin to powieść o niezwykłej budowie, zwracającej uwagę czytelnika na ten właśnie aspekt pisania. Polifoniczność i szkatułkowość tej prozy zostały wyeksponowane i podkreślone, jak się wydaje, w tym celu. Karol Maliszewski pokazuje pisarza jako kogoś, kto jest na marginesie, ale jednocześnie jako że ma tego świadomość i narzędzia do opisu swojego stanu, stoi trochę ponad resztą społeczeństwa, które go na tym marginesie umieściło. [Poezja] to jest raczej uniesienie drobiazgów życia drobiazgów życia na wyższy poziom, a podczas unoszenia odpada pył, proch, śmieci, zostaje lśniące tworzywo, coś, co uprzędło się na krosnach pojedynczego życia, ale tworzy tkaninę odpowiednią dla każdego ­ czytamy.

Od strony pisarskiej techne Przemyśl-Świnoujście robi wrażenie. To proza pełna fraz poetyckich, celnych i gorzkich. To też, jak już wyżej wspominałem, książka o bardzo ciekawej konstrukcji, postaci wymyślają w niej postaci, a bywa, że te postaci również wymyślają własne historie (jak choćby Lusia), wspominają, analizują. To także tekst pełen odniesień do literatury współczesnej, cytatów, przywołań czasem wypowiedzianych wprost, jak choćby Marta Podgórnik, a czasem subtelnych dialogów, takich jak scena nieudanego wieczoru autorskiego w wagonie WARS-u będąca parafrazą (żartobliwą/ironiczną polemiką?) sceny wieczoru autorskiego w WARS-ie w Życiu, a zwłaszcza śmierci Angeliki de Sance Jacka Podsiadły.

Podsumowując, Przemyśl-Szczecin to nie literatura podróżnicza, raczej literatura tripowa. Pisana nie ku rozgoryczeniu serc. I bardzo dobra.

Jauusz Radwański